PUBLICYSTYKA
Polacy ratowali Żydów
Po wypowiedzi szefa FBI trwa dyskusja, czy Polacy w czasie II wojny pomagali Żydom? Jak w tym czasie wyglądała sytuacja Żydów na Kielecczyźnie? - opowiada dr Tomasz Domański, historyk z IPN Kielce
- Nie było chyba upokorzeń i bestialstw ze strony Niemców, których ofiarami nie staliby się podczas II wojny światowej Żydzi?
- To prawda. Już jesienią 1939 roku, tuż po wybuchu wojny, zaczęli wobec nich represje, począwszy od najlżejszych, jak obcinanie bród, wykorzystywanie do poniżających prac, a skończywszy na błyskawicznych pogromach. Okupacyjne władze niemieckie tworzyły też getta, do których, na stosunkowo niewielki obszar, spędzano Żydów z okolicznych miejscowości. Katastrofalne warunki mieszkaniowo-sanitarne, głód, choroby powodowały wysoką śmiertelność. Do tego dochodziło poczucie zagrożenia, bo Niemcy zabijali za nic. W 1942 roku zaczęto transportować Żydów do obozów zagłady. Z naszego regionu wywożono przede wszystkim do Treblinki.
- Chcąc ratować Żydów, Polacy musieli wykazywać się nie lada bohaterstwem.
- Tak, bo Polska była jedynym krajem w Europie, gdzie karano śmiercią za najdrobniejszą formę wspierania Żydów. Niemcy stosowali także odpowiedzialność zbiorową i za ukrywanie Żydów życie traciły całe rodziny. Tak było choćby na przełomie 1942 i 1943 roku, gdy w lasach starachowickich ukrywali się Żydzi zbiegli z gett i transportów. Na początku grudnia 1942 roku w kilku wsiach w rejonie Starachowic Niemcy przeprowadzili akcję i za pomoc tym zbiegom zamordowano 21 osób, w tym małe dzieci.
- Jak najczęściej wyglądała taka pomoc?
- Samo posiadanie aryjskich dokumentów nie wystarczało. Należało mieć tak zwany dobry wygląd, bo Żydów o semickich rysach twarzy łatwo było rozpoznać. Poza tym musieli znać polskie obyczaje i religię katolicką oraz doskonale mówić po polsku. Księża wydawali im fałszywe metryki chrztu, aby zaświadczyć, że są katolikami. Dzieci umieszczano w domach dziecka, prowadzonych przez siostry zakonne. W Świętomarzy koło Bodzentyna ukrywana dziewczynka, aby nie wzbudzać podejrzeń, chodziła do kościoła z rodziną, u której przebywała. Żydzi głównie ukrywali się na wsiach i w małych miejscowościach, gdzie mieli łatwiejszy dostęp do żywności i większą możliwość schronienia się w różnych kryjówkach. Jednak tam wszyscy się znali i pojawienie się kogoś nowego zawsze było zauważone. Podejrzenia pojawiały się nawet wtedy, gdy gospodarz kupował więcej żywności. Bo dla kogo jej potrzebował?
- Jakie znamy przykłady ratowania Żydów na Kielecczyźnie?
- Choćby rodzina Karola Kuczatego przez kilka lat ukrywała w Radlinie wysiedleńców ze Śląska. Ci ludzie przeżyli. Po wojnie wyjechali do USA, a później ze sobą korespondowali.
- Są inne?
- Oczywiście. Takich przypadków było bardzo wiele, chociażby rodziny Baranków czy Łodejów. A na przykład u Wójcików w Śladkowie Małym od grudnia 1942 do marca 1943 roku ukrywało się dziesięciu Żydów. Prawdopodobnie doniósł na nich volksdeutsch. Żandarmi z Chmielnika zamordowali ich, a dwie dziewczynki Niemcy poszczuli psami – zagryzły je na śmierć. Wójcikowie zostaliby rozstrzelani, ale dosłownie w ostatniej chwili, gdy już trzymano ich na muszkach, pomógł im ten sam volksdeutsch. Bojąc się konsekwencji ze strony Armii Krajowej, spił żandarmów i przekonał ich, aby odstąpili od egzekucji.
Inny przypadek znamy z zakładu Hasag w Skarżysku, przy którym istniał obóz pracy dla Żydów. Za dostarczanie żywności i przekazywanie listów w 1943 roku powieszono tam Tadeusza Nowaka. Przypięto mu kartkę: za pomoc Żydom. Podczas egzekucji… zerwał się sznur, ale nieszczęśnik został dobity strzałem z pistoletu.
- Byli też tacy, którzy wydawali Żydów…
- Niestety, ci z haniebnego zachowania uczynili sposób na zarabianie. Szantażując Żydów wyłudzali od nich pieniądze i kosztowności. Niemcy dawali również profity donosicielom. Za wydanie Żyda płacono gotówką, wódką lub żywnością. Ponadto powszechny terror i paraliżujący strach powodowały, że ludzie odwracali się od potrzebujących pomocy.
- Najwięcej medali „Sprawiedliwy wśród narodów świata”, przyznawanych przez Instytut Yad Vashem, otrzymali Polacy.
- Dostało je ponad 6 tysięcy 600 osób. Przypadki te są opisane i udokumentowane. Ale pomagających było zdecydowanie więcej. Szacuje się, że nawet około 200 tysięcy. Bo czasami, żeby uratować jedną osobę, potrzebny był cały łańcuch ludzi. Jeden dał żywność, drugi ubranie, trzeci przenocował kilka dni, a czwarty kilka miesięcy. Dowodzi to, że pomimo drakońskich kar nie brakowało Polaków pomagających Żydom, a często oddających za nich życie.
- Jeśli znamy takie przypadki, gdzie należy je zgłaszać?
- IPN realizuje projekt „Indeks Polaków represjonowanych i zamordowanych za pomoc Żydom”. Tworzymy ich biogramy, które później udostępnimy w Internecie. Osoby, które znają podobne historie, mogą zgłaszać się do mnie, telefon 41 340 50 58. Stworzenie dokumentacji jest niezwykle ważne dla potomnych.
- Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat