PUBLICYSTYKA
Senator Słoń dla niepełnosprawnych
Kilka dni temu z kolejnego turnusu rehabilitacyjnego „Razem Łatwiej” wróciła, z Mrzeżyna nad Bałtykiem, ponad 50-cio osobowa grupa niepełnosprawnych z opiekunami. Było wśród nich kilkanaście osób poruszających się na wózkach. To już 23 wyjazd zorganizowany przez senatora Krzysztofa Słonia, założyciela i prezesa Świętokrzyskiego Stowarzyszenia „Niepełnosprawni Plus”, które w przyszłym roku będzie obchodziło jubileusz 20-lecia istnienia.
Skąd taki właśnie pomysł na spędzanie wolnego, wakacyjnego i urlopowego czasu? W naszej diecezji wszystko zaczęło się od wczasorekolekcji zorganizowanych po raz pierwszy w 1980 roku przez Sługę Bożego ks. Wojciecha Piwowarczyka, który sam mając wtedy blisko 80 lat powołał duszpasterstwo osób niepełnosprawnych i chorych oraz zainicjował budowę domu dla niepełnosprawnych w Piekoszowie. Od początku uczestniczył w tym duszpasterstwie najpierw jako kleryk, a potem od 1984 jako kapłan, zmarły w 2013 roku ks. Bogusław Bodziony, który w 1986 roku rozpoczynając pracę duszpasterza akademickiego w Kielcach zaraził nas, wtedy studentów z WSP i Politechniki Świętokrzyskiej tą charytatywną ideą.
Organizowaliśmy regularne spotkania i wakacyjne wyjazdy dla niepełnosprawnych i chorych. Bardzo nas w tym wspierał biskup Mieczysław Jaworski. Czasy były trudne, integracja w Polsce w powijakach. Trzeba było przecierać nowe szlaki. Pierwsze turnusy na plebani w Sułoszowie, warunki spartańskie ale nasz entuzjazm i zadowolenie niepełnosprawnych rekompensowały wszystkie niedostatki. Potem pierwsze turnusy w Pińczowie w domkach kempingowych nad zalewem. Msze św. w plenerze. Wszystkie możliwe bariery architektoniczne. Żadnych podjazdów, toalety i prysznice wspólne w podwórzu. Posiłki przygotowywaliśmy we własnym zakresie w świetlicy na polu namiotowym. Totalna partyzantka. Ale kilkudziesięciu niepełnosprawnych co roku czekało na ten czas z utęsknieniem. My opiekunowie też.
Ostatni turnus ks. Boguś zorganizował w 1991 roku, bo niedługo potem rozpoczął prace na Sycylii we Włoszech. Nie mogłem się z tym pogodzić, że to wspaniałe dzieło nie będzie dalej kontynuowane. Z grupą zapaleńców, błogosławieństwem bpa Mieczysława, pomocą kieleckiego MOPS-u i Caritasu zorganizowałem w 1992 roku pierwszy turnus. Do 1999 nasze wczasorekolekcje były w Pińczowie. Co ciekawe właśnie te wyjazdy, w trudnych przecież warunkach wszyscy bardzo dobrze wspominamy. Co roku w czasie turnusu była jakaś ciekawa wycieczka. Byliśmy w Zakopanem, nad Morskim Okiem, na spływie Dunajcem, nad Soliną w Bieszczadach, jechaliśmy tamtejszą kolejką wąskotorową . Odwiedziliśmy Częstochowę, Niepokalanów, Kraków i Łańcut. Niezapomniane przeżycia. Dla naszych „wózkowiczów” niemożliwe stawało się możliwe. Do tej pory się zastanawiam jak to wszystko się udało logistycznie poukładać.
Od 2000 roku gdy turnusy można było organizować wyłącznie w ośrodkach przystosowanych dla osób niepełnosprawnych zaczęliśmy jeździć do innych miejscowości. Raz było Zakopane. Ośrodek na stoku Gubałówki. Było pięknie chociaż z wózkami w górach ciężko. Wszyscy wspominamy wycieczki w cudowne tatrzańskie doliny i kolejną wyprawa nad Morskie Oko. Potem były już tylko miejscowości nadmorskie. W niektórych byliśmy tylko raz a do innych wracaliśmy częściej. Znamy jak własną kieszeń Sarbinowo, Międzywodzie, Niechorze, Mielno, Dziwnów, Gdańsk-Sobieszewo, Mrzeżyno. W czasie tych nadmorskich turnusów tez były dodatkowe atrakcje. Festiwal w Sopocie, koncert finałowy Lata Z Radiem w Gdyni, FAMA w Świnoujściu, zlot żaglowców w Szczecinie, Miedzyzdroje, zabytki Kołobrzegu, Gdańska, Westerplatte, rejs na Hel oraz wiele innych ciekawych przedsięwzięć. Oczywiście oprócz atrakcji wczasowych nie zapominamy o duchu rekolekcyjnym wyjazdów. Codzienna Msza Święta, koronka do Miłosierdzia Bożego, wspólne modlitwy na początek i koniec dnia. Niepełnosprawni bardzo sobie zawsze chwalą obecność księdza i kleryków, którzy oprócz tego, że są opiekunami to jeszcze służą rozmową i wsparciem duchowym.To wszystko pozwala doładować akumulatory na cały rok.
Przez te wszystkie lata w turnusach uczestniczyło kilkudziesięciu alumnów z naszego seminarium. Dla nich to tez bardzo przydatna lekcja przed kapłaństwem. Poza tym staramy się bardzo aktywnie spędzać czas. Jest rehabilitacja, wspólne spacery, zakupy, plażowanie, spotkania w kawiarni, wieczorki pogodne i taneczne, spotkania przy ognisku z gitarą i śpiewem, wspólne podziwianie zachodów słońca na plaży i wiele innych zwykłych i niezwykłych wydarzeń, które się później ciepło wspomina. I zawsze pytania: co z przyszłym rokiem? Ja odpowiadam, że jak tylko starczy zdrowia i sił, a przede wszystkim jak znajdę grupę gotowych na wyjazd, oddanych wolontariuszy to czemu nie. Dobrzy, serdeczni i bezinteresowni opiekunowie to podstawa udanego wyjazdu.
Doczekaliśmy się przez te wszystkie lata kilku małżeństw wśród naszych wolontariuszy. Opiekunami są już nasze dzieci. Czyż to nie wspaniałe? A dla mnie turnusy to zawsze totalna zmiana tego, co robię na co dzień, taka odskocznia. I chociaż nie jest łatwo być opiekunem to nie wyobrażam sobie, żeby inaczej spędzać urlop. I nie przeszkadza mi to czy pełnię taką czy inną funkcję. Wiem, że gdybym zaprzestał organizowania tych turnusów zawiódłbym bardzo wielu ludzi. Do tego jeszcze turnusy wczasorekolekcyjne naszego stowarzyszenia spotykają się zawsze z życzliwą pomocą ludzi i instytucji. To też daje mi pozytywną energię do działania.
Nasi niepełnosprawni przyjaciele to w większości ludzie samotni i na co dzień skromnie żyjący zamknięci w swoich czterech ścianach. Chociaż są też wśród nich aktywni dla których wózek nie stanowi przeszkody, żeby mieć rodzinę, dzieci czy pracować zawodowo. Nie wszyscy mogą jeździć co roku, ale każdy czeka z utęsknieniem na ten wspólny wyjazd, bo jak sama nazwa naszych turnusów wskazuje „Razem Łatwiej” pokonywać przeszkody , ograniczenia i nawet największą niepełnosprawność. Jak się w tym roku żegnaliśmy po przyjeździe to podeszła do mnie 11-letnia córka jednej z naszych niepełnosprawnych „wózkowiczek” i powiedziała : jak dorosnę to też będę wolontariuszką.