Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Wembley w Strassburgu

wtorek, 26 stycznia 2016 06:54 / Autor: Tygodnik eM
Wembley w Strassburgu
Wembley w Strassburgu
Tygodnik eM
Tygodnik eM

Patrząc w kategoriach sportowych, to, co stało się we wtorek w Strassburgu, przypominało legendarny mecz na Wembley: Beata Szydło i polski rząd mieli zostać  rozerwani na strzępy tak, jak w 1973 roku piłkarze Kazimierza Górskiego przez pewnych siebie Anglików.  Wyszło odwrotnie.

To miał być – wedle słów Janusza Lewandowskiego, byłego unijnego komisarza ds. budżetu – „najgorszy dzień dla Polski od roku 2004”. Jeśli jednak był dla kogoś najgorszy, to raczej dla opozycji, która poświęciła wiele czasu na zakulisowe działania, mające doprowadzić do debaty w Europarlamencie. Poświęciła, choć dziś zaprzecza, jakby przewodniczący Grzegorz Schetyna na słynnych taśmach nie oświadczył tego wprost, a potem nie bronił swych racji, do momentu, gdy okazało się, że większość Polaków nie akceptuje donoszenia na własny kraj do Brukseli. Jakby działacze .Nowoczesnej i KOD wraz ze swym niepłacącym alimentów liderem, usilnie nie namawiali unijnych eurokratów do zdecydowanego działania wobec Polski.

We wtorek wieczorem okazało się, że te środowiska mają kłopot: na tle bezbarwnych, czasem pociesznych, a nawet operetkowych (jak były premier Holandii Guy Verhofstadt) antagonistów, premier Beata Szydło wyszła na męża stanu, który nie dopuści, by cokolwiek dziwaczna hałastra lewaków dyskredytowała tak dumny kraj, jak Polska. Nawet zaciekły wróg Prawa i Sprawiedliwości Waldemar Kuczyński napisał na Twitterze: „Mocne końcowe wystąpienie B. Szydło. Wygrała, a tchórzliwa PO na łopatkach. PO dała ciała”. Inne komentarze były podobne. Ciekawe, czy da to coś do myślenia doszczętnie skompromitowanym politykom Platformy, którzy takimi działaniami tylko przyspieszają agonię swej partii.

Ale premier Szydło nie tylko broniła w Strassburgu polskich interesów, nie tylko twardo zakomunikowała, że nasze sprawy będziemy rozwiązywać sami. Zrobiła coś więcej: poddała w wątpliwość prawo unijnych biurokratów do mieszania się w sprawy suwerennych państw i zaapelowała, by rozpocząć w Unii Europejskiej dyskusję na ten temat. W świetle informacji, że wszczęcie przez Komisję Europejską procedur sprawdzających było zupełnie bezprawne, a komisarze poprzez stosowanie takich faktów dokonanych uzurpują sobie nienależną im władzę, był to apel niezwykle ważny. Coraz więcej krajów sprzeciwia się bowiem takiej arogancji. Do Węgrów, od dawna oburzonych na mieszanie się w ich sprawy, dołączyli niedawno Słowacy, Czesi oraz Rumuni. Parę dni temu premier Włoch Matteo Renzi oświadczył: „Koniec sterowania z Brukseli. Nie damy się zastraszyć!” Premier polskiego rządu wpisała się w ten przekaz. Choć zapewne minie jeszcze wiele czasu, zanim do panów Junckera, Timmermansa, Oettingera czy oskarżającego polski rząd o zamach stanu Schultza dotrze, że strofowanie i pouczanie oraz straszenie poszczególnych krajów nie jest najlepszą metodą na współżycie w tym, co ci panowie nazywają wspólną europejską rodziną.

***Na koniec: wygląda na to, że olimpijski spokój pani premier nieźle poirytował niektórych z przemawiających (na przykład rozdygotaną szefową Zielonych Rebbecę Harms, oburzoną, że premier Szydło śmie się uśmiechać do eurosceptyków), a także samego Martina Schultza, który przeszedł sam siebie. Okazało się, że klaszczący na galerii goście tak go rozdrażnili, że wydał polecenie służbom porządkowym, by te usunęły widzów. Ostatecznie do tego nie doszło, ale sam fakt jest znamienny, zważywszy, że nie miał do tej pory precedensu – nikt nigdy nie próbował usunąć gości parlamentu w Strassburgu.No cóż, gdyby chcieć być złośliwym, można by podsumować takie zachowanie jednym zdaniem:

Brawo, panie Schultz!

Tomasz Natkaniec

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO