REGION
Pogotowie ma pełne ręce roboty. Zamiast do POZ-ów dzwonią po karetkę


Nie tylko szpitale mają pełne ręce roboty w dobie trzeciej fali pandemii. Również pogotowie ratunkowe odnotowuje coraz więcej zgłoszeń. W sytuacji nie pomagają przychodnie POZ, do których - pomimo apeli Narodowego Funduszu Zdrowia - nadal trudno się dodzwonić czy umówić na wizytę stacjonarną. Pacjenci w takich przypadkach często dzwonią po pogotowie ratunkowe.
Jak przyznaje Marta Solnica, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach, pracownicy tej jednostki mają cały czas mnóstwo zgłoszeń.
– Przy drugiej fali pandemii mieliśmy duże problemy z umieszczeniem pacjentów w lecznicach, teraz placówek leczących pacjentów covidowych cały czas przybywa, więc nie musimy jeździć karetkami od szpitala do szpitala, jak było jesienią. W fali jesiennej oczekiwanie pod izbami Ppzyjęć czy SOR-ami trwało nawet kilka godzin. Rekord to 15 godzin pacjenta w karetce przed szpitalem; doszło wtedy do sytuacji, że pacjent dostał leki, jego stan zdrowia przez ten czas się poprawił i poprosił ostatecznie, żeby odwieźć go do domu. Teraz takich przypadków nie ma, chorzy przekazywani są płynnie do placówek, ale pracy nadal jest ogrom - mówi Marta Stolnica.
- Oprócz przewożenia pacjentów, zespoły wyjazdowe pobierają wymazy w kierunku Covid-19 oraz jeżdżą do osób niezakażonych, które potrzebują nagłej pomocy. Musieliśmy zatrudnić w tym roku dodatkowych pracowników na umowy zlecenie, ale też stała kadra wyrabia nadgodziny z uwagi choćby na to, że część zespołu przebywała na kwarantannie czy była chora – dodaje.
– Obecnie 80 procent wyjazdów, to wyjazdy do pacjentów covidowych, którzy mają duszności czy ogólnie pogarsza się ich stan zdrowia. Bardzo trudno jest wykonywać ciężkie czynności, np. reanimacji krążeniowo-oddechowej, będąc ubranym w fartuchy, maski i cały strój zabezpieczający przed zakażeniem. Do tego dochodzą transporty pacjentów do szpitali, zdarzają się osoby przewożone pod respiratorami, co wymaga dodatkowej wiedzy i doświadczenia ratowników. Po każdym pacjencie covidowym karetka musi być dezynfekowana, co zajmuje blisko godzinę. Z pełnym uznaniem mogę mówić o pracy osób, które jeżdżą w karetkach – dodaje Marta Solnica.
Dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego w Kielcach podkreśla, że pracownicy najbardziej narzekają na brak reakcji ze strony POZ-ów. – Wielu naszych wyjazdów można byłoby uniknąć, gdyby lekarze z POZ-ów chcieli pacjentów przyjąć i zbadać. Dyspozytorzy informują mnie, że chorzy często dzwoniąwtedy, gdy choroba trwa u nich na przykład dwa tygodnie i pojawia się u nich duszność czy ciężkie objawy. Argumentują takie zachowanie tym, że nie mogli dodzwonić się do przychodni i skontaktować z lekarzem – mówi Marta Solnica.
Jak informowaliśmy kilka tygodni temu, ministerstwo zdrowia ograniczyło teleporady. Wizyta stacjonarna jest obowiązkowa m.in. dla dzieci do szóstego roku życia, w związku z chorobą przewlekłą, gdy stan pacjenta się pogorszył lub wystąpiła zmiana objawów, jak również dla pacjentów z podejrzeniem nowotworu. Regulacja mówi również o tym, że porada musi odbyć się stacjonarnie, jeśli pacjent lub jego opiekun nie wyrazi zgody na odbycie jej w formie zdalnej. Cały czas pojawiają się jednak problemy zarówno z dodzwonieniem się do przychodni jak i osobistą wizytą u specjalisty, a w takiej sytuacji pacjenci często dzwonią po karetkę lub bezpośrednio zgłaszają się na SOR.








