PUBLICYSTYKA
Zbieram… mydła i szampony
Rozmowa z Jerzym Wątrobą, prezesem Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Kielcach.
- Dobrze obliczyłem, że funkcję prezesa ZDZ pełni pan już 20 lat? W tym roku była, zdaje się, okrągła rocznica?
- Rocznica dopiero będzie, ale w grudniu, tego roku oczywiście.
- Wygląda na to, że jest pan jednym z najdłużej urzędujących prezesów w tym mieście. A kto wie, może jedynym, który tak długo prezesuje. Nie znudziło się to panu? Nie ma pan chętki na zmianę zakładu pracy?
- Nie, raczej nie. Wieloletnie doświadczenie w zakładach samochodowych i innych pokrewnych zawodowo instytucjach pozwoliło mi przenieść wiedzę do ZDZ. Poza tym o nudzie nie ma mowy! Wstając rano nigdy nie wiem co mnie czeka w pracy, każdy mój dzień jest inny. To jest fajne, ja to lubię.
- Wiem, że jest pan zapalonym wędkarzem. Gdzie pan jeździ na ryby?
- Tu poprawka: byłem wędkarzem. Teraz każdą wolną chwilę poświęcam wnukom, zwłaszcza najmłodszemu, niedawno narodzonemu. Wracając do wędkowania, to najczęściej jeździłem na zbiornik Wióry, w kierunku Kałkowa. Cudowna okolica, spokój, cisza, czysta woda. Gorąco polecam, choć teraz czasu nie mam i żałuję…
- Tego pan żałuje, a powie nam pan, czego się wstydzi?
- Gdy palnę jakąś gafę. Wiadomo, wiek już robi swoje. Wstydzę się też gdy komuś uda się wyprowadzić mnie z równowagi, a co ciekawe, niektórym udaje się to coraz częściej. Tak, to jednak wiek… Albo odporność psychiczna już nie ta (śmiech).
- Moja największa wada to?
- Nie potrafię odnaleźć się w domu. Gdyby nie żona, nie poradziłbym sobie z jego organizacją. Nic nie potrafię zrobić…
- Mam słabość do...
- Kiedyś do rozrywki (śmiech), a poważnie to oczywiście do wnuków. Mogą ze mną robić co chcą. Nawet sam im podpowiadam, co mogą robić. Najstarszego wnuka rozpieszczam finansowo, bo to już prawie 18-letni kawaler, a dwunastoletnią wnusię i najmłodszego dziewięciomiesięcznego po prostu noszę na rękach, dosłownie i w przenośni…
- Mój sposób na dobry humor...
- Zwykle rozweselam się śpiewając, ale generalnie staram się mieć dobry humor zawsze. Są jednak specjaliści, którzy bardzo szybko potrafią zmienić ten stan rzeczy.
- Z podróży zawsze przywożę...
- Mam taką słabość, że wychodząc z hotelu, w którym mieszkam, zabieram te małe szamponetki i mydełka. Ale nie dlatego, żeby zaoszczędzić albo brakuje mi w domu mydła. Po prostu je kolekcjonuję. Mam ich naprawdę ogromną ilość. Żona się nieraz dopytuje: musisz te mydełka zabierać? Odpowiadam jej niezmiennie: muszę! (śmiech).
- Polityka to dla mnie...
- Kiedyś pasja, dziś się tym nieco brzydzę. Winni są temu ludzie, również z Kielc, którzy skutecznie mnie wyleczyli z polityki. Obecnie nie jest dla mnie ważne, czy ktoś jest z prawicy, czy z lewicy. Najważniejsze, co sobą reprezentuje.
- Słowo, którego nadużywam...
- Teraz trudno mi sobie takie słowo przypomnieć, ale kiedyś, zwracając się do pracownic lub koleżanek, mówiłem „córeczko”. Wiąże się z tym pewna historia. Miałem kiedyś do czynienia z nobliwą już pracownicą, po siedemdziesiątce, do której też rąbnąłem „córeczko”. Gdyby Pan widział jej minę! Jak ona mi dziękowała za takie określenie… Powiedziała: syneczku, bardzo cieszę się, że mi to powiedziałeś! (śmiech).
- Na jeden dzień chętnie zamienię się z...
- Może to wydać się śmieszne, ale chciałbym być kościelnym organistą. Oni zawsze robili na mnie wrażenie. Msza bez organów zmienia swój charakter, oczywiście nie duchowy, ale jednak jest inna.
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Majchrzyk
Czy prezes Jerzy Wątroba dba o… wątrobę? Jaka romantyczna historia spotkała go w harcerstwie? I kto w czasie przerw przepisywał prezesowi zeszyty od matematyki? Słuchaj wywiadu bez krawata w każdą sobotę między godziną 12 a 15.