PUBLICYSTYKA
Więź wynagradza trud
Państwo Anna i Adam Kwietniowie z Kielc najpierw zdecydowali się na rodzicielstwo zastępcze. Potem prowadząc pogotowie rodzinne opiekowali się dziećmi w nagłych przypadkach. Ostatecznie utworzyli rodzinny dom dziecka.
Ich przygoda z różnymi formami pieczy zastępczej trwa już 18 lat. Dziś, w drugiej części naszego materiału o zastępczych formach opieki nad dziećmi, opowiemy o tej niezwykłej rodzinie.
Pomysł wzięcia obcych dzieci pod swoje skrzydła pojawił się, gdy pani Anna pracowała w domu dziecka. Pewnego dnia zapytała męża, co sądzi o przygarnięciu maluchów. On był za, ale trójki ich biologicznych dzieci ten pomysł nie zachwycił. Trochę czasu minęło, zanim zapadła ostateczna, niełatwa decyzja.
- Rodzina i przyjaciele nie byli nią zaskoczeni. W naszym domu często przebywały dzieci z domu dziecka. Na święta, w niedziele zapraszaliśmy je do siebie. Wszyscy wiedzieli, że to lubię – opowiada Anna Kwiecień. - Wspominam pewną sytuację, gdy przyjechała do nas ta dwójka dzieci, dla których staliśmy się rodzicami zastępczymi. Pięcioletni wówczas chłopiec zapytał, jak ma się do mnie zwracać. Wujku? Proszę pana? Po imieniu? Odpowiedziałem, że jak chce. Dopytywał, czy może być „tato”. Oczywiście się zgodziłem – wspomina Adam Kwiecień. - To było 18 lat temu. Przez cały ten czas wspomniana dwójka zwracała się do mnie w ten sposób. Tak jest do dziś – dodaje.
Nie jesteśmy wrogami
Wchodzenie w rolę rodzica zastępczego, to między innymi sztuka godzenia planów dorosłych z oczekiwaniami ich własnych dzieci. Potrzebne są poważne rozmowy z dziećmi biologicznymi, które niekoniecznie chciały dzielić się mamą i tatą z innymi. Trudności występują nie tylko na początku i nie dotyczą wyłącznie tej kwestii, bo jak mówią Anna i Adam Kwietniowie, niektórzy biologiczni rodzice wychowanków odbierają ich negatywnie.
- Przecież my nie jesteśmy niczyimi wrogami, a jednak w nas widzi się całe zło. - Na szczęście nie wszyscy tak do nas podchodzą – dodaje małżonka. W głębi duszy cieszymy się, kiedy biologiczni mama czy tata odwiedzą u nas swoje dziecko. Widzimy w tym radość naszych podopiecznych – zapewnia pan Adam.
Droga do adopcji
Nawet po latach opieki nad różnymi dziećmi, rozstania z nimi bywają bolesne. Kilka lat temu, w ciągu jednego roku przez pogotowie rodzinne państwa Kwietniów przewinęło się trzynaścioro dzieci. - Każde z nich witaliśmy z radością, lecz gdy przychodzi czas pożegnań, łza się kręci w oku – zwierza się pan Adam.
Wielkie emocje wiązały się na przykład z dziewczynką, która trafiła pod opiekę Kwietniów niedługo po narodzinach. Potem okazało się, że dziecko ma trudności z chodzeniem. Konieczne były operacje i rehabilitacja. - Takie sytuacje powodują, że człowiek coraz bardziej przywiązuje się do dziecka. Rehabilitacja przyniosła skutek i dziewczynka zaczęła lepiej chodzić. W końcu znalazła się dla niej rodzina adopcyjna. Mimo tego wielkiego szczęścia, było nam niesamowicie przykro. Łzy się polały, zarówno z naszych oczu, jak i nowych rodziców – wspominają Kwietniowie. Nawiasem mówiąc, trudne rozstania były jednym z powodów, dla których małżeństwo zrezygnowało z prowadzenia pogotowia rodzinnego na rzecz utworzenia rodzinnego domu dziecka.
Prowadzą go na Uroczysku. Pod opieką mają pięcioro dzieci w wieku od 3 do 15 lat. - Więź z nimi wynagradza nam trud pracy. Warto spróbować i nie ma się czego bać. Jeśli ktoś chciałby zostać rodzicem zastępczym, zapraszamy do nas. Zobaczy, jak to wszystko wygląda – mówi Anna Kwiecień.
Zapraszają również pracownicy Ośrodka Rodzinnej Pieczy Zastępczej w Kielcach, którzy swoje biura mają przy ulicy Wesołej 47/49. Udzielą oni informacji dotyczących tego, jak stać się rodzicem zastępczym.
Dariusz Skrzyniarz