PUBLICYSTYKA
Woda prehistoryczna
Odkręcamy kran, podstawiamy szklankę i pijemy niskozmineralizowaną, czyściutką wodę z mikroelementami. Zdrową, bo zawierającą magnez, wapń i potas. I wydaje nam się, że zawsze tak było. A jaka jest prawda?
„Jeden wielki zbiornik błota i nieczystości z paszczami tysiąca hydr dyszących zabójczym dla organizmu ludzkiego powietrzem” – napisał o naszym mieście dziennikarz "Gazety Kieleckiej" w 1871 r. Wiadro wody kosztowało w tym czasie jedną kopiejkę. Silnicą i rynsztokami płynęły ścieki z pobliskich domów, a woda z byle jakich podwórkowych studni nie przypominała źródlanej. Krystalicznie czysta, bo z legendarnego ujęcia Siedem Źródeł na Białogonie, popłynęła dopiero 20 października 1929 roku.
Kielce przez wieki toczyły o nią prawdziwą batalię. Budowa systemu wodociągowo–kanalizacyjnego w pierwszej połowie XIX w. nie doszła do skutku z powodu ubóstwa kasy miejskiej. W 1871 r. wyprostowano i wybrukowano koryto Silnicy, ale na niewiele się to zdało, bo rzeka ciągle przypominała cuchnący ściek. Dopiero kiedy w 1873 r. epidemia cholery zabrała na tamten świat 182 osoby, a kolejny pożar strawił miejską zabudowę, mieszczanie stali się bardziej wrażliwi na niedostatek wody i kanalizacji. Znany geolog, inżynier Wincenty Kosiński, zaproponował dwa lata później bardzo nowatorskie rozwiązania. Doradzał uruchomienie ujęcia wody źródlanej w Zagnańsku i poprowadzenie jej do Kielc drewnianymi rurami. Proponował wykorzystanie wód Lubrzanki w okolicach Cedzyny lub skorzystanie z wód wgłębnych. Niestety, żaden z tych projektów nie doczekał się realizacji. Zbudowane zostały tylko dodatkowe studnie miejskie – około 1850 r. miasto oddało do użytku dwie. Problem więc odżywał przy okazji kolejnej epidemii, komisji czy planach upiększania miasta.
W pierwszych latach XX wieku Silnica, zanieczyszczona również odchodami zbieranymi przez kanały ściekowe między innymi z hoteli „Bristol” i „Polski”, stawała się coraz bardziej cuchnąca. Kielczanie zaczęli się w końcu wstydzić wszechobecnego brudu. W 1908 r. wystąpili do prezydenta, aby pozwolił im na własny koszt nakryć koryto rzeki. Problem w tym, że trzeba ją było najpierw uporządkować. Zawiązał się 80–osobowy komitet pod przewodnictwem Bolesława Markowskiego, znanego społecznika. Niestety, i tym razem skończyło się na debatach. Dopiero po trwającej rok epidemii tyfusu w 1917 r. władze miasta wzięły się ostro za właścicieli posesji, nakazując im budowę szamb i zapowiadając odcięcie dopływów z dołów kloacznych do Silnicy. Coraz częściej mówiło się też o potrzebie zrobienia wodociągów. Nie była to jednak sprawa prosta. Kasa miejska świeciła pustkami, a miasto borykało się z problemami ważniejszymi niż czysta woda.
Dopiero po odzyskaniu niepodległości można było wrócić do kwestii wodociągów i kanalizacji. Państwo zaczęło wspierać tego typu inwestycje. Miasto wzięło 500 tys. zł. pożyczki. Znaleziono inwestora, amerykańską spółkę „Ulen and Comp.”, która przedstawiła rewelacyjne projekty…
W końcu i tak cała para poszła w gwizdek – za zrobienie kanalizacji firma zażądała tak wysokich opłat, że miasto poszukało tańszego rozwiązania i z Silnicy zrobiło podziemny kanałściekowy.
W domach w centrum miasta w październiku 1929 r. z kranów popłynęła woda z ujęcia Siedem Źródeł w Białogonie. Początkowo pobierana była tylko z tego naturalnego źródła, a od 1956 r. także ze studni wierconych. Jednak w miarę dowiercania nowych studni i zwiększania z nich poboru, naturalne źródło wyschło. Od 1974 r. woda czerpana jest tylko ze studni głębinowych. Ale jaka to woda! Bardzo zdrowa, bo ujmowana z wapieni i dolomitów dewonu środkowego oraz górnego. Śmiało można powiedzieć, że to woda prehistoryczna.