PUBLICYSTYKA
Zamach na super agenta
Rozmowa z doktorem Markiem Jedynakiem, historykiem z kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej.
- Właśnie mija siedemdziesiąta rocznica zamachu na niemieckiego agenta Franciszka Witka. Co o nim wiemy?
- Najnowsze ustalenia mówią, że jego ojciec pochodził prawdopodobnie z Galicji i przed I wojną wyjechał do Jugosławii, gdzie poznał swą żonę. Franciszek urodził się w Budapeszcie; w jego domu mówiono po polsku. Na początku lat 30. przyjechał do Polski. Działał w Związku Strzeleckim „Strzelec” i Junackich Hufcach Pracy. Prawdopodobnie już wtedy podjął współpracę z Abwehrą.
- Kiedy przybył na Kielecczyznę?
- W 1938 roku jego żona została nauczycielką w szkole w Mirocicach. On przyjechał później i zatrudnił się w Zakładach Starachowickich, należących do Centralnego Okręgu Przemysłowego.
- Jak zbudował siatkę donosicieli?
- Po wybuchu wojny zaczął posługiwać się zniemczoną formą imienia i nazwiska – Franz Wittek. Założył dwa sklepy spożywcze w Mirocicach i Jeziorku. Wokół nich rozpoczął budowę sieci donosicieli. Składała się z informatorów, konfidentów i agentów. Był jej szefem, działał pod pseudonimem „Kowalski” i figurował w niemieckiej ewidencji pod numerem 97.
- Komu zaszkodziła jego działalność?
- Sieć konfidentów Wittka obejmowała Kielce i region. Donosił między innymi na Mariana Świderskiego „Dzika”, współtwórcę placówki AK w Bodzentynie, późniejszego dowódcę plutonu w Zgrupowaniu „Ponurego” i Antoniego Ponikowskiego „Sara”, organizatora struktur AK w Nowej Słupi. Donosy dotyczyły także struktur Gwardii Ludowej, organizacji Polska Niepodległa, Wojskowej Organizacji Bojowej oraz innych.
- Od początku wojny próbowano go zlikwidować. Bezskutecznie.
- Wittek był wysportowanym bokserem, miał duży refleks. Nosił dwa pistolety na wypadek, gdyby jeden zawiódł. Nazywano go „Diabłem” lub „Szpicbródką”, od charakterystycznej brody w stylu hiszpańskim. Pierwsze zamachy miały miejsce już w 1940 roku. Jeden z robotników próbował zepchnąć go z pociągu w odwecie za aresztowanie jego rodziny. Nie udało się. Robotnik został zastrzelony.
- Próbowano go też otruć.
- Ale jeden ze spiskowców zdradził i niedoszli zamachowcy zostali aresztowani. Osobę, która wydała kolegów, podziemie skazało na karę śmierci.
- Spektakularne było podpalenie domu w Mirocicach.
- Wittek mieszkał w nim z rodziną oraz osobami postronnymi. Kiedy płomienie obejmowały dom, nie wyskoczył z niego, bo wiedział, że budynek jest obstawiony. Zamach się nie udał, nadjechała niemiecka żandarmeria.
- Potem zamieszkał w Kielcach przy ulicy Małej.
- Wtedy do jego mieszkania, pod pozorem naprawy kanalizacji, weszli żołnierze z oddziału Mariana Sołtysiaka „Barabasza”. Rozpoczęła się strzelanina. Ranna została żona Wittka, ale on ocalał. Zamachowcy musieli uciekać. Jeden z nich został rozpoznany i aresztowany wraz z kilkoma innymi osobami. Tymczasem agent nadal działał na szkodę polskiego podziemia. Zdecydowano o kolejnym zamachu. Ustalono harmonogram dnia Wittka i do wykonania wyroku wyznaczono Henryka Pawelca „Andrzeja”. Kiedy ten wycelował pistolet i nacisnął spust, rozległ się… suchy strzał. Okazało się, że z zakładów zbrojeniowych trafiła do partyzantów ślepa amunicja, którą mieli dostać Niemcy.
- Były jeszcze inne zamachy na Wittka...
- W 1943 roku na ul. Bandurskiego, czyli dzisiejszej Wesołej został ostrzelany z pistoletu maszynowego. Kilkanaście pocisków utkwiło w jego ciele i… przeżył. Został odratowany w szpitalu. Po tym zamachu miał problemy z chodzeniem. Poruszał się o lasce. Dla bezpieczeństwa przeniósł się w pobliże siedziby gestapo do kamienicy na rogu obecnej ul. Paderewskiego, Złotej i Solnej.
- Udało się go zlikwidować 15 czerwca 1944 roku.
- Skuteczny zamach przygotowała grupa żołnierzy AK pod dowództwem ppor. Kazimierza Smolaka „Nurka”. Rano, po wyjściu z domu, Wittek został dopadnięty na ulicy. Pierwsze strzały z pistoletu maszynowego oddał Zygmunt Firley „Kajtek”. Franz upadł. Dobiegł „Nurek” i strzelił mu w głowę, aby mieć pewność, że nie żyje. Zamachowcy zostali jednak osaczeni przez Niemców. Ciężko ranny „Nurek” ukrył się w zaroślach nad Silnicą.
- Jak go stamtąd ewakuowano?
- Są dwie wersje. Jedna, że zaangażowano żołnierzy NSZ, którzy, udając pijanych, mieli podjechać dorożką i zabrać „Nurka”. Druga, że odjechał z łączniczką udając zakochaną parę. Niestety, dorożkarz albo był konfidentem, albo ustalono numer dorożki i miejsce dokąd pojechała. Niemcy otoczyli dom. Podczas walki zginęło trzech żołnierzy NSZ i „Nurek”, który walczył do końca. Kiedy skończyła mu się amunicja, zdetonował granat. Zginął, zabijając jeszcze kilku Niemców. Po zamachu na Franza Wittka, hitlerowcy aresztowali około dwustu osób. Większość z nich zginęła.
- Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat