REGION
[ROZMOWA] „Michniów wyglądał okropnie. Słychać było płacz i jęk ludzi”
– Pamiętam płacz mamy, kiedy Niemcy wyprowadzili mojego szesnastoletniego brata – wspomina Marianna Wikło, świadek pacyfikacji Michniowa w rozmowie z Radiem eM Kielce.
Rozmowa z Marianną Wikło podczas uroczystości otwarcia Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich.
Czy pamięta pani 12 lipca 1943 roku?
Zginęła mi wtedy mama i dwóch braci, a ja zostałam z siostrą bliźniaczką. Miałyśmy wtedy dokładnie trzy lata i sześć miesięcy. Obrazy są różne, ale zachowałam wiele w pamięci, bo ciągle opowiadał mi o tym ojciec i moja ciocia, która nas wychowywała. Pamiętam płacz mamy, kiedy Niemcy wyprowadzili mojego szesnastoletniego brata dokładnie 12 lipca. Mama wołała: Ryszardzie, wróć do nas. Taki obraz zachował mi się w pamięci. Mama niestety szukała Ryśka cały dzień, bo chciała koniecznie go znaleźć. My z siostrą stałyśmy i płakałyśmy, bo było dużo dymu i strzałów. Dzieci były zdezorientowane tym co się dzieje. Czułam okropny strach. Wówczas mama mówi: idźcie do cioci, do następnej wsi, a ja tu zostanę i będę szukać swojego syna. Ciocia poszła z moją siostrą, bo miała wątpliwości czy poradzi sobie z dwiema dziewczynkami. Ja ich dogoniłam, krzyczałam i płakałam. W końcu się zgodziła, ale kazała mi iść pieszo. Michniów wówczas wyglądał okropnie, jak opowiadał mój ojciec. Nie zostało tutaj nic. Były tylko sterczące kominy, kikuty spalonych drzew, płacz i jęk ludzi, a w powietrzu unosił się swąd palących się ciał.
Jak młode dziewczynki radziły sobie bez mamy?
Bardzo ciężko to przeżyłyśmy. Często budziłyśmy się w nocy i krzyczałyśmy „Przyjdź do nas,mamo!”. Wtedy problemem była też straszna bieda. Wieś przestała istnieć, nie było nic, nawet jednego domu.
Wiemy, że mieszkańcy starali się o upamiętnienie tamtej zbrodni i odbudowę wsi. Wiemy też, że były z tym problemy.
Nasze władze zastanawiały się po wojnie, czy warto odbudować Michniów. Chciano nam dać pewne miejsce w okolicach Radomia. Chłop polski jednak jest uparty. Nie zgodziliśmy się na to i wróciliśmy do Michniowa. W pamięci została mi wzajemna pomoc i niezwykły zapał w dziele odbudowy wsi. Pan Bóg chyba tak chciał, bo w lesie była burza i wywróciła wiele drzew. Zostało ono przeznaczone na odbudowę naszych domów.
Pamięć o zbrodni też była żywa.
Nawet bardzo żywa. Dlatego właśnie powstało to Mauzoleum. Myśmy ciągle wspominali tę zbrodnię. Gromadziliśmy się i opowiadaliśmy po domach to co przeżyliśmy. Tęskniliśmy za tymi, którzy zginęli. Mieszkańcy zaczęli się jednak budować i stawiać coraz większe domy. Teraz jest nowe pokolenie, lepiej wykształcone. To cieszy. Pamięć o tych, którzy polegli w dalszym ciągu jest w naszych sercach i umysłach. Będzie trwać wiecznie.
No właśnie, pamięć jest ważna. Co by pani powiedziała osobom, którzy mówią, że nie liczy się przeszłość, ale jedynie przyszłość?
Liczy się przeszłość. Bez korzeni, bez przeszłości nie ma życia, nie ma wspomnień i nie ma nic. Oczywiście, trzeba przebaczać i darować winy, ale to co było musi zostać zachowane.
Czy można powiedzieć, że uroczystość otwarcia Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich to ukoronowanie wieloletnich starań mieszkańców o pamięć o ofiarach pacyfikacji?
Oczywiście, że tak. Przyjechała do nas Głowa Państwa. Cieszy, że nasze starania zostały uwieńczone. Co roku odprawiane są Msze Święte w intencji ofiar. Nie było jeszcze roku, żeby Eucharystia nie została odprawiona. Kilka lat po pacyfikacji, kiedy ludzie w większości pamiętali co tu się stało, uroczystości wiązały się z płaczem i łzami. Czas leczy rany, ale nie wszystkie rany dają się zagoić. W tym przypadku rana była olbrzymia, bo czy dziewięciodniowe dziecko mogło być winne? A jednak zostało w trakcie pacyfikacji brutalnie zamordowane.
Jaka lekcja płynie ze zbrodni niemieckiej w Michniowie?
Warto samemu się przekonać i przyjechać do Mauzoleum. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca i opowiadania wszystkim co się tutaj zdarzyło.
Dziękuję za rozmowę.