PUBLICYSTYKA
Wojciech Lubawski: Centrum Kielc opustoszeje


Rozmowa z Wojciechem Lubawskim, prezydentem Kielc w latach 2002 - 2018.
- Jak Pan postrzega obecny rozwój Kielc i inwestycje w mieście?
- Staram się unikać komentowania tego, co się dzieje, żeby nie powiedziano: „Mogłeś to zrobić za swojej prezydentury”. Jednak my trochę zrobiliśmy w tamtych czasach.
- W mieście za Pana kadencji powstały inwestycje za ponad cztery miliardy złotych.
- Biorąc pod uwagę inflację, dziś byłyby to większe kwoty. Powiem tak: nie zazdroszczę stanowiska pani prezydent Wojdzie. Ona jest w bardzo trudnej sytuacji, a ta nie do końca od niej zależała. Kiedy przegrałem z Bogdanem Wentą, przejął po mnie już rozpoczęte dwie duże inwestycje: remont dworca PKS i ulicy Witosa. Ponadto sporo gotowych do zrealizowania dokumentacji i dwieście milionów złotych kredytu z Banku Światowego. One leżały sobie na półeczce i czekały na wykorzystanie. Przekazałem mu też to, co najważniejsze: wiarygodność finansową miasta. Przez 16 lat mieliśmy zawsze nadwyżki budżetowe, a banki ustawiały się do nas w kolejce, proponując kredyty.
- Ale to już pieśń przeszłości…
- Owszem. Pani Agata Wojda przejęła miasto w zupełnie innej sytuacji. Nie ma żadnej poważnej inwestycji, nie ma żadnej dokumentacji, nie ma żadnych pieniędzy na półce i co najgorsze - nie ma wiarygodności finansowej, dlatego, że po zaledwie roku działalności pana Wenty mieliśmy już straty budżetowe i utratę wiarygodności u banków. Dzisiaj prezydent Wojda nie otrzyma kredytów w normalny sposób, tylko Bank Światowy może ich udzielić, bo one tam są przyznawane na innych zasadach. Więc nie zazdroszczę pani prezydent sytuacji, ale ona jest ambitna. Z tym, że te ambicje zderzają się z rzeczywistością. Obserwuję to z ciekawością, bo to moje miasto. Tutaj zostawiłem 16 lat mojego życia. Mojego serca. Patrząc na to, co planuje pani włodarz Kielc widać, że nie ma pieniędzy w kasie.
- Planuje na przykład rewitalizację i przebudowę placu Wolności. Podczas pana kadencji istniała już dokumentacja dla tej inwestycji, ale założenia były diametralnie inne. Jak pan chciał zmienić plac?
- Pod ziemią chcieliśmy zbudować parking na trzysta samochodów. Pani prezydent rezygnuje z niego, co jest ogromnym błędem. Ogromnym. Ale nic dziwnego, bo proszę zwrócić uwagę, że wszystkie jej inwestycje są oparte głównie o pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Jakie są zaś problemy z KPO? Takie, że obecny jest w nim jak złowieszczy cień Zielony Ład. Jeśli chcemy zamienić miejsca parkingowe na skwerek, chcemy robić rewitalizację dolin, czyli biegu Silnicy, jeżeli chcemy przebudować Kadzielnię, bo takie są zapowiedzi, to widać, że za tym wszystkim stoi właśnie Zielony Ład. A co z innymi rzeczami, mniej zielonymi? Pani prezydent zapowiada na przykład, że ukłoni się w kierunku przedsiębiorców i utworzy nową drogę na Malików. Lecz to będzie trudne, bo musi wydać na to kilkadziesiąt milionów złotych - na wykup gruntów, uzbrojenie terenu i tak dalej. Myślę więc, że w tej kadencji drogi nie będzie. Trochę mi jej szkoda, bo pewnie gdyby miała miejskie pieniądze, a nie z KPO, to jej ambicje mogłyby się inaczej materializować.
- Powróćmy do placu Wolności. Według koncepcji Ratusza ma być on podzielony na trzy strefy: reprezentacyjną, edukacyjno-artystyczną i rekreacyjno-wypoczynkową. Co pan o tym sądzi?
- Bez zorganizowania parkingu w tym miejscu myślę, że jest to ryzykowna inwestycja, ponieważ ludzie muszą na ten plac przyjechać i gdzieś zaparkować, przecież oni w jego pobliżu nie mieszkają. Pytanie jednak brzmi: czy kolejne zielone inwestycje są nam potrzebne w centrum miasta? Przecież jakieś dwieście metrów od placu mamy skwer Żeromskiego, z zielenią, ławeczkami, pięknym otoczeniem. Za kolejne dwieście metrów - jeden z najpiękniejszych w Polsce XIX-wiecznych parków, Park Miejski, który ewidentnie wymaga rewitalizacji. Namawiałbym panią prezydent, żeby to tam zainwestować i wyremontować ciągi komunikacyjne, aby matki mogły po nich jeździć wózkami, a dzieci pedałować na rowerkach. To wymaga trochę pieniędzy, ale warto to zrobić. My chcieliśmy tam zbudować mur od strony ul. Ogrodowej. Nie dało się, konserwator zabytków nie wyraził zgody, więc zrobiliśmy zieloną ścianę i oświetlenie. Planowaliśmy dalsze zmiany.
- Wracając jednak do placu Wolności…
- Historycznie on zawsze był placem, wiemy to choćby ze zdjęć i pocztówek. Na przełomie XIX i XX wieku stał się targowiskiem, nawet w okresie PRL-u była tam betonowa scena, były koncerty, odbywały się różne uroczystości. Uważam, że w mieście wojewódzkim plac w takim kształcie - czyli niezabudowany - jest potrzebny. Tworzenie na nim skweru to ryzyko. Tak jak powiedziałem wcześniej: jeśli ludzie mają z niego korzystać, najpierw muszą tam dojechać i postawić samochód gdzieś blisko. Jeden z radnych nie widzi problemu, bo przecież parking jest w filharmonii. Tyle że on pomieści zaledwie około 50 aut i z reguły wszystkie miejsca są tam zajęte. Więc jeśli zlikwidujemy trzysta miejsc parkingowych dzisiaj plus kolejne wokół placu, to w ogóle sparaliżujemy serce miasta.
- Na parking w centrum Ratusz najwyraźniej nie ma pomysłu. Mówi o ulicy Wesołej, obok budynku Nidy albo przy KCK.
- Przy KCK już jest parking, ale on nie funkcjonuje tak, jak powinien. Nawet jeśli tam wybuduje się obiekt piętrowy, wymaga to trochę czasu. Jeżeli są pieniądze, owe 40 milionów z KPO, to myślę, że parking podziemny na około trzysta miejsc na placu Wolności kosztowałby właśnie około 40 milionów. Więc warto go wybudować, a na powierzchni mogą znajdować się niektóre planowane rzeczy. Chociaż trzeba zauważyć, że przez dwie trzecie roku warunki do wypoczywania na placu Wolności nie są zbyt komfortowe z powodu chłodu, a przez pozostałą jedną trzecią - gdy jest słońce i ciepło - mamy tam istną patelnię, bo brakuje wysokich drzew, aby się schować w cieniu. Więc powtarzam: to nie jest dobry pomysł. Poza tym brak około trzystu miejsc parkingowych spowoduje, że kupcy będą się stamtąd powoli wyprowadzać, a instytucje czy restauracje po prostu znikną.
- Na komentarz zasługuje też planowany układ komunikacyjny wokół placu Wolności. Ulica Głowackiego ma być jednokierunkowa, bo już jest tak budowana. Z placu będzie wyjazd tylko w ulice Mickiewicza i Słowackiego. Zlikwidowany zostanie wyjazd ulicami Głowackiego i Ewangelicką w północno-wschodnią część miasta.
- Myślę, że nie jest potrzebne blokowanie ulicy Ewangelickiej, bo wtedy nie mamy jak dojechać z placu Wolności do ulicy Zagórskiej i Kościuszki. Udrożnienie ulicy Ewangelickiej jest bardzo ważne. Nie chcę nikogo krytykować, bo pewnie intencje władz są dobre, ale należy rzecz dokładnie rozważyć, żeby się nie okazało - jeszcze raz to powtórzę - iż to będzie martwa część miasta. Martwi mnie jeszcze coś: często chodzimy z małżonką ulicą Sienkiewicza i ona jest niemal pusta. Więc jeżeli jeszcze ograniczymy możliwość dojazdu do centrum i możliwości zaparkowania, to ludzie przeniosą się z wypoczynkiem i zakupami do galerii.
- Co na koniec naszej rozmowy może Pan przekazać mieszkańcom i władzom Kielc?
- Ponownie podkreślę, że poważnie zastanawiałbym się nad obecnymi planami przebudowy placu Wolności. Myślę natomiast, że rewitalizacja doliny Silnicy to jest dobry pomysł. To teren, który można przekazać kielczanom do różnych celów, w tym do rekreacji. Szybko, bo do 2026 roku i bez specjalnej dokumentacji, można też zrealizować, sięgając po pieniądze z KPO, remont Parku Miejskiego. Tam istnieje pewne miejsce między Plotkarką a ulicą Jana Pawła II, gdzie nie ma drzew. Mieliśmy pomysł, nawet stworzyliśmy projekt, żeby tę przestrzeń wyrównać, zasadzić trawę i zrobić kielecki Central Park, w którym ludzie się spotykają, mogą odpoczywać, gdy jest ładna pogoda. W parku pozostało wiele do zrobienia i te 40 milionów można tam efektywnie zainwestować. On jest wyjątkowej urody, a trzeba ożywiać centrum Kielc, nie blokować je, bo później przez lata nie odbudujemy tego, co zniszczyliśmy.
- Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat