PUBLICYSTYKA
Tragiczny plon Wielkiej Wojny
W roku obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości warto zwrócić uwagę, jak funkcjonowała diecezja kielecka w przededniu powrotu państwa polskiego na mapę Europy. Jakie poniosła straty podczas I wojny światowej? Jak żyło się wtedy ludziom?
Diecezja kielecka powstała w 1805 roku, Jednak już w 1818 roku – czyli po reorganizacji granic politycznych i utworzeniu Królestwa Polskiego – została zlikwidowana. Ponownie powołano ją do istnienia dopiero w 1882 roku. O tego momentu do wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 roku udało się wiele zrobić, między innymi powiększyć gmach seminarium duchownego i zbudować wiele nowych kościołów, chociaż przeszkadzały w tym władze carskie. W intensywnej pracy duszpasterskiej aktywni okazali się biskupi kieleccy: Tomasz Kuliński i od 1910 roku Augustyn Łosiński.
– Biskup Łosiński był silną osobowością, prawdziwym pasterzem diecezji i mężem stanu. W czasie I wojny światowej oraz w pierwszych latach niepodległości bronił wszystkich mieszkańców Kielecczyzny – wyjaśnia historyk, ksiądz dr Tomasz Gocel, dyrektor Archiwum Diecezjalnego w Kielcach. – Biskup Łosiński cieszył się dużym poważaniem w społeczeństwie, ponieważ starał się zapewniać ludziom poczucie bezpieczeństwa w ciągle zmieniających się okolicznościach wojennego życia. Warto wspomnieć, że przez terytorium naszej diecezji dwa razy przetaczał się front i w ciągu dwóch pierwszych lat wojny zmieniały się władze okupacyjne: najpierw rosyjskie, potem austriackie i pruskie.
W wojennej historii diecezji możemy wskazać dwa okresy. Pierwszy to wojna manewrowa (od sierpnia do grudnia 1914 roku), a drugi to etap wojny pozycyjnej (od końca grudnia 1914 do 11 maja 1915 roku), po którym oddziały rosyjskie wycofały się i już na Kielecczyznę nie powróciły. – Największe zniszczenia wojenne są efektem walk prowadzonych pomiędzy wielkimi armiami właśnie w tym okresie. Potem tereny diecezji były okupowane przez wojska niemieckie (pogranicze od strony Śląska) oraz austriackie (pozostała część diecezji). Okupacja zniszczyła gospodarkę tych ziem. Okupanci zabierali wszystko, co mogło się przydać do celów wojennych: plony, rzeczy materialne, drzewo z lasów, zwierzęta domowe, nie mówiąc o surowcach. Nawet klamki od zakrystii były cenną zdobyczą wojenną dla Austriaków i Niemców – opowiada ksiądz Gocel.
Ludność diecezji
W latach Wielkiej Wojny terytorium diecezji kieleckiej zamieszkiwała w przeważającej części ludność wiejska. Około 75 procent było włościanami posiadającymi niewiele ziemi i utrzymującymi się z jej uprawy. Na naszym terenie nie mieszkało wielu tak bogatych chłopów, jak na przykład reymontowski Maciej Boryna, a małorolni ledwo wiązali koniec z końcem. Najbogatszy był powiat miechowski – tam niektórzy gospodarze posyłali nawet dzieci do szkół.
W tym czasie do diecezji kieleckiej należało także Zagłębie Dąbrowskie, w którym przeważali robotnicy. – Najczęściej stawali się nimi chłopi, którzy w poszukiwaniu pracy wyjeżdżali do miasta i zatrudniali się w zakładach przemysłowych. W pierwszym pokoleniu zachowywali wyniesioną z domu rodzinnego religijność i angażowali się w utrzymanie parafii. Z ich składek zbudowano wiele pięknych kościołów na tamtym terenie – mówi ksiądz Gocel. – Na początku XX wieku na terenie diecezji liczebnością wyróżniała się także ludność żydowska. W niektórych miastach Żydzi stanowili ponad 70 procent mieszkańców. Działoszyce, Chmielnik, Chęciny, Szydłów, Pińczów, a także Kielce, były ich głównymi skupiskami.
Tak więc w diecezji kieleckiej podczas I wojny światowej przeważały dwie warstwy społeczne: bardzo liczna i biedna ludność wiejska oraz robotnicy pracujący w Zagłębiu Dąbrowskim. Właśnie wśród nich agitacja grup lewicowych, a więc szerzących bezbożnictwo, przynosiła największy plon. Z tym problemem musiał się zmierzyć biskup Augustyn Łosiński. Podejmował on wiele działań na rzecz ochrony tamtejszej ludności przed utratą wiary, na tamte tereny kierował księży najlepiej przygotowanych do pracy społecznej.
Straty diecezji
Po Wielkiej Wojnie biskup Łosiński zobowiązał proboszczów do sporządzenia dokładnych sprawozdań o stratach, jakie poniosła diecezja kielecka. Hierarcha był zainteresowany przede wszystkim rozmiarami zniszczeń w budynkach sakralnych i zabudowaniach kościelnych. Z nadesłanych do kurii biskupiej ankiet wynika, że całkowicie lub w znacznym dtopniu zostało zniszczonych osiem kościołów: w Wawrzeńczycach, Koniuszy, Wiślicy, Korczynie Starym, Łopusznie, Sułoszowej, Pobiedniku i Janowie. Kolejnych 50 świątyń było w różnym stopniu uszkodzonych, między innymi w Bogucicach, Gołaczewach, Mokrsku, Kijach, Kroczycach, Pińczowie, Proszowicach, Kościelcu, Krzyżanowicach, Zagości, Chrobrzu, Młodzawach, Jędrzejowie.
– Dlaczego kościoły stały się celem dla artylerii walczących stron? Otóż świątynie doskonale nadawały się do dalekiej obserwacji pola walki i dlatego w pierwszym rzędzie należało je zburzyć – wyjaśnia historyk.
Ksiądz Gocel opowiada, że oprócz zniszczenia wymienionych budowli kościelnych zrujnowane zostały także domy mieszkańców wielu parafii. Sprawozdania z 1918 roku informują, że najwięcej zniszczonych wiosek było w powiecie olkuskim (należącym wówczas do diecezji) – 34 procent, pińczowskim – 33 procent, kieleckim – 18 procent, miechowskim – 12 procent, jędrzejowskim – 12 procent, natomiast najmniejsze straty odnotowano w powiecie włoszczowskim – 5 procent. Pozbawieni dachu nad głową wierni diecezji kieleckiej narażeni byli na głód i choroby.
Potrzebowali wsparcia
W kieleckim Archiwum Diecezjalnym zachował się ciekawy list z prośbą o pomoc, napisany przez proboszcza bardzo zniszczonej przez walczące wojska parafii Łopuszno do biskupa Augustyna Łosińskiego (w gminie Łopuszno na 24 wioski zniszczone zostały aż 22). – Treść listu oddaje dramatyczną sytuację poszkodowanej ludności cywilnej: „Nędza wzmaga się coraz bardziej, a środków do zaradzenia posiadamy niewiele. Z powodu działań wojennych w jednej tylko wiosce Snochowice mamy ponad 250 rodzin, które ratując swe życie przed kulami, uciekały, ale nie zdążyły zabrać odzieży potrzebnej do życia. Obecnie około 50 rodzin mieszka w lesie w ziemiankach, w którym mieszkańcom dokucza zimno lub woda. A tymczasem wielu z nich nie posiada właściwego ubrania. Wielu z nich, zwłaszcza dzieci, po gołej i mokrej ziemi muszą stąpać nogami. Wobec tak ogromnej nędzy zwracam się do znanego z tak wielkiego miłosierdzia Waszej Ekscelencji i proszę o łaskawą pomoc nieszczęśliwym”. Widzimy więc, że bieda była wręcz niewyobrażalna, a warunki życia nie do zniesienia – podsumowuje ksiądz Gocel.
Duchowieństwo diecezji kieleckiej pospieszyło ze wsparciem dla ofiar wojny i aktywnie włączyło się w działalność charytatywną. Biskup Łosiński, znany z działalności dobroczynnej na rzecz diecezjan jeszcze przed wojną, został mianowany prezesem Komitetu Ratunkowego Ziemi Kieleckiej, a księża działali w komitetach gminnych na terenie całej diecezji, rozdzielając żywność i odzież. – Odbudowa zniszczonych obiektów kościelnych trwała przez cały okres międzywojenny. Na początku, zaraz po zakończeniu Wielkiej Wojny, szło to powoli, dopiero w latach 1932–35 widać znaczący postęp. Dotacje państwowe otrzymały tylko dwie parafie naszej diecezji: Wiślica i kościół poklasztorny w Jędrzejowie. Pozostałe świątynie należało odbudować z dobrowolnych składek ubogich ludzi, którzy sami przecież wydawali w tym czasie ogromne sumy na budowę lub odbudowę domów – podkreśla ksiądz dr Tomasz Gocel.
Katarzyna Bernat
Więcej w audycji „Tak wierzę”,we wtorek o godz. 20 w Radio eM Kielce.