SPORT
[AUDIO] Dreszer: Jako bramkarz możesz być bohaterem albo frajerem
– Nie spodziewałem się, że spędzę tutaj cztery lata. Człowiek nie zdawał sobie sprawy jak czas szybko biegnie. Z chęcią zostałbym i pracował dłużej, bo Koronie zawdzięczam bardzo dużo. W mieście czuję się dobrze, podobnie jak moja rodzina. Jeśli klub ma inne plany, to trzeba je zaakceptować – powiedział Mirosław Dreszer, trener bramkarzy Korony Kielce, który był gościem audycji „Cały Ten Sport”.
55-letni szkoleniowiec po sezonie opuści klub. Według nieoficjalnych informacji, od lata za przygotowanie golkiperów będzie odpowiadał kielczanin Mateusz Gwizd, który obecnie pracuje w Akademii Miedzi Legnica.
Mirosław Dreszer pracował w „żółto-czerwonym” klubie od 1 lipca 2017 roku. Po odejściu Gino Lettieriego, był w sztabie Mirosława Smyły i Macieja Bartoszka.
– Zostałem zaproszony tutaj przez prezesa Krzysztofa Zająca. Posiadam najwyższą licencję do pracy z bramkarzami, ponadto znam niemiecki. Z trenerem Lettierim docieraliśmy się, ale z meczu na mecz wyglądało to coraz lepiej. W pierwszych miesiącach zespół grał pierwszorzędnie, jedną z lepszych piłek w kraju. Później wszystko zaczęło się psuć – opowiadał Mirosław Dreszer, który raczej nie narzekał na współpracę na linii pierwszy trener – trener bramkarzy.
– W każdym klubie pierwszy trener decyduje o wszystkim. Proponowałem swoje pomysły, czasami on zwrócił na coś uwagę. Grałem w Niemczech i lubię ich styl pracy. Musi być dobrze wykonana, rzetelna i poparta umiejętnościami. Trener Lettieri nieco się pogubił, a w końcówce zaczął kombinować też z bramkarzami. Miał swojego asystenta, któremu powinien ślepo zaufać – tłumaczył 55-letni szkoleniowiec.
Za kadencji Gino Lettieriego przez Koronę przewinęło się kilku bramkarzy. Patrząc już z perspektywy czasu, kielecki klub najmocniejszą „trójkę” miał w sezonie 2017/18. Wówczas o miejsce w składzie rywalizowali Zlatan Alomerović, Maciej Gostomski i Matthias Hamrol.
– Każdy z nich trafił później do mocniejszych finansowo i personalnie klubów – przyznał były golkiper 1.FC Magdeburg.
Szczególnie dużo kontrowersji wzbudziło odejście Macieja Gostomskiego, który bardzo dobrze spisywał się w rundzie jesiennej wspomnianego sezonu. W lutym wyszło na jaw, że podpisał obowiązujący od lata kontrakt z Cracovią. Wcześniej nie poinformował o tym klubu, który zdecydował odsunąć go od pierwszego zespołu. Mirosław Dreszer również nic nie wiedział o takim kroku zawodnika. 55-latek może czuć jednak satysfakcję, że pod jego opieką ten golkiper prezentował dobrą formę.
– Maciek był specyficznym człowiekiem, trzeba było do niego dotrzeć. Udało mi się, bo fajnie tutaj wyglądał. Trzeba było go cały czas pilnować. Był jak małe dziecko, które należy prowadzić. Kiedyś otrzymałem telefon od jednego trenera z Polski: „Mirek, co ty robisz. Dawałem mu trzy szanse i zawsze wszystko spieprzył”. Odpowiedziałem: „Poczekaj”. Później był drugi telefon z pytaniem, jak udało się do niego dotrzeć. Dużo rozmawialiśmy, a on solidnie trenował. Trafił do mocniejszego zespołu, jakim była wtedy Cracovia. Teraz dobrze broni w Łęcznej – wyjaśniał Mirosław Dreszer.
Wychowankowi GKS-u Tychy przyszło pracować również z Luką Kukiciem, który dla wielu stał się sztandarowym przykładem nieudanych transferów poprzednich, niemieckich właścicieli klubu.
– To była dziwna sytuacja. Trener bramkarzy może kogoś polecić, czasami decydują osoby, które są odpowiedzialne za transferowanie zawodników. Zdarzyło się tak, że dali mi tego gracza. Przejrzałem go na „InStacie”, a później usłyszałem, że już podpisał kontrakt. Obejrzałem jego kilka spotkań i stwierdziłem, że nie nadaje się do nas. Musiałem go szkolić i tyle – powiedział Mirosław Dreszer. I dodał: – Jeśli chodzi o treningi i zaangażowanie, był to bardzo solidny chłopak. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy, ale woli walki nie można mu odmówić.
W ostatnim okresie numerem jeden w kieleckiej bramce był Marek Kozioł, który trafił do Korony z polecenia Mirosława Dreszera.
– Oglądałem go w kilku meczach. Gino pojechał tylko na jeden, gdzie akurat zrobił błąd. Wtedy trener powiedział: „Kogo chcesz mi tutaj kupić?”. Poprosiłem o zaufanie. Marek później pokazał klasę, będąc ważnym punktem zespołu – przyznał trener bramkarzy „żółto-czerwonych”.
W ostatnich spotkaniach więcej szans dostają młodzi zawodnicy: Marceli Zapytowski i Jakub Osobiński. Drugi z nich nie wystrzegł się poważnych błędów w przegranym spotkaniu z Sandecją.
– To młodzi zawodnicy, którzy uczą się zawodu. Nie mają jeszcze iluś tam spotkań w pierwszej lidze. Ciężko pracują na swoje nazwiska. Młodość ma to do siebie, że popełnia się błędy. Z boku też nie lubię patrzeć jak robi je mój bramkarz. Marek nie popełnia takich błędów, które utkwią komuś w głowie. Mniej doświadczeni, jeśli już robią to najczęściej „wielbłądy”. Takie ostatnio zdarzyły się Kubie. Moja dewiza jest prosta. Zawsze powtarzam swoim podopiecznym, że bramkarz jest bardzo trudną pozycją. Możesz być bohaterem albo frajerem. Po meczu w Nowym Sączu powiedziałem Kubie: „widzisz po Sosnowcu byłeś bohaterem, po tygodniu jesteś frajerem”. Przyznał mi rację, że tak mówiłem. Teraz musi wziąć się do pracy i nie powielać błędów – wyjaśniał Mirosław Dreszer, który podał przykłady nieudanych występów ze swojej bogatej kariery.
– Kiedyś, trzy dni po moim weselu, przegrałem w Szczecinie 2:7. Musiałem się z tego podnieść, przyjąć to na klatę. W debiucie w 2. Bundeslidze, przy pełnym stadionie, przegrałem 2:5 z Wolfsburgiem. Byłem załamany, jednak trener dał mi szansę. W kolejnych meczach poszło, zaliczyłem kilka dobrych występów. Trzeba podnieść się z porażek. Nie można jednak zbić piątki i przejść do porządku dziennego. Błędy trzeba przeanalizować i robić wszystko, aby ich nie powielać.
Nie wiadomo, jak będzie wyglądała obsada bramki Korony Kielce. Bardzo możliwe, że drużynę opuści Marek Kozioł, z którym klub nie osiągnął porozumienia w sprawie nowego kontraktu. O miejsce między słupkami mogą rywalizować Osobiński i Zapytowski.
– Moim zdaniem, jeśli chcesz walczyć o ekstraklasę, to musisz mieć doświadczonego bramkarza. Robiłbym wszystko, aby z Markiem dojść do konsensusu. Jednego młodego zostawić, drugiego oddać na wypożyczenie, aby się ogrywał. Do tego jest 16-letni Adrian Sandach. Ci chłopcy mają potencjał, muszą jednak ciężko pracować – zakończył Mirosław Dreszer.
POSŁUCHAJ ROZMOWY Z MIROSŁAWEM DRESZEREM: