PUBLICYSTYKA
Szkoda…
Na początek cytat:
„Nie ma już Europy. Jest Eurabia. Co Pani rozumie przez pojęcie Europy? Tak zwaną Unię Europejską, która w swej żałosnej i oszukańczej Konstytucji odpycha, a zatem neguje nasze chrześcijańskie korzenie, naszą tożsamość. Twierdzę, że Unia Europejska to tylko klub finansowy. Klub powstały z woli odwiecznych panów tego kontynentu, czyli Francji i Niemiec. To kłamstwo mające wesprzeć pieprzone euro i antyamerykanizm, nienawiść wobec Zachodu. To pretekst, aby wypłacać oburzające pensje i zwalniać od podatków eurodeputowanych, którzy tak jak urzędnicy Komisji Europejskiej używają sobie do woli w Brukseli. To wybieg, aby wetknąć nos do naszych portfeli i wprowadzić żywność modyfikowaną genetycznie do naszych organizmów (…). Ale przede wszystkim Unia Europejska jest narzędziem, które ma coraz bardziej ułatwiać najeźdźcom wejście na nasze terytorium, a potem pozwolić im się włóczyć bez przeszkód po naszym domu”.
Autorką tych słów, pochodzących z książki Wywiad z samą sobą. Apokalipsa, jest Oriana Fallaci, zmarła we wrześniu 2006 roku wybitna włoska dziennikarka, jedna z nielicznych, która już na początku tego stulecia alarmowała, czym skończy się masowy napływ muzułmańskich emigrantów do Europy. Ale nie o jej stosunku do tego problemu chciałem napisać. Nie bez kozery podałem datę jej śmierci – odeszła trzynaście lat temu. Byliśmy wówczas w Unii Europejskiej zaledwie od roku. W ciągu tych trzynastu lat Unia się zmieniła, ale nie na lepsze – zdecydowanie na gorsze. Zastanawiam się, co Oriana Fallaci myślałaby dziś na jej temat. Jakich słów użyłaby na przykład w stosunku do komisarza Franza Timmermansa, który – niczym carski namiestnik w XIX-wiecznej Warszawie – bez ogródek poucza nas na każdy możliwy temat, choć daleko mu do zwykłej przyzwoitości, skoro potrafi używać służbowego konta na Twitterze do prowadzenia prywatnej kampanii wyborczej. Jakimi epitetami określiłaby Guya Verhofstadta, nazywającego Polaków uczestniczących w Marszu Niepodległości faszystami? Co napisałaby o Jean-Claudzie Junckerze, którego alkoholizm jest tajemnicą poliszynela? Zresztą, dajmy spokój urzędnikom, zajmijmy się zjawiskami, z którymi mamy dziś w Unii do czynienia. Jak Fallaci ustosunkowałaby się do pomysłu skonfederowanej w jedno superpaństwo Europy? Czy wyśmiałaby je, porównując do struktury Związku Sowieckiego, w którym poszczególne republiki też miały coś do powiedzenia, ale tylko teoretycznie? Czy oburzyłoby ją nachalne promowanie ideologii gender ze wszystkimi jej przyległościami, która zawojowała umysły sprawujących władzę do tego stopnia, że we Francji za publiczną krytykę LGBT można iść do więzienia? Jak dziś oceniłaby galopujący, wspierany przez polit-poprawność proces laicyzacji, który nie pozwala na postawienie bożonarodzeniowej szopki na publicznym placu albo choinki w belgijskim magistracie? Co teraz by rzekła na powódź zarobkowych imigrantów, kłamliwie nazywanych uchodźcami, którzy zalali nasz kontynent? Jak by się ustosunkowała do zatrważającej idei multi-kulti, pomysłu mającego odciąć Europę raz na zawsze od jej, liczącej trzy tysiące lat tradycji?
Żywiołem Fallaci była walka. Walczyła piórem odważnie, jak nikt. Myślę, że widząc przygnębiający upadek wyśnionej Europy Schumanna, de Gasperiego oraz Adenauera i mając na uwadze fakt, że za cztery miesiące, w wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego, możemy zmienić tę przegniłą, chorą organizację w taką, jaką była u swego zarania, zwrócić ją samym sobie, niestrudzenie pisałaby, pisałaby, pisałaby…
Szkoda, że Oriana już odeszła. Bardzo by się dziś przydała.
Tomasz Natkaniec