REGION
Nowa szkolna rzeczywistość. Nikomu nie jest łatwo
Kilkumetrowe kolejki, pomiar temperatury, dezynfekcja rąk i obowiązkowe maseczki przy wejściu do budynku. Tak wygląda nowa rzeczywistość w przedszkolach i szkołach po rozpoczęciu roku szkolnego. Uczniowie, nauczyciele i rodzice mają duży problem, żeby się odnaleźć w tej sytuacji.
Uczniowie wrócili do szkolnych ławek po decyzji ministra edukacji Dariusza Piontkowskiego, którą ogłosił 5 sierpnia. W regionie świętokrzyskim do przedszkoli, szkół podstawowych i średnich poszło ponad 175 tysięcy dzieci i młodzieży. Póki co we wszystkich placówkach zajęcia odbywają się w formie tradycyjnej. Jednak nowy rok szkolny będzie wyglądał inaczej niż poprzednie. W najtrudniejszej sytuacji są uczniowie, którzy rozpoczynają edukację w szkole podstawowej, bo dla nich wszystko jest nowe. Duży problem mają także ich rodzice.
– Muszę wyjechać z domu dużo wcześniej, żeby zawieźć dzieci do przedszkola i szkoły, a potem zdążyć na czas do pracy. Dzisiaj musiałam czekać na wejście do przedszkola 20 minut, bo tyle stałam z synem w kolejce do pomiaru temperatury i dezynfekcji rąk. Później szybko do szkoły, a tam jeszcze większe zamieszanie – relacjonuje pani Monika, mama dwójki dzieci.
– Najgorsze jest to, że drugi syn w tym roku poszedł do pierwszej klasy podstawówki i wszystko dla niego jest nowe. Nie dość, że stresował się tym, że nie zna nikogo i nie wie, jak wygląda nauka, to jeszcze te procedury. Najpierw staliśmy w kolejce przed szkołą, a potem w środku do dezynfekcji. Wszystko zajęło tyle czasu, że spóźniłam się do pracy – mówi zdenerwowana.
Kielczanka uważa, że wiele procedur jest niepotrzebnych. – Skoro dzieci wchodzą do budynku razem, to po co stoją w odstępach przed wejściem? Tak samo nie ma sensu, żeby zakładały maseczki przy wejściu do szkoły, bo i tak później je zdejmują. Mam też wątpliwości, jeśli chodzi o dezynfekcję rąk, bo przy tak częstym użyciu dzieci będą miały zniszczoną skórę. Inna sprawa, że wszyscy wdychają alkohol z płynów dezynfekcyjnych, którego zapach czuć w całym budynku.
Co o nowej sytuacji w szkołach myślą dyrektorzy szkół?
Tomasz Gruszczyński, dyrektor Szkoły Podstawowej w Brynicy, uważa, że większość szkół jest dobrze przygotowana do prowadzenia nauki w formie tradycyjnej, a wprowadzone procedury są dostosowane do ich potrzeb. Jednak to dyrekcja odpowiada za to, żeby wszyscy czuli się bezpiecznie.
– Każdy z nas się denerwuje, ale wszyscy się uczymy nowej sytuacji. Nie mogę jednak przelewać swoich emocji ani na uczniów, ani na pracowników – mówi dyrektor Gruszczyński. – Dzieci są wystraszone, bo to dla nich nowe doświadczenia, ale nauczyciele przekazują im wiedzę, jak mają się zachowywać, bo szkoła ma być przyjazna i miła, a dziecko ma się czuć bezpiecznie. Będę przyjmował uwagi i sugestie nauczycieli, żebyśmy mogli w miarę możliwości rozsądnie wdrożyć wszystkie dobre pomysły, aby ta nowa sytuacja w żaden sposób nie wpłynęła na samopoczucie dzieci – tłumaczy.
W nowej rzeczywistości na pewno łatwiej mogą odnaleźć się starsi uczniowie. Tomasz Kośny, dyrektor II Liceum Ogólnokształcącego imienia Jana Śniadeckiego w Kielcach stwierdza, że licealiści nie mieli większych problemów z powrotem do szkoły.
– Mamy bardzo zdyscyplinowaną młodzież. Zgodnie z zaleceniami i procedurami, które nas obowiązują od 1 września, uczniowie przychodzą do szkoły w maseczkach, mają do dyspozycji środki dezynfekcyjne na korytarzach, a po wejściu do klasy mogą siedzieć w maseczkach, ale nie muszą. Zakładają je dopiero na przerwie, ale zachowanie stuprocentowego dystansu jest nierealne. Jeżeli będziemy mieli jakiś problem, przejdziemy na system hybrydowy – informuje dyrektor Kośny.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji, w przypadku zakażenia wśród uczniów lub pracowników placówki będą zmieniać tryb nauczania na hybrydowy lub powrócą do lekcji on-line.