SPORT
Było źle, jest dramatycznie. Duże cięcie na sporcie młodzieży. Kluby na skraju
Władze Kielc oszczędzają na czym się da. Nie przeznaczyły ani złotówki na promocję poprzez sport zawodowy. Przekazały mniej o 700 tysięcy złotych na sport młodzieżowy. Więc zadowolonych brak.
W mijającym tygodniu miasto ogłosiło wyniki konkursu na „wspieranie i upowszechnianie kultury fizycznej” w 2023 roku. Brały w nim udział kluby i stowarzyszenia sportowe z Kielc, przede wszystkim te prowadzące grupy młodzieżowe.
Rozdysponowanych zostało blisko 1,7 miliona złotych. Te pieniądze zostały rozdzielone między 83 podmioty. Oprócz nich Fundacja Dogadanka otrzymała 50 tysięcy złotych na prowadzenie ośrodka Kibice Razem Korona Kielce, przy ul. Piekoszowskiej.
Wszystkie kluby zostały postawione w arcytrudnej sytuacji. Ich finanse zostały zmniejszone o 30-40 procent w porównaniu z poprzednim rozdaniem.
– A koszty utrzymania związane z trudnymi czasami wzrosły niesamowicie. Tu nie ma winy miasta, ale czujemy się tak, jakbyśmy nic nie dostali. Nie podpisaliśmy żadnej umowy, więc nie chcę się wypowiadać pod nazwiskiem, bo jeszcze to nam zabiorą – mówi jeden z działaczy.
Podobnych głosów jest zdecydowanie więcej.
Wystarczy zadzwonić i zapytać.
Co z tą piłką?
Podobnie jak w poprzednich latach, komisja konkursowa opierała swoje wyliczenia na siedmiu kryteriach budzących zresztą sporo zastrzeżeń. Najwięcej pieniędzy, bo 360 tysięcy złotych przekazano na piłkę nożną. 170 tysięcy trafiło do Kieleckiego Klubu Piłkarskiego Korona (podmiot nie związany z ekstraklasowym klubem). To mniej o 100 tysięcy w porównaniu z poprzednim rokiem. Porównywalna liczebnie Dziecięca Akademia Piłkarska otrzymała 40 tysięcy złotych. Pierwsza organizacja ma jednak zdecydowanie więcej zawodników w szkoleniu zasadniczym: 364 do 74. DAP skupia się na prowadzeniu najmłodszych grup, zaczynając od czterolatków. Również 40 tysięcy otrzymała Akademia Korony Kielce. Ona w wysoko punktowanym szkoleniu zasadniczym liczy 165 zawodników. Jako jedna z nielicznych w Polsce posiada drużyny we wszystkich Centralnych Ligach Juniorów, co wiąże się z wyjazdami po całym kraju.
– Nie gardzimy żadnymi pieniędzmi. Zastanawia i martwi mnie jednak tak duża dysproporcja. Nie powinniśmy iść na liczbę adeptów, ale na jakość. Korona jest istotnym elementem świętokrzyskiej układanki. Wyznaczamy trendy. Pewnie ktoś robił to z klucza i ma swoje argumenty. Jednak taka kwota na akademię mającą tyle drużyn na szczeblu centralnym, to kropla w morzu potrzeb. Przeznaczamy na nią dwa i pół miliona złotych – mówi Łukasz Jabłoński, prezes kieleckiego klubu.
– Te środki z miasta chcielibyśmy przenieść na transport, na udział w turniejach w Polsce. Wnioskowaliśmy o wyższą kwotę – dodaje Adrian Leszczyński z DAP Kielce.
– Ciągle rosną koszty wynajmu obiektów. W tym wszystkim nie tylko dla nas, ale również innych klubów, nie ma czytelnych zasad. Nikt nie prosił o zaopiniowanie Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej. W lidze mamy około 300 zawodników w ponad 20 zespołach. Wiemy, że algorytm powinien najbardziej premiować te starsze drużyny, w których koszty są największe. Dysproporcja jest jednak spora, chociaż my mamy mniej o 10 tysięcy, a KKP aż o 100, Orlęta o 30, co ich też stawia w trudnym położeniu. Każdy musi walczyć o przetrwanie – wyjaśnia nasz rozmówca.
– Jeździmy po Polsce. Wymieniamy się spostrzeżeniami. W wielu miastach dotacje na sport młodzieżowy są bardzo niskie, ale akademie i kluby mogą liczyć na wsparcie w postaci darmowych obiektów. My mamy problemy, aby na wszystkie wejść – wyjaśnia Adrian Leszczyński.
Otrzymane dotacje nie pozwolą nawet na pokrycie kosztu wynajmu obiektów. Wspomniane KKP i DAP muszą przeznaczyć na ten cel około trzy razy tyle. Dodatkowo od jakiegoś czasu muszą płacić nawet za wynajem Orlików, które w zamierzeniach rządu miały być darmowe. Po pięcioletniej karencji, samorządy mogły jednak wprowadzić opłaty.
Inne dyscypliny, te same problemy
Kluby nie wiedzą, na co przeznaczyć otrzymane pieniądze. Nawet nie mogą nimi zarządzać, bo chociaż kończy się trzeci miesiąc roku, to nikt nie podpisał z nimi stosownych umów. – Ale rachunki za wynajem obiektu spływają w odpowiednim terminie – słyszymy.
Dodatkowym obciążeniem dla budżetów jest brak etatów dla trenerów, którzy w wielu klubach byli długo zatrudnieni w Miejskim Ośrodku Sportowo Wychowawczym. Sprawa nie jest zero-jedynkowa, bo szkoleniowcy-nauczyciele mogą liczyć na dodatkowe godziny w MSOS. Część zajęć odbywa się w ramach klas sportowych. Tylko to zastosowanie jest nieczytelne. W niektórych kręgach słyszymy wprost: „mocno uznaniowe”.
Zatem kolejne liczby. Również wśród tych, którzy szkolą najwięcej, tym razem w piłce ręcznej. Stowarzyszenie KS Vive Handball Kielce otrzymało 150 tysięcy złotych – mniej o 80. Stowarzyszenie Korona Handball 73 tysiące – mniej o 40. Porównywalna kwota zasiliła również konto pierwszej drużyny, której celem jest gra w planowanej Lidze Centralnej. W niej kluby będą musiały zgromadzić około półmilionowy budżet. Czy się to uda? Zależy od rozmów ze sponsorami. Inaczej świetnie szkolący młodzież klub może znaleźć się na marginesie kobiecego handballa.
Królowa sportu pod ścianą?
Od kilku tygodni Kielce mogą pochwalić się odnowionym stadionem lekkoatletycznym, jednym z najładniej położonych w Polsce. Kielecki Klub Lekkoatletyczny sportowo stoi coraz lepiej, ale finansowo zapowiada się rok problemów. W poprzednim rozdaniu mógł liczyć na 150 tysięcy złotych. Teraz na 85.
– Nie wiadomo, na co przekazać pieniądze. Czy zapłacić trenerom, czy może do MOSiR-u (roczny koszt to około 40 tysięcy – red.), może nie organizować zawodów? Zgrupowanie będzie kłopotem. Teraz pewnie rodzice będą musieli za nie zapłacić, a wcześniej musieli pokryć około 30 procent kosztów – mówi Grzegorz Furmanek, były prezes klubu, dziś prezes Świętokrzyskiego Związku Lekkiej Atletyki.
Już teraz część z tych pieniędzy klub będzie musiał oddać rodzicom zawodników, którzy na własny koszt wysłali swoje pociechy na halowe mistrzostwa Polski U18 i U20 do Rzeszowa. KKL zdobył na nich cztery medale. Trzy z nich zgarnęli tyczkarze, podopieczni Agnieszki Wrony. Więcej o tej sprawie pisał portal wKielcach.info. Kielecki klub zajął szóste wśród 80 klubów.
Mistrzem kraju wśród juniorów został Nikodem Pochopień, który skokiem na 4,80 m ustanowił rekord województwa. Teraz może mieć problemy z poprawą tego wyniku. Nie przez brak talentu czy chęci.
– Nikodem potrzebuje czterech, pięciu tyczek, aby móc się rozwijać. To koszt około 30 tysięcy złotych. Nie stać nas na to. Ma skakać wyżej? Czy 4,80 metra to wszystko? To dyscyplina, która wymaga sprzętu. Mamy super zawodnika i musimy dać mu szansę rozwoju – przekonuje Grzegorz Furmanek.
Kielecki sport młodzieżowy opiera się przede wszystkim na entuzjastach, dla których praca z młodymi ludźmi to coś więcej, niż tylko zarabianie pieniędzy. Z tym też jest krucho. Trenerzy w KKL-u nie otrzymują wynagrodzeń (często symbolicznych) od trzech miesięcy. Na szczęście kluby mogą ratować się dotacjami z rządowych programów.
Przy pisaniu tego materiału przeprowadziliśmy kilkanaście rozmów z przedstawicielami kilku dyscyplin. Większość z nich nie chciała jednak wypowiadać się pod nazwiskiem, mając na względzie dobro prowadzonych przez siebie zespołów. Wszystkie podmioty zmagają się jednak z tymi samymi problemami. Muszą podnosić składki członkowskie, czasami sami prezesi dokładają pokaźne sumy z własnych kieszeni, co można określić mianem mecenatu, a nie sponsoringu. Nikt nie chce jednak kończyć działalności. Widok dzieci z pasją daje siłę do pokonywania problemów.
– Trzeba pamiętać, że nawet 20 trenujących osób, to 20 klientów mniej dla dilerów różnego gówna – słyszymy od trenera, a może lepiej od jakiegoś czasu trenera-społecznika.
***
– Tyle się mówi o depresji wśród młodzieży. Przecież oni za jakiś czas nie będą mieli szans na ciekawe zagospodarowanie czasu. Było źle, jest dramatycznie – kwituje trener jednego z kieleckich klubów.
***
Poniżej zamieszczamy rozmowę z wiceprezydentem Marcinem Chłodnickim, któremu podlega Wydział Edukacji, Kultury, Sportu i Turystyki.
– Panie prezydencie, miasto mocno obcięło pieniądze na sport dzieci i młodzieży. Z rozmów z przedstawicielami wielu klubów wiemy, że będą miały problemy ze związaniem końca z końcem. Ucierpią najmłodsi. 700 tysięcy to bardzo wysoka kwota.
– Przy tym wszystkim musimy pamiętać, że samorząd został obciążony bardzo wysokimi kosztami tego, co dzieje się w gospodarce. Również przez rząd z tytułu zmian podatkowych. W poprzednim roku zyskaliśmy mniej pieniędzy z dochodu z podatków PIT. Wzrosły też stopy procentowe, co spowodowało, że obsługa długu, który odziedziczyliśmy po poprzednich kadencjach wzrosła z kilkunastu do blisko 90 milionów złotych. Wzrosły koszty energii. Podobnie jak praca minimalna. Koszty muszą pokryć samorządy. To spowodowało, że w samorządach jest mniej pieniędzy do dyspozycji. Kryzys dotyka przedsiębiorców, nasze prywatne portfele, a także kluby sportowe. My nie jesteśmy wyspą oderwaną od inflacji.
– W projekcie budżetu nie zapisano żadnej złotówki na sport zawodowy. Pod koniec poprzedniego roku usłyszałem, że miasto nie będzie oszczędzało przez to na sporcie młodzieżowym.
– Mówiliśmy o tym, że pieniądze, które mogły być przekazane na sport zawodowy przesunęliśmy do sportu amatorskiego. Gdybyśmy tego nie zrobili, to dziś wśród sportu amatorskiego byłoby 700 tysięcy złotych. To byłby koniec tych klubów. Wiemy, że to drastyczny krok. To mniej niż w poprzednim roku, jednak jest to zastrzyk gotówki. Chcielibyśmy przekazać więcej, ale jest kryzys. On dotyka również miasta.
– Te najmniejsze kluby znaczne środki przeznaczają na wynajem obiektów. Czy miasto ma pomysł, jak rozwiązać tę sytuacje? Może jakieś ulgi?
– Wzrosły ceny energii elektrycznej, to przekłada się na koszt wynajmu obiektów. Co można zrobić? Rząd może wydrukować pieniądze. My tego nie zrobimy. Kluby są na skraju, ale samorząd również. Jaki pan ma pomysł, jak rozwiązać problem? W pierwszej kolejności musimy płacić wymagalne rzeczy: płace minimalne, obsługę długu, energię. Przez to brakuje na inne rzeczy. To wina inflacji.
– Czyli wszystkiemu winny jest rząd?
– Jest dużo czynników. Nie jestem od tego, aby krytykować rząd.
– Tylko, jak słyszymy inne miasta nie tną na najmłodszych adeptach. A też zmagają się z tymi wszystkimi problemami.
– Sprawdzał pan miasta, w których na półtora miliarda budżetu miliard to dług? Musimy go opłacać, wypłacać ludziom pensje, które wzrosły. Gdzieś ubywa tych pieniędzy. Wpływy do samorządu maleją. Po zmianach mamy mniej o ok. 40 milionów złotych. Wiemy, że ten zastrzyk gotówki do klubu jest mały, ale jest. Chcielibyśmy dać nawet cztery miliony, ale to się nie wydarzy w kryzysie.