PUBLICYSTYKA
Przystanek Kielce
Chociaż w ostatnich latach prowadzono w Kielcach wiele inwestycji drogowych, to żadna z nich nie była tak krytykowana. „Przystanki za 400 tysięcy złotych” budzą negatywne emocje w całej Polsce. Czy jednak nagonka na wartą 32 miliony złotych inwestycję na pewno jest uzasadniona?
Pieniądze wyrzucone w błoto, przystanek w cenie domu jednorodzinnego, rozkopali i zostawili, ulica zamknięta, wiaty nie chronią przed słońcem ani nie mają ławek – to tylko część zarzutów, z jakimi muszą mierzyć się włodarze miasta, odpowiedzialni za ten projekt. Bo narzekają niemal wszyscy.
Albo przystanki, albo nic
Ale po kolei. Budowa 81 przystanków realizowana jest w ramach unijnego programu „Rozwój systemu komunikacji publicznej w Kieleckim Obszarze Metropolitarnym”. Koszt całego przedsięwzięcia to 32 miliony złotych, ale 85 proc. pokrywa Unia Europejska, czyli Kielce płacą za przystanki dokładnie 4 miliony 800 tysięcy złotych.
No dobrze, tylko że dalej jest to potężna kwota, którą można było wydać w zupełnie inny sposób. Choćby na domki jednorodzinne. Ale czy dałoby się tak zrobić? – Te 32 miliony złotych udało nam się zaoszczędzić z programu unijnego, dzięki któremu od 2009 roku konsekwentnie rozwijamy system komunikacji publicznej w Kielcach. Dzięki niemu powstały między innymi węzeł Żelazna, bus–pasy, pętle autobusowe, elektroniczne tablice. Za te pieniądze kupiliśmy również czterdzieści autobusów. Sukcesem było to, że Unia pozwoliła nam wydać zaoszczędzone fundusze, co się rzadko zdarza. Nie mogliśmy ich jednak wydać na na przykład domy socjalne, bo na to nie dostalibyśmy zgody. Stanęliśmy przed wyborem: albo zrobić przystanki, albo nie zrobić nic – tłumaczy Tadeusz Sayor, zastępca prezydenta Kielc.
Musi być tanio
Po decyzji o budowie nowych przystanków oraz zatok autobusowych miasto ogłosiło konkurs dla projektantów. Specjaliści zdecydowali, że wiaty powstaną w trzech rozmiarach – małych, średnich i dużych. Następnie miasto rozpisało przetarg dla wykonawców i tutaj pojawiły się pierwsze problemy. – Stanęły do niego trzy firmy. Przedsiębiorstwo Betonex Construction z Sopotu, które prowadzi prace, to nie do końca był nasz wybór. Początkowo przetarg wygrała zupełnie inna firma, droższa, ale gwarantująca szybkie i solidne wykonanie. Decyzję zmienił jednak Urząd Zamówień Publicznych, który uznał, że powinna zwyciężyć najtańsza oferta – wyjaśnia Sayor.
Jak się okazało, sopocka firma nie była całkowicie przygotowana do tak dużej inwestycji. Dlatego też mieszkańcy Kielc odnieśli słuszne wrażenie, że prace mocno się ślimaczą. – Pierwszy termin oddania przystanków przedłużył się, ale wynikało to kontroli przetargu, jakie prowadził Urząd Zamówień Publicznych. Teraz nie ma obaw, że ustalony termin końcowy na połowę października nie zostanie dotrzymany – obiecuje Jarosław Skrzyło, rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg w Kielcach.
Przystanki jedno, zatoka drugie
Jak w takim razie wytłumaczyć, że przystanek kosztuje średnio aż 400 tysięcy złotych? To najpoważniejszy zarzut, który nie schodzi z ust mieszkańców. Ale budowa to nie samo postawienie wiaty. Najwięcej pieniędzy pochłania wykonanie od podstaw zatok autobusowych (m.in. wymiana nawierzchni na betonową, trwalszą od kostki czy asfaltu, i nowa podbudowa) oraz peronów. Te będą miały udogodnienia dla osób niewidomych w postaci specjalnych płyt wskaźnikowych, a także odpowiednio wyprofilowane krawężniki, dzięki którym autobus może podjechać bliżej chodnika. A ile kosztują same przystanki? Małe to koszt około 18 tysięcy złotych. Ceny średnich i dużych są już rzeczywiście zdecydowanie większe – od 100 do 300 tysięcy złotych. Tyle tylko, że największe przypominają bardziej perony dworcowe niż zwykłe przystanki. Na niektórych znajdą się miejsca siedzące nawet dla 60 osób.
Cierpliwości...
Kłopot w tym, że małe wiaty, które są już praktycznie gotowe, wydają się mocno wybrakowane. Nie mają ławek ani żadnej ochrony przed słońcem, a tego w ostatnim czasie nie brakuje.
– To niedopatrzenie z naszej strony, ale problem został już rozwiązany – zapewnia prezydent Sayor. – Ławki pojawią się w ciągu kilku tygodni, ponieważ będą jednym z ostatnich elementów, jakie zamontuje wykonawca. Jeżeli chodzi o ochronę słoneczną, szyby zostaną oklejone folią o właściwym stopniu przenikalności światła.
Skąd w takim razie tak zły klimat dla budowy przystanków? – Po części wynika to z braku odpowiedniej informacji. Przyjechał do mnie ostatnio dziennikarz z Polsatu w tej sprawie. Po 15 minutach rozmowy ktoś do niego zadzwonił z pytaniem, kiedy wraca do Warszawy. Na co odpowiedział, że zaraz, bo miała być afera, ale on jej tutaj nie widzi – śmieje się Sayor.
Piotr Natkaniec