PUBLICYSTYKA
Skarb na pergaminie
Ksiądz doktor Michał Spociński wnosi do kolegiaty drewnianą skrzynię i stawia ostrożnie na ławce. Uchyla wieko. Spod bibuły wyciąga pergamin z pieczęcią, ozdobiony rysunkami. – To prawdziwy skarb. Przywilej Opatowski – mówi.
Opatów to dziwne miasto, dzisiaj senne i zapomniane. Tylko strzelista kolegiata i klasztor zapowiadają tajemnicę. A tajemnic jest tu dużo. – Początki Opatowa nie są jasne, budzą dyskusję wśród historyków i archeologów. Najstarsza jego część to podzielone na dwie części wzgórze naprzeciwko klasztoru ojców bernardynów. Jedną zwano Zamczysko, drugą Grodzisko. Pochodzą z końca X lub początku XI w. To grodzisko to pierwotny Opatów, zwany także Żmigrodem – wyjaśnia prof. Krzysztof Bracha z Instytutu Historii PAN w Warszawie i UJK w Kielcach.
Własność biskupów
Nazwa Opatów pojawiła się po raz pierwszy w dokumencie Kazimierza Sprawiedliwego w 1187 r. W aktach kapituły krakowskiej zapisano wtedy, że Miłowan, opat z Łysej Góry, udał się do Opatowa, w którym przebywał książę Kazimierz. Na dokumencie podpis złożyli między innymi Gedeon, prepozyt kościoła Najświętszej Marii Panny, i Velislaus Jerosolymitanus, tajemnicza postać.
Ale dla nas ważne jest, że około 1237 r. miasto wraz z kilkunastoma wsiami przeszło na własność biskupów lubuskich. Przez wieki doskonale prosperowało. Bywało, że przyćmiewało sąsiedni Sandomierz. Jan Długosz zachwycał się tutejszą kolegiatą.
– Przełomowy był rok 1502, kiedy na Opatów napadli Tatarzy i potwornie go zniszczyli. Zdewastowane miasto odkupił w 1514 roku kanclerz wielki koronny Krzysztof Szydłowiecki. Od tego momentu datuje się szydłowiecka, rzec można, era Opatowa. Kanclerz odbudował wiekową już wówczas kolegiatę, gród obwarował i ufortyfikował – wylicza profesor, trzymając w ręce nasz pergaminowy skarb.
Co za ilustracje!
– Ten dokument poświadcza akt kupna i sprzedaży Opatowa. Informuje, że właścicielem miasta stał się kanclerz wielki koronny Krzysztof Szydłowiecki – mówi ksiądz doktor Paweł Tkaczyk, historyk sztuki i dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Kielcach. – Spisany został w 1519 r. na pergaminie i – co ważne – zilustrowany przez samego Stanisława Samorzelnika. Są to ilustracje wyjątkowe i w kontekście Opatowa dla nas niezwykle istotne, bowiem przedstawiają właściciela miasta, czyli kanclerza wielkiego koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego. Na lewym marginesie widzimy klęczącego kanclerza z proporcem i herbem, a nad nim świętego Marcina z Tours na koniu. To on jest patronem opatowskiej kolegiaty.
Ilustracje na pergaminie budzą zachwyt. I nic w tym dziwnego, bo Stanisław Samostrzelnik był prawdziwym mistrzem w swojej sztuce – malarzem miniaturzystą i twórcą malowideł ściennych, cystersem związanym z późnogotycką szkoła iluminatorską. Ilustrował modlitewniki Zygmunta Starego i królowej Bony, możnych ówczesnego świata, oraz kroniki, choćby „Katalog arcybiskupów gnieźnieńskich” i „Żywoty biskupów krakowskich” Jana Długosza. Jego talent przetrwał we freskach katedr i kościołów. Jego dziełem są malowidła w kościele farnym w Szydłowcu.
***
W opatowskiej kolegiacie promienie słońca wpadają przez witrażowe okno, oświetlając Lament Opatowski. Ale naszą uwagę pochłania inny skarb polskiej kultury, arcydzieło sztuki ilustratorskiej – Przywilej Opatowski, skryte w drewnianej skrzyni i przechowywane w skarbcu. I kiedy wychodzimy z kolegiaty, patrząc na dzisiejszy ospały Opatów, jest nam trochę smutno, że jego świetność dawno przeminęła.
Dorota Kosierkiewicz