REGION
Od dziś znikają kolejne obostrzenia. Czy realnie coś zmieniają?
Od dziś (21 lipca) wchodzą w życie kolejne poluzowania ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa. Między innymi zostanie skrócony dystans społeczny z dwóch metrów do półtora, na targach i konferencjach będzie mogło uczestniczyć więcej osób, a na obiektach sportowych limit publiczności zostanie podwyższony do 50 procent.
Nowe rozporządzenie Rady Ministrów przewiduje również obniżenie maksymalnego limitu uczestników wystaw, kongresów i spotkań na osobę na 2,5 metra kwadratowego.
– To wydarzenia, na których liczba osób może być w pełni kontrolowana, a każdy uczestnik może być ewidencjonowany z imienia i nazwiska – podkreślił wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. – To pozwoliło wprowadzić pewne poluzowania co do tzw. dystansu społecznego – dodał.
Rozporządzenie zakłada również zniesienie obowiązku naprzemiennego zajmowania miejsc w kinach, na imprezach artystycznych i rozrywkowych w pomieszczeniach, a także w amfiteatrach i muszlach koncertowych. Limit wykorzystania miejsc w tych przypadkach to maksymalnie 50 procent.
Obowiązek noszenia maseczek w przestrzeniach zamkniętych póki co nie zostanie zniesiony. Jednak czy nowe przepisy faktycznie coś zmieniają, skoro wiele osób już od dawna nie stosuje się do ustalonych zasad?
– W marcu, gdy po raz pierwszy zmierzyliśmy się z koronawirusem, to była dla nas zupełnie nowa sytuacja i poziom lęku był bardzo wysoki. Teraz możemy mówić o procesie adaptacji, przyzwyczailiśmy się już do takiego stanu rzeczy. Znoszenie pierwszych restrykcji spowodowało, że poluzowania poszły zdecydowanie dalej niż to było zapowiadane. Zaczął się też okres urlopowy, nad morzem obserwujemy tłumy turystów, którzy w ogóle nie stosują się do zaleceń, a skutki tego mogą być opłakane – podkreśla psycholog Joanna Zacz vel Jacz. – Poziom lęku automatycznie wzrasta z kolei u osób, u których ktoś z rodziny czy znajomych zaraził się koronawirusem – dodaje specjalistka.
Mnóstwo osób nie stosuje się do obowiązujących obostrzeń, zadając sobie jednocześnie pytanie: czy jesienią możemy spodziewać się kolejnej drugiej fali zachorowań?