PUBLICYSTYKA
Sołtys, klasztor i… SB
Klasztor cystersów w Wąchocku to bez wątpienia jedno z najważniejszych opactw w Polsce. Komunistom udało się odwrócić uwagę od ponad 800-letniej obecności zakonników w tym miejscu, a samą miejscowość zamienić w symbol niewybrednych dowcipów. Bo za słynnym sołtysem z Wąchocka stała Służba Bezpieczeństwa.
Dzieje tego opactwa od chwili założenia w 1179 r. naznaczone są tatarskimi napadami, najazdami Szwedów i księcia Siedmiogrodu – Jerzego Rakoczego, a także wandalizmem zaborców. W czasie tych nieszczęść rozparcelowano cenną bibliotekę, dokumenty, rękopisy. Klasztor podpalono. W końcu po kasacie w 1819 r. w romańskim kapitularzu urządzono stajnię.
Tu była wolność
Zawsze jednak to miejsce było symbolem wolności. Cystersi popierali zryw Tadeusza Kościuszki, pozwolili na produkcję w klasztorze broni i wyposażenia dla wojsk księcia Józefa Poniatowskiego. Tutaj w czasie powstania styczniowego znajdowały schronienie wojska Mariana Langiewicza; w opactwie mieściła się jego kwatera główna. Za wsparcie tego zrywu władze carskie odebrały Wąchockowi w 1869 r. prawa miejskie.
Był też klasztor niemym świadkiem działań wojennych. W czasie II wojny światowej rejon wokół Wąchocka stał się terenem walk i ostoją AK. W pobliżu walczyły też oddziały Narodowych Sił Zbrojnych, tak znienawidzone przez sowietów. Kilka kilometrów stąd jest góra Wykus – partyzanckie sanktuarium, miejsce obozowania powstańców styczniowych, później żołnierzy AK zgrupowań „Ponury" i „Nurt”. A już po wojnie do klasztoru ciągnęli kombatanci, modlili się i śpiewali „Boże, coś Polskę”.
Ośmieszyć Wąchock
Taka historia – z zakonnikami w białych habitach w tle – była dla komunistów jak policzek, zwłaszcza że linia propagandowa partii nie szła równolegle do kościelnej. Należało coś zrobić z tym natężeniem historycznej pamięci i patriotycznego ducha. Mimo represji, rozpętanych po 1945 roku, komuniści byli jednak bezradni. Uknuli zatem szatański plan. Postanowili dowcipami zdegradować cysterskie miasteczko.
– Za co był ośmieszany Wąchock? Za historię, za cystersów, za Żołnierzy Niezłomnych – mówi ojciec Eugeniusz Augustyn, opat cysterskiego klasztoru w Wąchocku. – Tu odbywały się zjazdy, spotkania, uroczystości Wyklętych. To co należało zrobić? Zohydzić tę ziemię, odebrać jej znaczenie. A sołtys jest związany z ziemią, jest też łącznikiem władzy z ludźmi, więc komuniści bezpośrednio jego postanowili ośmieszać, a przez to sam Wąchock. Początkowo dowcipy o sołtysie krążyły w rolniczych gazetach. Później zataczały coraz szersze kręgi. W latach 70. i 80. znała je cała Polska i śmiała się z naszego biednego miasteczka. Więc czy się udało? Sami sobie Państwo odpowiedzcie na to pytanie.
Ojciec Augustyn kiwa głową ze smutkiem i kontynuuje: – To szczególnie bolesne, bo przecież cystersi nieśli kulturę, kopiowali księgi, znali się na technice. Ale czego można było się spodziewać po komunistach, dla których Bóg i Pan Jezus nigdy nie istnieli. Oby te czasy już nigdy nie wróciły, a prawda się obroniła. Prawda o cystersach z Wąchocka.
– Dowcip to znana metoda ośmieszania miejsc i ludzi. Władza totalitarna często stosuje takie sztuczki – tłumaczy dr Marek Jończyk z IPN w Kielcach. – W rozmowach z mieszkańcami Wąchocka często słyszałem potwierdzenie tezy, że to komuniści byli autorami tych dowcipów. Jest coś na rzeczy, bo od ponad dwudziestu lat nikt nie słyszał nowego dowcipu o Wąchocku.
***
15 marca 2017 r. opactwo w Wąchocku zostało wpisane na listę pomników historii przez prezydenta Andrzeja Dudę. – I to jest prawdziwa sprawiedliwość dziejowa – uważa opat Eugeniusz Augustyn.
Dorota Kosierkiewicz