REGION
Oficjalnie rzecznik wojewódzkiego szpitala, a NIEOFICJALNIE...
Czy tęskni za dziennikarstwem? Czy praca rzeczniczki Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach jest trudna? Dlaczego badania profilaktyczne są ważne? Jak to jest wygrać z nowotworem? Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Anną Mazur-Kałużą.
Bycie rzecznikiem to nie jest łatwa praca.
Rzeczywiście nie jest to łatwa praca, ale niezwykle ciekawa. Mimo upływu lat nie znudziła mi się. Każdego dnia uczy mnie pokory. Informując o czymś muszę ważyć każde słowo. Często konsultuje się z działem prawnym. Bardzo szanuję dziennikarzy. Wiem, że oni wykonują swoją pracę i nigdy nie odmawiamy im komentarza. Często jednak informacje są bardzo lakoniczne, bo muszą być.
Kiedyś życie szpitala było bardziej niedostępne. Dzisiaj wiemy więcej o tym, co dzieje się w murach.
Staramy się dzielić przede wszystkim tym, co jest dobre. Jest bardzo dużo hejtu, krytyki wymierzonej w biały personel, natomiast ja staram się pokazywać tę drugą stronę. Mówię o tym, że jest to środowisko, które bardzo ciężko pracuje, staram się pokazywać ile zaangażowania wymaga opiekowanie się pacjentami, ważne są dla mnie tematy dotyczące profilaktyki.
Najtrudniejsza rzecz, której doświadczyłaś pracując jako rzecznik to…
To śmierć profesora Wojtka Rokity. Każdy chyba zna tę historię. Pan Profesor był pierwszą osobą w regionie, która z podejrzeniem koronawirusa trafiła do kliniki chorób zakaźnych naszego szpitala. Gdy pojawiły się na ten temat oficjalne informacje rozpętało się piekło. Hejt, a później śmierć Profesora to była najtrudniejsza sytuacja w moim życiu zawodowym, z którą przyszło mi się zmierzyć. Do dzisiaj sobie z nią nie poradziłam. Jako rzecznik próbowałam wyhamować tę falę nienawiści, ale nie byłam w stanie…
A najpiękniejszy moment?
Myślę, że było ich wiele. To są chwile, w których otrzymuję informację o pobraniu narządów, które uratują życie wielu pacjentom. Piękny moment to ten, w którym idę na porodówkę i widzę dopiero co urodzone maluszki. Piękne momenty to te, kiedy widzę pasję w oczach lekarzy, którym udało się uratować życie kolejnej osoby.
Zanim zostałaś rzecznikiem byłaś dziennikarzem radiowym. Tęsknisz za tym okresem?
Bardzo. Zaczęłam swoją pracę od materiału z powodzi w okolicach Sandomierza. Później bardzo często jeździłam do wypadków samochodowych. Miałam czas, gdy uwielbiałam sądy, prokuratury, współpracę z policją. Przesiadywałam godzinami na salach sądowych. Zawsze byłam w ruchu i chciałam doświadczać. Ta praca dała mi dostęp do miejsc i wydarzeń, w których w normalnych okolicznościach nie mogłabym uczestniczyć. Odeszłam z radia po urodzeniu pierwszego syna, bo uznałam, że potrzeba mi już spokoju. Potem zostałam rzecznikiem.
Czy to nie jest trochę tak, że szewc bez butów chodzi?
Widzimy, że chorują ludzie wokół nas. Współczujemy im, ale myślimy, że nas to nie dotyczy. Natomiast moje życie przez ostatnie lata było naznaczone chorobą. Mój mąż zmarł na raka, później ja sama z uwagi na stres i tempo życia miałam poważne problemy zdrowotne. Natomiast dzięki cytologii nowotwór został wykryty dostatecznie szybko. Teraz jestem zdrowa. Uważam, że każdy z nas ma kogoś bliskiego i powinniśmy się chociażby dla nich troszczyć się o siebie. Kiedy w rodzinie choruje jedna osoba, tak naprawdę cierpią i chorują wszyscy.
Co masz zawsze przy sobie?
Różaniec babci, która zmarła wiele lat temu, ale wychowywała mnie razem z mamą. Tata zmarł tragicznie.
Twoja dewiza życiowa?
To fragment wiersza. „Wszystko co mnie spotyka jest dla mnie najlepsze, nawet jeżeli z początku wydaje mi się złe, jest to lekcja, która mnie czegoś uczy. Wkrótce dowiem się czego”.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Aleksandra Niemczyk. Spisała Weronika Kępa.