PUBLICYSTYKA
„Tempo” od kuchni…
Rozmowa z Beatą Pasek, właścicielką jadłodajni „Tempo”
– Może na początek krótko o historii. Jadłodajnia istnieje od ponad czterdziestu lat. Jak to wszystko się zaczęło?
– Założycielem „Tempa” był mój tato, który otworzył pierwszy punkt w 1975 roku przy alei Górników Staszicowskich 9. Od 1991 roku prowadzę lokal razem z mężem. Obecnie, oprócz tego najstarszego, mamy jeszcze dwa punkty w Kielcach: przy ulicy Paderewskiego 43/45, z wejściem od ulicy Panoramicznej, i przy ulicy Głowackiego 4a.
– Klienci chwalą Państwa za domową kuchnię. Co zatem znajdziemy w menu?
– Serwujemy posiłki gotowane tradycyjnie i według własnych receptur. To domowa kuchnia polska, staramy się też dokładać coś z kuchni włoskiej. Oczywiście nasi klienci najczęściej zamawiają typowo polskie dania, takie jak pierogi z mięsem, ruskie czy z owocami. Zainteresowaniem cieszą się także placki ziemniaczane, zupy, a nawet potrawy, które już nie są tak popularne jak kiedyś. Mało kto na przykład podaje w Kielcach ozorek wieprzowy w sosie chrzanowym, który ja pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Co ciekawe, zamawiają tę potrawę nie tylko ci, którzy ją znają, ale także osoby bardzo młode, które u nas mają z nią do czynienia po raz pierwszy w życiu.
– Które z dań króluje na liście zamówień?
– Zdecydowanie placki po węgiersku. To nasza specjalność, przyrządzamy je według własnej, dokładnie dobranej receptury. Oczywiście nie możemy jej zdradzić (śmiech), ale mogę powiedzieć, że jako jedni z niewielu robimy sos z wołowiny do placków. Większość jadłodajni przygotowuje go z wieprzowiny. Być może dlatego klienci tak chętnie zamawiają u nas tę potrawę.
– Każdego dnia wydają Państwo około tysiąca obiadów. W „Tempie” stołują się całe rodziny. W Państwa menu muszą zatem znajdować się także potrawy dla dzieci. Jakie?
– Możemy się pochwalić na przykład domowymi kluskami. Niedzielny rosół podajemy z ręcznie robionymi kluseczkami. Dzieci go uwielbiają. W naszym menu znajdują się także klopsiki cielęce, które też cieszą się powodzeniem.
– Goście proszą także o dania spoza oferty?
– Oczywiście. Zdarza się, że klient chce zjeść jakieś danie, którego nie mamy w menu. Oczywiście jesteśmy otwarci i staramy się sprostać oczekiwaniom naszych gości.
– Państwa klienci powtarzają, że cenią kuchnię „Tempa” także za serwowanie świeżych dań.
– Każdego dnia wszystkie potrawy są gotowane od podstaw, dlatego też dania nam schodzą. Nie odgrzewamy ich ani nie zamrażamy. Kładę na to bardzo duży nacisk i dbam, by produkty, z których przyrządzamy potrawy, zawsze były świeże i tylko ze sprawdzonych źródeł. Mamy na przykład zaprzyjaźnione gospodarstwo rolne, które dostarcza nam warzywa; sadowników, którzy sprzedają nam owoce do kompotów; masarnie i ubojnie, od których kupujemy mięso. To nasi, świętokrzyscy dostawcy.
– Wielu właścicieli restauracji i barów zastanawia się pewnie, skąd ta niesłabnąca popularność „Tempa”. Jaki więc jest Państwa klucz do sukcesu i zadowolenia klientów?
– Myślę, że jest to efekt naszej ciężkiej pracy i ścisłej współpracy z szefami kuchni oraz naszymi pracownikami. Ja staram się wszystkiego dopilnować i dbać o jakość naszych produktów.
– Można u Was zjeść na miejscu, ale można też zamówić jedzenie na wynos. To chyba kolejny plus, który doceniają klienci?
– Ludzie chętnie korzystają z takiej możliwości, zwłaszcza w weekend. Wtedy połowa sprzedaży to dania zamawiane na wynos.
– Macie obecnie trzy punkty, w każdym z nich wielu klientów. Planujecie jakieś zmiany? Może kolejna jadłodajnia?
– Nie zamierzamy otwierać następnej. Zmiany jednak będą. Chcemy zmodernizować lokal przy ulicy Paderewskiego, aby były w nim warunki, jakie zapewniamy już w pozostałych lokalach. Mamy zamiar popracować też nad naszą stroną internetową, aby była bardziej czytelna i aby klienci mogli śledzić nasze propozycje na bieżąco.
– Dziękuję za rozmowę.
Iwona Gajewska-Wrona