PUBLICYSTYKA
Wszystko zweryfikuje boisko
Rozmowa z Tałantem Dujszebajewem, trenerem PGE VIVE Kielce.
- U progu sezonu pech nie opusza pana drużyny. Z gry wypadli na dłużej Uładzisłau Kulesz i Mariusz Jurkiewicz.
- Pech dopadł nas już w poprzednim sezonie. Najpierw ciężką kontuzję złapał Bartek Bis, później opuścił nas Dean Bombac. Latem doszedł wypadek Mariusza, kontuzja „Vlada”, mniejsze urazy Luki Cindricia i Michała Jureckiego. Przez to musieliśmy zacząć przygotowania i sezon nie w siedemnastu zawodników, jak to było zaplanowane, a w trzynastu. Na pierwszy mecz do Opola pojechaliśmy w jedenastu. Nie mamy jednak na co narzekać. Musimy zaakceptować tę sytuację. Ten, kto nie umie walczyć, może będzie płakał, ale nie my.
- Za wami wymagający okres przygotowawczy ze zdecydowanie większą liczbą sparingów, niż w poprzednich latach. W sobotę pierwszy mecz w Lidze Mistrzów, na wyjeździe z Veszprem. Drużyna od początku ma być w pełnym gazie?
- Czeka nas bardzo mocny początek: Veszprem, Rhein-Neckar, Montpellier. Przez to nasze podejście do startu musiało być inne. Jestem zadowolony z pracy chłopaków, szkoda tylko, że przez wspomniane urazy nie mogliśmy zawsze trenować w optymalnym składzie. Na przygotowanie składa się wiele czynników. Teraz daliśmy z siebie bardzo dużo, ale musimy też pamiętać, że w listopadzie czy grudniu może dość do fizycznego dołka, choć jesteśmy w stanie to zaakceptować. Cóż, musimy dobrze zacząć. Najważniejsze, aby dopisało zdrowie.
- Do drużyny w przerwie letniej dołączyło sześciu nowych zawodników. Czy po pięciu tygodniach treningów można powiedzieć, że klub nie pomylił się przy ich zakontraktowaniu?
- Oceny pozostawmy na koniec sezonu. U nas wszystko wynika z planowania. Mamy swoje założenia i je realizujemy. To kilkuletni projekt. Robimy stopniową zmianę generacji. Nie chodzi o to, aby teraz wygrać Ligę Mistrzów. Potrzeba dwóch-trzech lat cierpliwej budowy, aby wszystko nabrało kształtu. Później będziemy mogli przez kolejne dwa-trzy sezony grać na maksa. Co do zawodników, to różnie bywa. Czasami z dziesięciu połowa zagra na sto procent, tak jak oczekiwaliśmy. Inni mogą nie spełnić nadziei. Taki jest sport. Mamy określony budżet i jego ramach musimy dobierać graczy. PSG, Barcelona, Veszprem posiadają większe możliwości finansowe i im jest łatwiej. Z drugiej strony nikt w Polsce nie może z nami konkurować. Do klubu trafiło teraz kilku młodych graczy. Trzeba dać im czas.
- Latem z klubem rozstał się Dean Bombac, który wrócił do MOL-Pick Szeged. Łatwo było zaakceptować jego decyzję?
- Rozumiem go, dlatego nie powiem o nim złego słowa. Podjął taką decyzję i musimy to zaakceptować. Wiem, że ilu ludzi, tyle opinii. Nie chcę jednak o tym rozmawiać. Powiem, że szkoda, bo nie po to przedłużaliśmy z nim kontrakt, żeby odszedł. To jest super człowiek, który tu zostawił zdrowie i serce. Przypomnę tylko, że w finale z Płockiem w 2017 roku grał ze złamaną ręką.
- Odejście Deana było związane z problemami finansowymi klubu. Pan jako zawodnik i trener widział z bliska, jak upadają potęgi, najpierw w Santander, później Ciudad Real. Czy to, co obserwujemy teraz w Kielcach, można porównać do tamtych sytuacji?
- Wiele rzeczy jest podobnych. Prezydent miasta powiedział, że piłka ręczna w Kielcach będzie zawsze. Zgadza się. W Santander i Ciudad Real też jest, ale na jakim poziomie? Trudno budować pozycję i dobre imię, a bardzo łatwo burzyć. Na postawienie wielopiętrowego budynku potrzeba miesięcy, a bywa, że wszystko runie w jednej chwili. Tak jest też w sporcie. Odpowiadam za aspekt sportowy, ale o klub powinni walczyć wszyscy, którym jest on bliski: kibice, sponsorzy, miasto, bo to najlepsza reklama regionu w Europie. Za kilka miesięcy może być za późno. Oczywiście musimy szanować niektóre decyzje, ale sądzę, że ten sukces z 2016 roku przestawił u niektórych myślenie. Musimy być dumni z tego, co mamy. Pięć dubletów w kraju to też duży sukces. Żaden polski klub nie osiągnął takiej dominacji, do tego niemal w każdym roku bijemy się o Final Four. Wpadki wynikowe się zdarzają, ale są nieuniknione. W Veszprem wielki klub budują trzydzieści lat i nie wygrali Ligi Mistrzów. My zrobiliśmy to w kilka lat, chociaż oni mają 14 milionów euro budżetu, a my tylko pięć milionów.
- Finanse zostawmy z boku. Rusza Liga Mistrzów. PGE VIVE trafiło do prawdziwej „grupy śmierci”, w której trudno wskazać wyraźnego faworyta. Co jest celem pańskiej drużyny?
- Większość z drużyn ma szanse na pierwsze lub drugie miejsce. Veszprem jest w przebudowie, tak jak my. Vardar stracił wielu zawodników robiących różnicę, dzięki której dwa lata grali w Final Four i raz wygrali. Rhein-Neckar zawsze chce się bić o zwycięstwa. Do tego Montpellier, które broni tytułu. To będą wymagające spotkania. Chcemy zająć jak najwyższe miejsce. Możemy planować, ale wszystko zweryfikuje boisko. Kontuzji i innych wypadków też nie przewidzimy. My zrobimy wszystko, aby mieć jak najwięcej punktów. Co to da, zobaczmy w lutym.
- Dziękuję za rozmowę.
Damian Wysocki