PUBLICYSTYKA
Sztuka informacji
Nie poświęcę tego felietonu prezydenckim wetom - zajmowało się nimi wielu lepszych ode mnie publicystów, którzy napisali wszystko na ten temat. Powiem tylko tyle, że moim zdaniem najgorszą ich konsekwencją jest uzasadniony od minionego poniedziałku pogląd przeciwników obozu reform, że ustawy można zmieniać na ulicy. To dynamit, który jeszcze nie raz wybuchnie, a zniszczenia będą większe niż teraz.
Interesuje mnie raczej pytanie: jak to się stało, że w ostatnich protestach brało udział tak wielu młodych ludzi, do tej pory niezaangażowanych w politykę? Neutralnych, a może nawet zupełnie dotąd obojętnych? Nie przyjmuję wyjaśnień o „astroturfingu”, bo ten – nawet jeśli nastąpił - musiał mieć warunki, by zaistnieć. Jakieś podglebie. Jakie?
Jest nim – moim zdaniem – kiepska polityka informacyjna rządu Beaty Szydło. Ma on wiele sukcesów, ale kompletnie nie potrafi komunikować się ze społeczeństwem, zwłaszcza tą jego częścią, którą trzeba przekonywać do swoich racji. A szczególnie młodymi ludźmi, na co dzień nie interesującymi się polityką. Takimi jak demonstrujący niedawno w obronie niezagrożonej niczym demokracji.Bez żmudnego wyjaśniania swych koncepcji żaden reformatorski rząd nie osiągnie sukcesu. To rzecz fundamentalna. A w jaki sposób ten tłumaczył wzbudzające najwięcej emocji i kontrowersji zapisy w ustawach reformujących sądy? Czy obywatele doczekali się kampanii informacyjnej na ich temat? Powtarzanych konsekwentnie telewizyjnych spotów o tym, że wprowadzane rozwiązania nie różnią się generalnie od funkcjonujących w krajach Europy Zachodniej? Czy znaleźli ulotki o tym w swych skrzynkach pocztowych? Infografiki i skondensowaną informację w mediach społecznościowych? Nie.
Zamiast tego otrzymali płynący z mediów publicznych i całymi tygodniami, do znudzenia powtarzany przekaz, że sędziowie nazywają samych siebie wyjątkową kastą, kradną ze sklepów kiełbasę, a za 10 tysięcy potrafią przeżyć tylko na prowincji. Zaś po „Wiadomościach” mogli parę dni temu obejrzeć „Komornika” na dowód tego, że sądy trzeba zmienić.
Ale to nie jest komunikowanie się ze społeczeństwem, a już na pewno nie przekonywanie nieprzekonanych. To pójście na łatwiznę, w czym zresztą – stwierdzam ze smutkiem – TVP teraz się specjalizuje. Mówiąc nawiasem, nic dziwnego, że oglądalność TVN24 ostatnio gwałtownie wzrosła, a stacja wyprzedziła TVP Info, skoro tę ostatnią, zamiast szerokiego spectrum wiadomości, wypełniają dziś wielogodzinne, monotonne transmisje komisji śledczych (jakby nie można było obrad podsumować w krótkiej informacji), emitowane na dodatek jako „wydania specjalne” (te goszczą na „pasku” dosłownie codziennie, co ociera się o śmieszność), a widownię przykuwa do telewizora na dłużej tylko program „Minęła 20”, mający znakomitą oglądalność.
Ale wróćmy do sedna. Brak komunikacji ze społeczeństwem miał miejsce nie tylko w przypadku ustaw reformujących wymiar sprawiedliwości. Rząd nie potrafił przekonać do swych racji choćby w sprawie ustawy metropolitalnej, ogromnej skali pomocy dla uchodźców, wycinki puszczy białowieskiej czy opłaty paliwowej. Opozycja za każdym razem to wykorzystywała, zagospodarowując niedoinformowaną część elektoratu, ostatnio naprawdę skutecznie. Zatem czas na rzetelną informację, bo gdy tej nie ma, w jej miejsce łatwo wciska się propaganda. A ta, jak zauważył Albert Schweitzer, bywa niestety matką wydarzeń.
Tomasz Natkaniec