Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Wiele pytań bez odpowiedzi

poniedziałek, 04 lipca 2016 06:59 / Autor: Dariusz Skrzyniarz
Wiele pytań bez odpowiedzi
Wiele pytań bez odpowiedzi
Dariusz Skrzyniarz
Dariusz Skrzyniarz

Rozmowa z doktorem Ryszardem Śmietanką-Kruszelnickim, historykiem z kieleckiej delegatury IPN.

– Najczęstsze pytanie stawiane przy okazji kolejnych rocznic pogromu kieleckiego brzmi: to była prowokacja czy spontaniczne działanie tłumu?

– I to, i to. Śledztwo IPN w sprawie pogromu zakończyło się w 2004 roku. W latach 2006 i 2008 wydaliśmy dwa tomy publikacji „Wokół pogromu kieleckiego”. Od tamtego czasu niewiele osób pochylało się nad tym problemem.

– Co więc trzeba zrobić, aby dociec prawdy?

– Należy choćby precyzyjnie ustalić czas i uczestników zdarzeń, które miały miejsce przy i wewnątrz budynku przy ulicy Planty 7 między godziną 10 a 11: przybycie wojska, wejście do budynku, rozbrojenie Żydów, zabicie przewodniczącego Komitetu Żydowskiego, wejście na drugie piętro. W protokole przesłuchania świadek wydarzeń Hanka Alpert zeznaje, że w pewnym momencie grupa żołnierzy znalazła się na drugim piętrze. Część z nich biła, rabowała i terroryzowała Żydów, a kilku zdjęło mundury i z broni palnej zaczęło strzelać do tłumu zgromadzonego przed budynkiem. Czy mamy tutaj do czynienia ze spontanicznymi działaniami? Uważam, że były one rozmyślne, bo można odnieść wrażenie, że osoby, które zdjęły mundury i strzelały do tłumu, chciały sprowokować ludzi: „Żydzi do nas strzelają”. I faktycznie, źródła podają, że agresja tłumu wzrosła po tym zdarzeniu. Sądzę również, że ponownie trzeba przeanalizować początek wydarzeń z udziałem milicjantów, postępowanie sił represji – MO, UB i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – przyjście „robotników z Ludwikowa”.

– Gdzie możemy mówić o spontanicznym działaniu?

– Reakcja na plotkę o porwaniu dziecka, gromadzenie się tłumu przed budynkiem zamieszkałym przez Żydów, wzrastająca agresja, incydenty antyżydowskie w różnych miejscach Kielc, udział w biciu, rabowaniu oraz mordowaniu Żydów w budynku i na terenie wokół niego. Należy te przeanalizować kwestię liczebności tłumu. Otwartym i spornym problemem są działania podejmowane przez milicjantów, np. czy w czasie przejścia z siedziby przy ulicy Sienkiewicza 45 do budynku przy ulicy Planty 7 rozmawiali z ludźmi o zdarzeniu z udziałem dziecka, agitowali ich? Dokumenty wytworzone przez UB sugerują agitację, ale czy funkcjonariusze UB w ten sposób nie próbowali się wybielać? Mamy też raporty milicjantów o nieuprawnionej ingerencji UB w prowadzone przez MO dochodzenie oraz o dziwnym zachowaniu się wojska. Historyk staje przed problemem: które dokumenty najwierniej oddają to, co wówczas się stało?

– Jak zachowywały się służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo?

– Zdumiewająca była bezradność dowodzących funkcjonariuszami UB, jednostkami wojska i KBW. Przytoczę kilka faktów. Dwa miesiące wcześniej, 3 maja 1946 roku, w niektórych miastach polskich miały miejsce burzliwe protesty. W Kielcach, kiedy doszło do symbolicznej próby zademonstrowania sprzeciwu politycznego, natychmiast zatrzymano kilka osób. W kwietniu, maju i czerwcu kieleckie jednostki WP oraz KBW brały udział w akcjach w powiatach kozienickim i iłżeckim, gdzie pacyfikowały tereny utożsamiane z podziemiem niepodległościowym. Zatrzymano w sumie ponad dwa tysiące ludzi. Jakiś czas później oddziały z tych formacji (pod dowództwem oficerów) nie były w stanie rozpędzić gromadzącego się tłumu w środku wojewódzkiego miasta. Zastanawiająca jest ta „bezradność”, ten brak decyzyjności.

– Co historycy wiedzą na pewno?

– Opisana jest skala zbrodni, dramatyzm wydarzeń. Tragedia wielu ludzi. Problemy zaczynają się przy genezie, przebiegu i okolicznościach. Osobiście uważam, że należy jeszcze raz pochylić się nad dokumentami dotyczącymi sytuacji, w jakiej znalazł się Henryk Błaszczyk. W dokumentach jest to, co zapisali funkcjonariusze UB, przesłuchując chłopca. Trzy odmienne wersje: porwanie przez Żydów, przetrzymywanie przez sąsiada, samowolny pobyt w miejscowości oddalonej od Kielc o 25 kilometrów. Pierwsza wersja ze względów oczywistych odpada. Prokurator i wielu badaczy przyjęło wersję ostatnią. Niektórzy jednak mają wątpliwości i zastanawiają się nad wersją drugą. Myślę, że są potrzebne badania metodą tak zwanych pól semantycznych. Może uda się ustalić, które fragmenty „zeznań” lepiej oddają język dziecka, a które przypominają język osób dorosłych. Czy to możliwe? Inna sprawa: wiadomo, że przyszedł „tłum z Ludwikowa”, ale nie wiadomo z jakich osób się składał.

– Mamy też raport księdza biskupa Czesława Kaczmarka.

– Księża zdążający na miejsce zajść zostali zatrzymani. Jeżeli można było zatrzymać księży, to dlaczego nie zatrzymywano innych osób udających się pod budynek? W raporcie księdza biskupa Kaczmarka znajduje się zapis, że pierwsi zaczęli strzelać Żydzi. Czy nie mamy tutaj do czynienia z wydarzeniem opisanym w protokole przesłuchania Hanki Alpert, że z drugiego piętra do ludzi strzelali żołnierze po to, aby jeszcze bardziej wzburzyć tłum? Musimy być pewni, że dokumenty mówią właśnie o tym zdarzeniu. Jest to także istotne w kontekście rozbrojenia przez wojskowych Żydów znajdujących się w budynku.

– Dlaczego pogrom kielecki nie został zbadany wcześniej?

– W 1946 roku ówczesne władze na to nie pozwoliły. Poważne badania mogły rozpocząć się dopiero wtedy, kiedy pojawił się dostęp do akt pozostałych po Urzędzie Bezpieczeństwa oraz po formacjach wojskowych. Kompleksowe uporządkowanie i rozpoznanie dokumentów dotyczących konkretnej sprawy nie jest takie proste. Wiele z nich, zawierających ważne informacje, jest rozproszonych. Na przykład przeglądając w zbiorach IPN materiały dotyczące historii podziemia niepodległościowego na Kielecczyźnie, w aktach sprawy rotmistrza Witolda Pileckiego znalazłem dokument dotyczący pogromu. Skoro był tam, to nasuwa się pytanie o to, ile jest jeszcze takich nierozpoznanych źródeł: raportów podziemia, prywatnej korespondencji milicjantów, funkcjonariuszy UB, żołnierzy, przypadkowych świadków? Sądzę że przed historykami i archiwistami jeszcze dużo żmudnych poszukiwań, zanim będzie można uznać, że kwerenda jest zakończona.

– Czy powinno być wszczęte kolejne śledztwo prokuratorskie w ramach IPN?

– Jeśli mogę potraktować postanowienie prokuratora z 2004 r. jako quasi-opracowanie naukowe, napisane na podstawie analizy źródeł przy zastosowaniu podstawowych zasad warsztatu naukowego, to zauważam poważne błędy i uchybienia. Brak jest chociażby interpretacji ważnych fragmentów niektórych dokumentów. Mam zastrzeżenia do wielu sformułowań. Myślę więc, że warto jeszcze raz pochylić się nad tym wydarzeniem.

– Do jakich badań zachęcałby pan historyków?

– Trzeba spróbować odpowiedzieć na wszystkie pytania, które zostały postawione w opracowaniach IPN z 2006 i 2008 roku. Pogłębić badania na temat roli wojska i aparatu bezpieczeństwa. Ważne jest ustalenie, z kim mamy do czynienia w „tłumie z Ludwikowa”. W jednym z dokumentów znalazłem zapis, że od lutego 1946 r. opiekę nad zakładem przejęło wojsko. Co to miało oznaczać? Istnieją informacje o udziale pracowników „Ludwikowa” w komisjach referendalnych w czerwcu 1946 r. (co oznacza, że osoby te były zaufanymi ludźmi władzy). Jak była ich liczba? W przypadku pogromu Żydów w Kielcach jest wiele pytań, na które wciąż nie znamy odpowiedzi.

– Dziękuję za rozmowę

Katarzyna Bernat

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO