PUBLICYSTYKA
Przygotować do dorosłości
Dawne domy dziecka, które obecnie funkcjonują jako placówki opiekuńczo-wychowawcze, przejdą poważne zmiany. Rozmawiamy o tym z Markiem Sceliną, dyrektorem Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Kielcach.
– Jakie szykują się zmiany i których miejsc będą dotyczyć?
– Wszystko zmierza ku temu, by w jednej placówce było jak najmniej dzieci. Uważamy, że to dobry kierunek. Ustawodawca ustalił maksimum na 14 osób pod jednym dachem. Taki stan rzeczy powinien być w Kielcach najpóźniej do 2020 roku. Chcemy przeprowadzić te zmiany spokojnie i sukcesywnie. Rozpoczniemy od placówki „Dobra Chata” przy ulicy Sandomierskiej. Przebywa w niej 28 podopiecznych. Połowa z nich zostanie, druga połowa przeprowadzi się do dużego domu, który wynajęliśmy na Podkarczówce. Będą w nim tak samo dobre warunki, jak na Sandomierskiej. W podobnej sytuacji jest „Kamyk” przy ulicy Marszałkowskiej – mieszka w nim 25 osób. Część z nich przeprowadzimy do willi przy ulicy Nowowiejskiej. Na razie jest w niej realizowany program oparty o fundusze szwajcarskie. Przeprowadzka nastąpi po jego zakończeniu.
– Czym ustawodawca uzasadnia te zmiany?
– Placówkom opiekuńczo-wychowawczym daleko do struktury domu rodzinnego, czyli naturalnego miejsca wychowywania się dzieci. Im bardziej jednak warunki rodzicielstwa zastępczego zbliżają się do warunków domowych, tym lepiej. Zmniejszanie liczby podopiecznych w jednym miejscu sprzyja temu. Chcemy też stopniowo, ale systematycznie i konsekwentnie zmieniać zasady funkcjonowania ośrodków. Planujemy sukcesywnie przygotowywać młodych ludzi do wchodzenia w dorosłość, do radzenia sobie z wyzwaniami, jakie ona niesie. To prawdziwe kryterium tego, czy wszystkie służby wywiązały się ze swych zadań wobec naszych podopiecznych. Jeśli wracają oni do systemu pomocy społecznej, to ponosimy klęskę. Niestety, takie sytuacje się zdarzają.
– Pojawia się obawa, że rozdzielanie młodzieży, która wychowuje się razem, może jej zaszkodzić. Jest ona uzasadniona?
– Moja rodzina przeprowadzała się co najmniej cztery razy, zawsze w nieco lepsze warunki. Sądzę, że nie ma w tym nic złego. Oczywiście, naszym zadaniem i odpowiedzialnością jest takie zorganizowanie przeprowadzki, by oszczędzić podopiecznym stresu. Niedawno wizytowaliśmy jedno z miast mających już za sobą takie zmiany. Młodzi ludzie, którzy przeprowadzili się z dużych placówek do mniejszych, pod słowem honoru deklarowali, że nie chcieliby wrócić do poprzednich warunków.
– Na jakiej zasadzie będziecie wybierać osoby, które się przeprowadzą?
– Ufamy w mądrość i odpowiedzialność wychowawców i dyrekcji. W niedalekiej przyszłości zaprezentujemy też wszystkim zainteresowanym nowe miejsca. Ideałem byłoby, gdyby młodzi ludzie sami zadeklarowali chęć przeprowadzki. Jeśli tak się nie stanie, będziemy postępować bardzo ostrożnie. Dopuszczam możliwość, że nie wszyscy przeprowadzą się jednocześnie. Jest też takie rozwiązanie, by wszyscy nowi podopieczni trafiali do domu na Fosforytowej. To rzecz trudna i odpowiedzialna, ale sądzę, że można to zrobić tak, by zaoszczędzić młodzieży niepotrzebnego stresu.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Wójcik