PUBLICYSTYKA
Tunika Jezusa
Proboszcz Ozet wiedział, co się stanie, gdy rewolucjoniści wtargną na parafię w Argenteuil. W paryskiej Saint Chapelle nie wahali się zniszczyć fragmentu Krzyża Świętego i trzonu Włóczni Świętego Maurycego. Zostały bezpowrotnie utracone. Należało szybko coś zrobić, bo tunika, w której Jezus Chrystus szedł na Golgotę, znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Święty Jan napisał: „Żołnierze zaś, gdy ukrzyżowali Jezusa, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części, dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: »Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć«. Tak właśnie miały się wypełnić słowa Pisma: »Podzielili między siebie szaty, a losy rzucili o moją suknię«. To właśnie uczynili żołnierze” (J 19,23-24).
I tę właśnie tunikę opat Ozet postanowił dla bezpieczeństwa pociąć na kawałki. Liczył, że w ten sposób uchroni przed barbarzyńcami spod znaku Robespierre’a chociaż fragment bezcennej relikwii. Jak postanowił, tak zrobił. Wraz z opatem ukryli dwa największe fragmenty w ogrodzie przy plebanii. Mniejsze proboszcz rozdał najbardziej zaufanym parafianom. Po czym został aresztowany, ale gorliwiej modlił się o to, by tunice nic się nie stało, niż o własną głowę. Bóg sprawił, że nie tylko ocalił życie, ale – dzięki swemu sprytowi – także szatę Jezusa Chrystusa.
Z rąk do rąk
Nie wiemy dokładnie, jakie były jej losy od chwili, gdy – najprawdopodobniej – uczniowie Ukrzyżowanego wykupili ją od marnie opłacanych rzymskich najemników. Pierwsza wzmianka o tunice, pochodząca z końca VI wieku, mówi, że wierni oddają jej cześć w mieście Galathaia, 150 kilometrów od Konstantynopola. Gdzie dokładnie owa Galathaia leżała, naukowcy spierają się do dziś. W roku 590 tunika odnajduje się nagle w mieście Zafad (najprawdopodobniej Jaffa) niedaleko Jerozolimy i zostaje przeniesiona w uroczystej procesji do Miasta Siedmiu Bram. Ale w 614 roku Jerozolimę zdobywa perski szach Chosreos II i szata Chrystusowa, wraz z innymi relikwiami, zostaje zrabowana. Odzyskuje ją 14 lat później bizantyjski cesarz Herakliusz i od tamtej pory jest przechowywana w Wielkim Pałacu władcy. Aż pewnego dnia 1156 roku…
Prezent dla Karola Wielkiego?
…robotnicy prowadzący prace remontowe w klasztorze benedyktynów w Argenteuil odnajdują zamurowaną w ścianie bardzo staro wyglądającą tkaninę. Z dwóch dołączonych do niej listów, jednego napisanego po francusku, drugiego po łacinie, wynika rzecz niesłychana: to tunika, którą miał na sobie Jezus Chrystus, gdy szedł na ukrzyżowanie! Czy na pewno? Listy nie pozostawiają wątpliwości: szatę miał sprowadzić do Francji sam Karol Wielki, zapalony kolekcjoner wszelkiego rodzaju relikwii. Możliwe, że otrzymał ją w darze od cesarzowej bizantyjskiej Ireny, jego niedoszłej żony. Władca podarku nie zwrócił, a przed śmiercią, w 814 roku, podarował go klasztorowi benedyktynek w Argenteuil. Jednak już w 841 roku trzeba tunikę ratować, bo Paryż oraz podparyski klasztor okrutnie złupili Wikingowie. Prawdopodobnie wtedy właśnie szata została zamurowana w ścianie.
W 1567 roku trzeba było ją jeszcze chronić przed protestantami, a ponad dwieście lat później przed motłochem ustrojonym w trójkolorowe kokardy. Gdy rewolucyjna zawierucha nieco cichnie, proboszcz Ozet postanawia zszyć tunikę. Niestety, nie udaje się. Część kawałków uległa bowiem zniszczeniu, części po prostu nie oddano – jak czterech znajdujących się po dziś dzień w bazylice w Longpont-sur-Orge.
Ale dopiero pod koniec XX wieku tunika zaczyna budzić zainteresowanie naukowców.
Krew Pana
Dziś właściwie wiemy na pewno, że to w tę szatę ubrany był Jezus Chrystus, gdy podążał jerozolimską Via Dolorosa na miejsce swej kaźni. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że tkanina pochodzi z Jego czasów i obszaru, na którym nauczał – świadczą o tym zarówno unikalne sploty materiału, jak i odnalezione na nim, właściwe tylko dla Palestyny, pyłki roślin: terebintu i tamandrynowca. Identyczny zestaw pyłków odnaleziono również na Całunie Turyńskim oraz tzw. Chuście z Oviedo, w którą spowita była głowa Chrystusa tuż po zdjęciu z krzyża. Ale to nie wszystko: naukowcy odkryli na tunice ślady krwi o identycznej grupie, co ta pochodząca z turyńskiego Całunu. Udało się ustalić, że to krew mężczyzny o typie ludzkim spotykanym najczęściej wśród Żydów na Środkowym Wschodzie – jak na Całunie. Prawdziwie sensacyjne było jednak odkrycie w wielu zespołach czerwonych krwinek kryształków mocznika – składnika potu. To oznacza zaś, że ów człowiek cierpiał na schorzenie zwane hematidrosis, czyli pocenie się krwią, występujące w wyniku ekstremalnego stresu, związanego na przykład ze strachem przed nieuniknioną śmiercią. Jezus, jak pamiętamy z ewangelii świętego Łukasza, pocił się krwią podczas modlitwy w ogrodzie Getsemani. Również erytrocyty z Całunu także zawierały mocznik.
W 1998 roku naukowcy przeprowadzili jeszcze jedno badanie, w wyniku którego ustalili, iż rozmieszczenie śladów krwi na Całunie Turyńskim i tunice z Argenteuil jest… identyczne. Oba płótna nosił ten sam mężczyzna. Jezus Chrystus.
Czyż nie jest cudem samym w sobie, że zachowały się po dziś dzień?
Tomasz Natkaniec
PS. Korzystałem z książki Grzegorza Górnego i Janusza Rosikonia Świadkowie Tajemnicy.