PUBLICYSTYKA
Polka walcząca
Na to, co się działo w czasie „czarnego protestu” patrzyłem przerażony, choć i mnie nie podobał się pomysł tak drastycznego zaostrzenia kompromisowej wszak ustawy aborcyjnej. Uznaję też prawo do manifestowania swych poglądów – w końcu żyjemy w wolnym kraju i każdy może iść pod jakimi chce sztandarami, byle nie łamał prawa. A domaganie się przez wiele z tych kobiet nieograniczonego prawa do aborcji gonie łamie. Co zatem wzbudziło me przerażenie? Głównie jego forma.
Forma jest ważna. To wykładnik naszej kultury i gdy o nią nie dbamy, wystawiamy sobie marne świadectwo. Zwłaszcza jeśli jesteśmy predystynowani choćby przez wykształcenie do właściwego posługiwania się nią.
Gdy w sobotę oglądałem liczne grono manifestantek, które bez cienia żenady dzierżyły ponad głowami transparenty epatujące wulgarnymi nazwami kobiecych narządów płciowych, ordynarnymi przekleństwami rodem spod budki z piwem, chamskimi inwektywami, obscenicznymi gestami, przecierałem oczy ze zdumienia: te kobiety nie widziały w tym niczego niewłaściwego! Najwyraźniej uważały unurzanie się w tym semantycznym rynsztoku za właściwą formę dla wyartykułowania swych postulatów i do głowy im nie przyszło, jak bardzo jest to godne politowania.
Ale naprawdę smutne było to, że zabiegając o szacunek dla własnych praw i poglądów, nie miały za grosz poszanowania dla cudzych uczuć. W sobotę skrzyknęły się przecież nie gdzie indziej, jak w okolicach Pomnika Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. W dodatku ich protest niemal zbiegł się w czasie z rocznicą upadku Powstania Warszawskiego. Nie przeszkadzało im to bezceremonialnie spacerować po cokole pomnika, na którym widnieje napis „Tobie Ojczyzno”, traktując go jak miejsce pikniku albo trotuar w parku rozrywki, a nie symbol heroicznie przelanej krwi. Nie widziały niczego niestosownego w orgii obleśnych transparentów właśnie tam. I jakiż to tragiczny paradoks, że domagały się tak grubiańsko prawa do zadawania śmierci zupełnie bezbronnym istotom przy monumencie symbolizującym najwyższą ofiarę. Ofiarę z życia.
Niektóre z tych kobiet założyły koszulki i przyczepiły do rękawów symbol nawiązujący do symbolu Polski Walczącej, symbolu w polskiej tradycji świętego i chronionego prawnie. Ale u nich charakterystyczna kotwica została przerobiona na kobiece piersi, napis zaś głosił: „Polka walcząca”. Nosiły go nieskrępowane w mieście, w którym ich babcie i prababcie w ostatnim odruchu rozpaczy przedzierały się kanałami do Śródmieścia, a po wyjściu były mordowane przez hitlerowskich barbarzyńców niemających poszanowania dla życia.
Próbowałem sobie wyobrazić, co te, które ocalały z warszawskiego piekła, czuły patrząc na swe wnuczki i prawnuczki.
Ale nie umiem.
Tomasz Natkaniec