REGION
Więcej nas pojedzie autobusami. Dokładnie - ilu?
Wczoraj na konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki zapowiedział trzeci etap odmrażania gospodarki, w ramach którego zmiany obejmą także transport publiczny. W autobusach miejskich będzie mogło podróżować jednocześnie więcej osób.
Do tej pory w komunikacji miejskiej pasażerów mogło być tylu, ile wynosiła suma połowy miejsc siedzących. W tym momencie może być to 30 procent wszystkich miejsc stojących i siedzących.
- Jeżeli autobus ma na przykład 30 miejsc siedzących i 70 miejsc stojących to łącznie mamy sto miejsc – więc pasażerów może być trzydziestu. Z tym, że co drugie siedzenie musi pozostać wolne. Do tej pory w takim autobusie mogło przebywać piętnastu pasażerów – tłumaczy Elżbieta Śreniawska, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji.
Okazuje się jednak, że autobusy miejskie notorycznie jeżdżą przepełnione.
- Dozwolona liczba pasażerów w autobusach przeważnie jest przekraczana – sygnalizowaliśmy to kilkukrotnie przewoźnikowi, ponieważ bez decyzji Zarządu Transportu Miejskiego nie możemy podstawić dodatkowego autobusu. Bywały przypadki policyjnych kontroli, kiedy zatrzymywano autobus i kierowca nie mógł kontynuować jazdy, dopóki część pasażerów nie wysiadła. Ci nie chcieli opuszczać pojazdu, ponieważ zapłacili za bilet – to zrozumiałe. Wtedy przeważnie organizowano dodatkowy autobus – informuje prezes MPK.
Przypomnijmy, że za odpowiednią liczbę pasażerów w pojeździe odpowiada kierowca.
- Niestety, tak mówi rozporządzenie, jednak on nie jest w stanie zweryfikować tej liczby. Kierowca nie może wychodzić z kabiny i liczyć wszystkich pasażerów w pojeździe.
W niektórych gminach znacznie zmniejszyła się liczba kursów i to dodatkowo powoduje przepełnienie w autobusach. - Teraz w pewnym stopniu się to zmieni, ale nie spodziewałabym się wielkiej poprawy. Nasze przychody w kwietniu zmniejszyły się sporo, powyżej dwudziestu procent. W maju powinno być już lepiej, bo część linii jest już przywracana i pojawiają się dodatkowe autobusy. Sytuacja jest jednak wciąż ciężka, bo koszty są stałe, a żadne z rozwiązań tarczy antykryzysowej nas nie obejmuje – mówi Elżbieta Śreniawska.