Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Smak dzieciństwa

czwartek, 23 lipca 2015 09:10 / Autor: Tygodnik eM
Smak dzieciństwa
Smak dzieciństwa
Tygodnik eM
Tygodnik eM

Letni dzień. Niedziela, początek lat siedemdziesiątych. Po południu idziemy na lody do Poniewierskiego. Nie było i nie ma chyba w naszym mieście słynniejszej lodziarni.

To była mała cukierenka przy ulicy 1 Maja, nieopodal kościoła św. Krzyża, w Kielcach. Zielone okiennice i schodki prowadzące w dół. Z otwartych drzwi płynął zapach wanilii. Ciasteczka poukładane na paterach i za szklanymi witrynami. Lody: waniliowe, malinowe, truskawkowe, czekoladowe, co kto lubi. Kolorowe i słodkie. Tak cudowne, jak smak dzieciństwa.

Ta historia zaczęła się dawno temu.

Zofia Mikołaszek miała czarne warkocze i wiotką kibić. Była córką znanego kieleckiego cukiernika Karola Mikołaszka. – To pradziadek Karol otworzył pierwszą cukiernię w rodzinie. Ta przy ulicy Chęcińskiej 1 powstała już w 1923 roku. Żyje wyłącznie w pamięci najstarszych kielczan – opowiada Jacek Poniewierski. To były czasy, kiedy modne stały się cukiernie z kilkoma stolikami, przy których jadało się słodkie frykasy, popijając herbatką. W dobrym tonie było pokazanie się po południu w jednej z tych nowych cukierenek.

Kielczanie dobrze znali Karola Mikołaszka, zacnego i bogobojnego rzemieślnika. – Był mistrzem cukiernictwa, działaczem, jednym z założycieli Cechu Cukierników Chrześcijan w Kielcach w 1936 roku – kontynuuje prawnuk. Za panną Zofią zaś oglądali się kawalerowie. Nie wiadomo, czy Edward Poniewierski wypatrzył ją w tej cukierence na Chęcińskiej i patrząc w oczy dziewczyny zajadał się lodami dla ochłody, czy też ciągnęło go do cukiernictwa z innego powodu. – Pewnie się zakochał. Babcia była elegancką i piękną kobietą. Miała długie czarne loki. Nietrudno się było zadurzyć – mówi pan Jacek.

Zofia Mikołaszek i Edward Poniewierski wzięli ślub. I żeby tradycji stało się zadość, w 1947 r. otworzyli cukierenkę przy ul. 1 Maja. Tę z zielonymi okiennicami, pachnącą wanilią, cukiernię z naszego dzieciństwa. Dzisiaj już nie ma tej kamiennicy, tych schodów i ludzi. Odeszła Zofia z czarnymi puklami i Edward. Ale smak i zapach pozostał. Cukiernię z 1 Maja przeniesiono na Złotą. Dzisiaj Poniewierscy to znana marka cukiernicza, a jej znakiem firmowym są „Lody ze Złotej” – tradycyjne, słodkie, pachnące latem i wspomnieniami.Miłość do cukiernictwa po ojcu odziedziczył syn Janusz; to jemu Edward powierzył rodzinną tajemnicę wytwarzania lodów. Kilka lat temu pałeczkę przejął Jacek Poniewierski.

Jaka jest tajemnica tych lodów?

– Nie idziemy za modą, nie śledzimy nowinek w przemyśle spożywczym, nie dodajemy emulgatorów, konserwantów, barwników. Lody robimy tak, jak dziadek Edward. Wystarczy mleko, jajka, owoce i kakao. Mamy nawet te same maszyny, tylko zmieniamy silniki i te części, które tego wymagają. Serce cały czas bije to samo – wyjaśnia pan Jacek. – Kilka tygodni temu maszyny trzeba było przygotować do sezonu. Przyjechał specjalista z Gdańska. Zachwycał się naszymi sposobami wyrabiania lodów, powiedział, że mógłby nam sprzedać nową maszynę, z której nie trzeba byłoby ich wyjmować ręcznie. Ale nawet z tych samych składników smak byłby już nie ten. Mamy niewiele smaków: uwielbiane przez klientów waniliowe, truskawkowe, jagodowe, cytrynowe i czekoladowe. W sklepach można dostać lody w smakach z całego świata, ale my robimy tradycyjne lody z owoców dostępnych u nas.

W lodziarni można zobaczyć charakterystyczny znak: na niebieskim tle czapka kucharska i napis: „Dziedzictwo kulinarne – Świętokrzyskie”. W 2014 r. Poniewierscy otrzymali ten znak w uznaniu dla kilkupokoleniowej tradycji w ręcznym produkowaniu lodów. Dzisiaj można ich posmakować na różnego rodzaju jarmarkach i piknikach, promujących lokalną tradycję i kulturę. Rozrosła się też firma. Jacek otworzył własną cukiernię w nowym budynku przy ul. Klonowej pod nazwą „Lody ze Złotej”. – Amatorów na tradycyjne lody jest coraz więcej. A poza tym ludzie lubią wspomnienia. Zdarza się, że przychodzą stare małżeństwa i opowiadają, że jadali te same lody przed ślubem. Babcie przyprowadzają wnuki, a mamy swoje pociechy – tłumaczy.

Siedzimy na dworze w nowej cukierni przy ulicy Klonowej. Zajadamy się lodami waniliowymi, delikatnymi w smaku, o zapachu dzieciństwa. To nic, że nie ma już tamtej cukierni i tamtych ludzi…

Dorota Kosierkiewicz

 

 

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO