PUBLICYSTYKA
Zginął śmiercią lotnika
Skromna mogiła na kieleckim cmentarzu wojskowym. Tylko metalowy krzyż, stara kamienna obmurówka i tabliczka: „ Kpt. pil. obs. Eugeniusz Michał Makowski. Ur. 9.4.1905. Zm. 16.7.1938. Zginął śmiercią lotnika”. Czy ktoś pamięta, kim był, jak zginął? Dlaczego spoczywa na kieleckim cmentarzu?
W lipcu 1938 r. na lotnisku w Masłowie odbywały się VI Krajowe Zawody Szybowcowe. Kapitan Eugeniusz Makowski chciał pobić własny rekord Polski. Zaryzykował lot w czasie silnej burzy. Jego szybowiec nie wytrzymał. Spadł w lesie, niedaleko Czarnieckiej Góry. Pilot został prawdopodobnie uderzony częścią szybowca i nie mógł otworzyć spadochronu.
Latanie było jego wielką pasją. Urodzony w Małoszycach, na ziemi miechowskiej, po gimnazjum wstąpił do Korpusu Kadetów w Modlinie, a potem do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. W 1928 r. rozpoczął służbę w 4 pułku lotniczym w Toruniu. Został pierwszym dowódcą stworzonej przez siebie 143 eskadry myśliwskiej pułku. Godło eskadry – kaczkę – przejął potem 308 Polski Dywizjon Lotniczy, uczestniczący w bitwie o Anglię. Kapitan Makowski był też szybownikiem. Miał Międzynarodową Odznakę Szybowcową, do niego należał rekord Polski w wysokości lotu szybowcem – 2180 metrów. Kolejnego rekordu nie udało mu się pobić.
Został znaleziony następnego dnia po katastrofie. Na jego pogrzeb do Kielc przyjechali matka i przyrodni brat – Juliusz Ojrzanowski.
Po latach historia zatoczyła koło. Juliusz Ojrzanowski, urodzony w ziemi kieleckiej, rozpoczął przed wojną pracę w gimnazjum stolarskim w Hajnówce.Przez długie lata był cenionym nauczycielem zawodu i działaczem ochrony środowiska.
To on przed laty zebrał informacje o swoim przyrodnim bracie, lotniku, pochowanym na cmentarzu w Kielcach. Przekazał je swojemu znajomemu z Hajnówki, prof. dr. hab. Leszkowi Olszewskiemu, który z Hajnówki i Białowieży jako młody mężczyzna przyjechał do pracy w Kielcach. Informacje i pamiątki po Eugeniuszu Makowskim trafiły po śmierci Juliusza Ojrzanowskiego do Muzeum Lotnictwa.
Eugeniusz Makowski pisał też wiersze. Oto jeden z nich:
A jeśli kiedyś korkociągu usta
Zgłodniałe, wessą mnie razem z maszyną,
Że pozostanie jeno plama tłusta,
Nie płacz, rzecz zwykła, lotnicy tak giną.
Bo lepiej strzaskać skrzydła w zachwyceniu marzeń
Niż późnej dożywszy starości,
W osamotnienia spocząć zimnym cieniu…
Czyżby przeczuwał, ze zginie jak lotnik?
Warto, by pamięć o kapitanie Makowskim nie zaginęła. Może mogiłą na kieleckim cmentarzu zaopiekują się członkowie aeroklubu kieleckiego, może któraś z drużyn harcerskich? Szkoda, by grób jednego z tych, którzy tworzyli siłę polskiego lotnictwa, kolegi lotników walczących później w bitwie o Anglię, zapadł się w ziemię.
Marek Maciągowski