PUBLICYSTYKA
Stopy wody pod kilem!
Jedni przygodę z żaglami zaczynają na studiach podczas wakacyjnej wyprawy na Mazury, inni od treningów w pobliskiej szkółce albo od... lektury cyklu powieści o Tomku Wilmowskim. Jak się okazuje, Kielce są znakomitym miejscem do wypłynięcia na szerokie wody.
Już od 15 lat młodzi kandydaci na żeglarzy szlifują swe umiejętności na zalewie na Szydłówku. Działa tam Uczniowski Klub Sportowy „Zalew Kielce”. Na treningi przychodzą już sześcioletnie dzieci.
Żeglarstwo od podstaw
– Trafiają tutaj takie małe szkraby, że by ich pan nawet nie zauważył – opowiada Andrzej Kosmala, prezes UKS oraz wieloletni propagator żeglarstwa w stolicy Świętokrzyskiego. – Uczymy żeglować dzieci i młodzież do lat osiemnastu na poziomie sportowym. Każdy szkoli się w sztuce żeglarskiej od podstaw, na dobrym poziomie, co przekłada się miedzy innymi na medale mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych.
Żeglarstwo nie jest łatwym sportem, ale Polakom kilka razy przysporzyło wiele radości, kiedy to nasi reprezentanci zdobywali medale igrzysk olimpijskich czy świata. Mateusz Kusznierewicz, Piotr Myszka, Zofia Klepacka zaczynali swoje kariery w szkółkach żeglarskich.
Trenerzy kieleckiego UKS często słyszą pytanie: „Jak u was można z powodzeniem uprawiać ten sport?”. – Warunki mamy najlepsze z możliwych. Trzeba pamiętać, że zajmujemy się przede wszystkim dziećmi. Gdyby je nagle wrzucić na głębokie wody, przeszłyby szok poznawczy. Nasz zalew jest mały, nie wieje na nim za mocno. My, trenerzy, mamy wszystko na wyciągnięcie ręki, zwłaszcza gdy trzeba pomóc, wytłumaczyć. Dla bardziej zaawansowanych prowadzimy zajęcia na Cedzynie, a ten najwyższy stopień wtajemniczenia stanowi Zatoka Pucka. Co roku jeździmy tam na zgrupowanie i kończymy je regatami w Gdyni – tłumaczy prezes klubu.
Ten sport uczy cierpliwości
Jedną z wychowanek „Zalewu Kielce” jest 16-letnia Natalia Borusińska, która z powodzeniem startuje w ogólnopolskich i europejskich zawodach w olimpijskiej klasie laser. – Moja przygoda z żeglarstwem zaczęła się przypadkowo. Tata robił szafkę pod puchary dla żeglarza, potem się tym zainteresował i zapytał, czy może nie chciałabym spróbować – wspomina młoda zawodniczka, która z wodą była związana od najmłodszych lat, bo wolny czas często spędzała z rodzicami na łowieniu ryb.
– Czy trudno jest trenować? Myślę, że nie, bo jeśli się chce coś osiągnąć, to chęć przychodzi sama. Ten sport uczy przy okazji sporo cierpliwości – przekonuje reprezentantka Polski, której marzeniem jest start na mistrzostwach świata.
Młodzi żeglarze nie tylko poznają technikę sprawnego przemieszczania się po akwenach, ale też zyskują dzięki zajęciom wiele cech przydatnych w życiu codziennym. – Dzięki żeglarstwu dziecko może wyrosnąć na lidera, bo już po kilku zajęciach umie poradzić sobie w rożnych warunkach i podejmować samodzielnie decyzje. "To on potrafi posługiwać się gąbką?”, pytają mamy, kiedy widzą, jak ich pociecha dba o łódkę. Na wodzie dziecko uczy się odpowiedzialności, radzenia sobie ze stresem, co może pomagać choćby przy klasówkach albo ważnych egzaminach – wylicza Andrzej Kosmala.
Dodajmy, że kielecki klub działa między innymi dzięki dotacjom z Urzędu Miasta, Urzędu Marszałkowskiego, sponsorom oraz darowiznom z tytułu jednego procenta, odpisywanego od podatku. – Dlatego rodziców nie kosztuje to aż tak drogo. Łódki już mamy kupione, wiatr jest za darmo, więc dajemy radę – przekonuje prezes UKS, który zachęca do zgłaszania się do klubu, a po wszelkie potrzebne namiary odsyła do strony internetowej zagle.kielce.com.pl.
Dom pod żaglami
Żeglarstwo to nie tylko sport, ale również znakomita forma turystki, którą w Polsce preferuje spora grupa obywateli. U wielu pasja do żagli rodzi się choćby po wakacjach na Mazurach, gdzie – jak śpiewa Piotr Szczepanik – „Dzień gaśnie w szarej mgle / wiatr strąca krople z drzew”.
– Żaglami zaraziłem się na studiach, gdy pojechałem na obóz w ramach wychowania fizycznego. Wcześniej nie miałem z nimi większej styczności. Pomyślałem wtedy, że to fajna zabawa, i podjąłem decyzję o żeglowaniu – opowiada Adam Rogaliński, jeden z pomysłodawców i założycieli kieleckiego klubu morskiego „Horn”.
Jego główna baza to zalew na Cedzynie, a najważniejsza forma działalności – szkolenie przyszłych skipperów. – Dzielimy je na kilka etapów. Zaczynamy od żeglarza jachtowego, później są kolejne stopnie, które umożliwiają sterowanie większymi jachtami w różnych zbiornikach – tłumaczy jeden z członków kieleckiego klubu.
Zdobycie pierwszego podstawowego patentu kosztuje około 600 złotych plus opłata za podejście do egzaminu państwowego. Kiedy ma się już odpowiednie uprawnienia, z łatwością można planować rejsy dla całej rodziny czy znajomych. Tygodniowa wyprawa po Morzu Śródziemnym wraz z wyczarterowaniem jachtu to mniej więcej 1500 złotych od osoby. – Można spędzić wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu i zapłacić za to masę pieniędzy. Można też mieć swój własny, pływający hotel pod żaglami i swobodnie przemieszczać się między portami. Najważniejsze to dobrze się bawić – przekonuje Andrzej Rogaliński.
„Horn” pomaga swoim uczniom organizować takie wyprawy, ale zwykle zbiera się większa ekipa, pływająca na kilku jachtach. – Na przykład na majówkę, kiedy w Polsce jest jeszcze przeważnie chłodno, jedziemy do Chorwacji, bo tam są znakomite warunki do żeglowania – mówią przedstawiciele zespołu.
Klub organizuje też naukę ratownictwa wodnego oraz różne imprezy. Jedną z nich jest reaktywowany 24-godzinny wyścig wokół zalewu w Cedzynie – jedne z najtrudniejszych regat śródlądowych w Polsce.
Żeglarstwo to wymagający, ale piękny sport. Może być też idealnym czasem na spędzanie wakacji, wcale nie aż tak kosztownym. Patrząc na nasze zalewy, warto zadać sobie pytanie: czy władze samorządowe nie powinny poświęcić im większej uwagi? Przecież talentów nie brakuje!
Damian Wysocki