PUBLICYSTYKA
Trzeba mieć cierpliwość
Wśród odwiedzających Europejskie Centrum Bajki w Pacanowie uchodzi za prawdziwą gwiazdę. Ale kim naprawdę jest Koziołek Matołek? To 26–letni Adrian Poniewierski. Postanowiliśmy jednak nie prezentować jego wizerunku. Dla najmłodszych niech pozostanie prawdziwym, z krwi i kości bohaterem Kornela Makuszyńskiego.
Rozmowa z Adrianem Poniewierskim, animatorem kultury w Europejskim Centrum Bajki w Pacanowie.
– Czytałeś „Przygody Koziołka Matołka”?
– Oczywiście! Jednym z warunków otrzymania pracy w Europejskim Centrum Bajki była znajomość tej książki. I to na pamięć.
– Nie wstydzisz się tej pracy?
– Na początku źle się w niej czułem. Teraz nie zwracam na to uwagi, bo niby dlaczego bycie Koziołkiem Matołkiem miałoby być powodem do wstydu? To sama przyjemność.
– Lubisz dzieci?
– Zawsze się ich obawiałem, głównie tych malutkich. Często zdarza się, że muszę je brać na ręce. Tylko nie wiem, kto się wtedy bardziej boi – maluch czy ja. Ale w sumie jakieś podejście do nich mam, dobrze mi się z nimi rozmawia, choć bywają różne. Trafiają sięłobuzy – targają mnie za uszy, dokuczają. Teraz Koziołek Matołek nie ma z dziećmi łatwo…
– Jak to się stało, że pracujesz w ECB?
– Moje CV leżało tutaj długo. W końcu zostałem zaproszony na rozmowę. Przyznam szczerze, że kompletnie nie miałem pojęcia, na czym ta praca polega. Przyszedłem, dowiedziałem się, że potrzebują kogoś na stanowisko animatora kultury i że trzeba występować w stroju Koziołka Matołka, ale nie tylko. Na początku ćwiczyłem typowe rozmowy z dziećmi i dorosłymi. W końcu zostałem. W sumie to już półtora roku.
– Jak się czułeś, gdy pierwszy raz założyłeś strój?
– Byłem w lekkim szoku. Nie bardzo wiedziałem, co mam robić. Ale uznałem, że dam radę, chociaż gdy zadebiutowałem, miałem trochę tremy. Teraz już się nie stresuję.
– Trudno było się odnaleźć?
– Na początku trzymałem się trochę z boku. Nie byłem pewien, jak przyjmą mnie inni pracownicy. Ale w Centrum nie ma czegoś takiego jak odrzucenie. Naprawdę można się tu bardzo łatwo odnaleźć. Zżyłem się z tą ekipą.
– Jesteś Koziołkiem Matołkiem także podczas Międzynarodowego Festiwalu Kultury Dziecięcej?
– Gdy zacząłem pracę w 2013 roku, było już po festiwalu. Rok temu byłem za granicą, więc dyrekcja zaangażowała na ten czas innego animatora. Ale mamy różne nasze wewnętrzne imprezy, w trakcie których występuję przed dużą publicznością: Spotkania Mistrzów Teatru, Zjazd Postaci Bajkowych oraz "Rodzina to siła". Wtedy cały czas jestem Koziołkiem Matołkiem.
– Twoje najlepsze koziołkowe wspomnienie?
– Jakiś czas temu przyjechali młodzi rodzice z Warszawy z dwuletnim synem Pawełkiem. Pamiętam, jak się cieszył. Targał mnie za co tylko się dało. Cały czas trzymał mnie za rękę, nawet z ojcem nie chciał chodzić. W tej pracy najfajniejsze jest to, że możesz wywołać uśmiech u dziecka, sprawić, by było szczęśliwe. To mi daje satysfakcję.
– A najgorsze wspomnienie?
– Gdy przyjedzie grupa trochę starszych dzieci, tak między czwartą a szóstą klasą, to bywa różnie. One myślą zwykle tylko o tym, jakby tu Koziołkowi podokuczać. Momentami trzeba mieć anielską cierpliwość…
– Dziękuję za rozmowę.
Karolina Mietłowska