PUBLICYSTYKA
W samo południe
Mam estetyczny kłopot z wyborami. W sielską przestrzeń miasta, zwłaszcza gdy jest tak piękna jak kielecka, wdziera się wówczas chmara kandydatów, którzy nieszczerze uśmiechają się do mnie z plakatów dosłownie wszędzie: na rondach, pasach drogowych, elewacjach budynków, witrynach sklepów, słupach ogłoszeniowych. Wierzą, że im ich więcej, tym prędzej pobiegniemy oddać na nich głos. Czasem to przekonanie przybiera groteskowe formy, bo taki dajmy na to przyszły prezydent zwołuje konferencję prasową i ogłasza z zatroskaną miną, że wyssana z mlekiem matki gospodarność każe mu – jak już go wybierzemy - dla oszczędności dojeżdżać do pracy metrem. Albo jeszcze lepiej - rowerem. Naiwny, nie rozumie, że wścibskie ludziska lubią liczyć nieswoje pieniądze i już szeptają zgorszone, jakie to grube miliony wydał na plakatową wszechobecność, no bo przecież nikt nie wydrukował mu tego wszystkiego z dobroci serca.
Bawi mnie też przekonanie wielu kandydatów, że Polacy nadal są durniami, którzy nie czytają uważnie programów wyborczych. Otóż najnowsze badania mówią co innego: czytają, odkąd obecnie rządzący zaczęli ich traktować poważnie i dotrzymywać słowa. Dlatego kandydat powinien naprawdę solidnie przysiąść nad programem, by nie zawierał pobożnych życzeń czy oklepanych komunałów, ale konkrety: co, jak, gdzie, kiedy i za ile. Bo czas mydlenia ludziom oczu odchodzi w przeszłość.
Warto też by pretendent udowodnił swe samorządowe kompetencje w debacie na żywo z kontrkandydatem, przed kamerami lub mikrofonami. Jeden na jeden, bez wszechobecnego suflera, który mu szepce do ucha podpowiedzi. Jak w westernie, kiedy rewolwerowcy w samo południe stają naprzeciwko siebie. To element kampanii o wiele bardziej przekonujący wyborcę niż tysiące plakatów, bo od czasu historycznego starcia Nixon – Kennedy ten, kto taki pojedynek przegrywa, zwykle przegrywa też wybory. Na szczęście rzadko kiedy kandydat unika debaty, bo w ten sposób dowodzi, że jest po prostu tchórzem.
Dlatego zacieram ręce na publiczne starcie prowadzących w rankingach do fotela prezydenta Kielc: Wojciecha Lubawskiego i Bogdana Wenty. Ten pierwszy jest gotowy w każdej chwili. Ten drugi, na razie – jaka szkoda – odmówił na przykład publicznemu radiu, bo był bardzo zajęty posłowaniem w Parlamencie Europejskim, do którego dostał się z list Platformy Obywatelskiej. Ale ostatecznie udało nam się go namówić i (to stan na czwartek po południu, gdy kończę pisać ten felieton) Bogdan Wenta potwierdził pojawienie się na debacie w Radiu eM w czwartek, w samo południe, Czekam niecierpliwie. A Państwo?
Tomasz Natkaniec