PUBLICYSTYKA
Z zimną krwią cz. 2
Była ciepła czerwcowa noc 24 czerwca 1943 roku. Do dworu Horodyńskich w Zbydniowie wpadli Niemcy. Z zimną krwią zabili 19 osób: dzieci, kobiety i mężczyzn.
Esesmani zakopali ofiary w kącie ogrodu rezydencji Horodyńskich. Zaminowali grób. Czuli się pewnie, ale ludzie z oddali obserwowali ich poczynania. Poza tym kobiety ze wsi, zmuszone do sprzątania śladów krwi we dworze, mimo przyrzeczenia zachowania milczenia pod groźbą śmierci, zdały dokładną relację miejscowym partyzantom. A mieszkańcy Zbydniowa związani byli z Horodyńskimi nie tylko poprzez sprawy gospodarcze i AK. Na przykład Rozalia Koczalska, guwernantka Anny Horodyńskiej, od początku wojny prowadziła we dworze tajne komplety dla okolicznych dzieci. Poza tym Niemcy, oprócz przedstawicieli znanych ziemiańskich rodów, zabili również trzy pokojówki i miejscowego leśniczego. Kobiety płakały, sprzątając pokój 17-letniej Zofii Ryczek, pokojówki zaprzyjaźnionej z Anną Horodyńską. Przed weselem dziewczynki biegały radośnie po ogrodzie i bawiły się piłką. Niemiec, który zabił Zosię, przestrzelił też łóżko i leżącą pod nim piłkę, która zamieniła się w kielich. Skapywała do niego krew. Dwór był splądrowany. Najcenniejsze rzeczy Niemcy wywieźli ciężarówką do sąsiednich Charzewic, w których stacjonował Martin Fuldner. Śmierć za śmierć Nie ulega wątpliwości, że mordu dokonała 1. kompania pancernego pułku grenadierów SS i policji pod dowództwem hauptstumfühera Erwina Ehlersa na polecenie Martina Fuldnera. Dzień po zbrodni oficer SS wręczył wójtowi gminy i miejscowemu proboszczowi oświadczenie i rozkazał ogłosić je z ambony: „Byliśmy zmuszeni zastrzelić 20 osób, aby uratować życie dwóch tysięcy ludzi, którzy przez kontakty Horodyńskiego z bandami i komunistami są zagrożeni”. Niemcy chcieli zachować pozory. Ale sprawa odbiła się szerokim echem nie tylko w Polsce. Informację podawała polska rozgłośnia Radia Londyn. Mord stał się powodem niesnasek pomiędzy SS a niemiecką administracją cywilną. Przeprowadzono śledztwo, podczas którego Ehlers przyznał się do zastrzelenia uczestników wesela i wskazał Fuldnera jako inicjatora morderstwa. Uznano, że Horodyńskich zabito bezprawnie. W tej sytuacji państwo niemieckie nie mogło przejąć majątku, który należał się spadkobiercom Horodyńskich. Ehlersa wysłano na front, a Fuldnerowi wytoczono proces w Berlinie. Ponoć został umorzony tylko dzięki wpływom teścia Fuldnera. 13 października 1943 r. grupa Armii Krajowej zlikwidowała w odwecie Martina Fuldnera wraz z rodziną. Wyrok wydał sąd podziemny, działający w ramach Kierownictwa Walki Cywilnej. Rozkaz podpisał sam August Emil Fieldorf „Nil”, szef Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej. Dowódcą patrolu wyznaczonego do wykonania zadania „F” był Henryk Paterek „Lew”, a jednym z członków Zbigniew Horodyński „Fredro”. Rozstrzelali Fuldnera, jego 6-letniego syna Horsta i żonę Madeleine. Z relacji świadków wiemy, że nawet w obliczu śmierci Fuldner utrzymywał, że jest niewinny. Niemcy też wzięli odwet: 20 października 1943 r. rozstrzelali w Charzewicach 25 polskich zakładników. Starali się zatrzeć ślady zbrodni, wyrównali teren i wycięli jabłoń, która rosła w pobliżu i była znakiem rozpoznawczym. Ale mieszkańcy zaznaczyli miejsce mordu kamieniem i posadzili obok dwa dęby. I znów śmierć… Ta historia nie ma dobrego zakończenia. Zbigniew Horodyński walczył dalej w podziemiu, brał udział w akcji na niemieckie lotnisko wojskowe Bielany w Warszawie, wysadzał linie kolejowe w południowej Polsce. Ciężko ranny 19 lipca 1944 roku w akcji na Powązkach, dostał się w ręce Gestapo. Dwa dni później zginął na Pawiaku od zastrzyku z fenolu. W Warszawie walczył również Andrzej Horodyński ps. „Pożoga”. Też brał udział w akcji na Powązkach, w której zginął. Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie wszczęła śledztwo w sprawie mordu w Zbydniowie już w październiku 1945 r., ale niewiele z niego wynikło. Komunistów nie interesowało polskie ziemiaństwo. Sprawa ciągnęła się w nieskończoność. Ruszyła w 1970 r., kiedy Dominik Horodyński, korespondent TVP we Włoszech i jedyny ocalały z wojny, obejrzał w tamtejszej telewizji reportaż o Ehlersie. Dzięki kontaktowi z Melchiorem Wańkowiczem (w Zbydniowie zabito jego stryja Stanisława), odszukano Teresę Mierzejewską i jeszcze raz ją przesłuchano. Zeznania powtórnie złożył Dominik Horodyński. W 1972 r. akta wysłano do Centarali Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. 27 listopada 1974 r. Niemcy przesłali do komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu akt zgonu Erwina Ehlersa. Na początku lat 70. śledztwo zawieszono. Czy kiedyś zostanie jeszcze wznowione? Dorota Kosierkiewicz