PUBLICYSTYKA
Reżyser z Kielc
Rozmowa z Mariuszem Malcem, reżyserem, dokumentalistą i scenarzystą.
– Ostatnio mogliśmy zobaczyć w Teatrze Telewizji „Zabójczą pewność” Marcusa Lloyda w twojej reżyserii – thriller psychologiczny i teatr, jak za starych dobrych czasów.
– Od wielu lat szukam czegoś, co daje możliwość gry z widzem. W sztuce Lloyda jest wszystko: niezwykłe postaci i ważki problem.Wciąż aktualny jest przecież temat manipulacji drugim człowiekiem. Do pracy zaprosiłem doskonałych aktorów: Magdalenę Cielecką i Grzegorza Małeckiego oraz młodą, bardzo utalentowaną aktorkę Aleksandrę Prykowską. Zależało mi na tym, aby uwagę widza skoncentrować na intrydze, bez uciekania się do nowoczesnej techniki.
– Na początku nic się w zasadzie nie dzieje. Przystojny aktor przychodzi do sparaliżowanej autorki sztuki teatralnej. Ale z minuty na minutę atmosfera się zagęszcza. Czy dzisiejszy widz, przyzwyczajony do kolorowych obrazków, jest w stanie poczuć te emocje?
– Recenzje „Zabójczej pewności” podkreślały właśnie emocje towarzyszące oglądaniu, stopniowe wciąganie widza w historię. Specjalnie do Warszawy przyleciał Marcus Lloyd, autor sztuki. Chciał zobaczyć prapremierę swojego dramatu w polskiej telewizji. Oglądaliśmy „Zabójczą pewność” razem. Jego reakcja była niezwykle emocjonalna. Bardzo pozytywnie przyjął naszą realizację; chwalił aktorów, pracę kamery, muzykę i montaż. Proszę pamiętać, że moja adaptacja była krótsza o 40 minut od oryginału. Marcus przy pożegnaniu powiedział, że po tym pokazie został fanem polskiego Teatru Telewizji. Pamiętajmy, że w świecie funkcjonują tylko dwa takie „teatry” – nasz i BBC.
– To była twoja pierwsza sztuka dla Teatru Telewizji?
– Nie, czwarta. Wcześniej wyreżyserowałem dramaty Viktora Haima oraz Tadeusza Różewicza. Dla Sceny Faktu przygotowałem historię uwięzienia i śmierci bohatera Batalionu „Zośka”, Jana Rodowicza. Autorem tego tekstu jest Paweł Mossakowski. Mam nadzieję, że ten ostatni spektakl, zatytułowany „Pseudonim ANODA”, zostanie ponownie pokazany w telewizyjnej „Jedynce” jesienią tego roku.
– A co robisz teraz?
– Od trzech lat realizuję zdjęcia do filmu dokumentalnego o ekshumacjach „żołnierzy wyklętych”, pochowanych w bezimiennych mogiłach na warszawskich Powązkach. W tej chwili próbuję zgromadzić środki finansowe na montaż i postprodukcję. Jestem zaskoczony, że taki temat nie znajduje poparcia w instytucjach państwowych, powołanych do tego typu działań. Kończę też scenariusz filmu fabularnego i przygotowuję realizację jednej z powieści Johna Steinbecka dla Teatru Polskiego Radia.
– Reżyser filmowy chce się zmierzyć z powieścią bez obrazu?
– Dobra literatura to przecież obrazy uruchamiane w wyobraźni. Teatr Polskiego Radia jest wspaniałym medium, które poprzez oddziaływanie na jeden zmysł pozwala kształtować świat wyobraźni słuchacza.
– Która to powieść Steinbacka?
– To jeszcze tajemnica.
– Po zrealizowaniu wielu nagradzanych filmów dokumentalnych zrobiłeś fabułę „Człowiek wózków”. Rzuciłeś dokument dla fabuły?
– Nie, nie. Każdy reżyser marzy o zrobieniu filmu fabularnego. To jest kolejny stopień wtajemniczenia. Moje dokumenty sprzed fabuły, takie jak „Cicha przystań”, były„barokowe”, zawierały inscenizacje. Dopiero czysta kreacja uwolniła mnie od tego balastu. Kolejne dokumenty, choćby „Matka nieznanego żołnierza” albo „Człowiek, którego nie ma”, były już czystsze formalnie.
– Masz też na koncie odcinki popularnych seriali telewizyjnych: „M jak miłość” oraz „Na dobre i na złe”.
– Tak, zrealizowałem kilka odcinków serialu „Na dobre i na złe”, między innymi te z kreacjami Mariana Dziędziela i Roberta Więckiewicza. Od lat jestem jednym z reżyserów „M jak miłość”. Tutaj miałem zaszczyt pracować z Andrzejem Łapickim i Januszem Zakrzeńskim. To były wspaniałe spotkania.
– W miniony weekend prowadziłeś warsztaty w Teatrze „Pegaz”. Często wracasz do Kielc?
– Przyjechałem na zaproszenie Andrzeja Skorupskiego i Kieleckiego Centrum Kultury. Szukam pretekstów, aby tutaj wracać. Kielce to magiczne miejsce, świat dziecięcych odkryć i wspomnień; buszowanie w zrujnowanym więzieniu „na zamku”, karmienie cyrkowych lam na Dołach Siekluckiego czy penetrowanie jaskiń na Kadzielni. Teraz obserwuję dynamiczne zmiany miasta. Dziś szedłem ulicą Mickiewicza. Odrestaurowana, wydaje się szersza. Stare drzewa zniknęły, co dodało temu miejscu perspektywy i światła.
– Musisz zobaczyć nowy dziedziniec przed Pałacem Biskupów Krakowskich.
– Tak, bardzo jestem ciekawy, jak teraz wygląda. Wybiorę się tam na pewno.
– Dziękuję za rozmowę
Dorota Kosierkiewicz