PUBLICYSTYKA
Pokochaj mnie...
Piękna historia – opowiadana nie tylko od święta – mówi, że można przyjść na świat nawet w ubożuchnej stajence; to nie jest najważniejsze. Najważniejsza jest kochająca rodzina. Dzieci, którym trzeba stworzyć prawdziwy dom, są tysiące. Na szczęście chętnych, by to zrobić, też nie brakuje, ale podejmują się bardzo trudnego wyzwania. Warto je docenić.
Przyjęcie pod swój dach obcego dziecka wiąże się z wieloma wymaganiami. Począwszy od koniecznych do spełnienia warunków, choćby lokalowych i psychologicznych, przez szkolenie na rodziców zastępczych, po wychowanie dziecka, które często dźwiga ciężar bolesnych doświadczeń.
– Od trzech lat wraz z mężem pełnimy funkcję niespokrewnionej z dzieckiem zawodowej specjalistycznej rodziny zastępczej. Już na etapie szkoleń byliśmy pewni, że chcemy pomagać dzieciom chorym, dlatego przygotowywaliśmy się dłużej, przeszliśmy też praktyki w specjalistycznych rodzinach i ośrodkach – tłumaczy pani Elżbieta z Kielc, zastępcza mama dziewczynki z zespołem FAS, tj. poalkoholowym zespołem płodowym. – To dziecko niezwykle poranione, uwikłane w problemy rodziców oraz borykające się z własnymi ograniczeniami. Bardzo trudno dotrzeć do kogoś z taką przeszłością, ale każda drobna zmiana na lepsze to nasz wspólny sukces.
Wsparcie w systemie
Ta współpraca jest pełniejsza po zmianie ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Dużą część obowiązków zdjęli z rodziców zastępczych koordynatorzy oraz asystenci rodzin biologicznych. – Otrzymujemy nieocenioną pomoc – podkreśla pani Elżbieta. – Oczekiwaliśmy nie urzędnika, ale wsparcia. Koordynator jest z nami na bieżąco, ma kontakt z dziećmi. Jedyny problem jest taki, że każdy ma w tej chwili pod opieką aż 30 rodzin – mówi Beata Rogowska, dyrektor Ośrodka Rodzinnej Pieczy Zastępczej w Kielcach.
Wsparciem dla rodzin zastępczych są też… inne rodziny. Co roku z inicjatywy Wojewody Świętokrzyskiego organizowana jest kampania „Potrzebuję rodziców od zaraz”, propagująca rodzicielstwo zastępcze i jednocześnie integrująca to wyjątkowe środowisko. – Ci rodzice spotykają się po to, by się podzielić swoimi problemami, wymienić doświadczeniami, czasem wygadać – mówi Agata Wojda, rzecznik prasowy wojewody. – Poza tym dają świadectwo, że oprócz trudów to jest radość, realna pomoc dzieciom.
Kryzys i wypalenie
Kielecki Ośrodek Rodzinnej Pieczy Zastępczej zajmuje się w tej chwili wsparciem około 180 rodzin, wychowujących około trzystu dzieci. – Nie brakuje nam kandydatów na rodziców, choć chcielibyśmy stworzyć nowe pogotowia rodzinne, ponieważ te istniejące z czasem się wypalają – mówi dyrektor Rogowska.
Pani dyrektor przekonuje też, że wszystkie rodziny są pod odpowiednią kontrolą: – Jeśli koordynator uzna, że któraś jest niewydolna wychowawczo, to interweniujemy. W tym roku odnotowaliśmy w Kielcach dwa takie przypadki; dotyczyły spokrewnionych rodzin nieradzących sobie z potrzebami nastolatków.
Wszystkie rodziny przejmowane przez Ośrodek przechodzą obowiązkowe szkolenia. Jak przekonują sami zainteresowani, dopiero potem zaczyna się prawdziwe wyzwanie. – Jeśli ktoś ma wewnętrzną potrzebę pomocy dzieciom oraz możliwości lokalowe, może podjąć starania o pełnienie funkcji rodziny zastępczej. Procedura wymaga oczywiście zaangażowania, ale naszym zdaniem prawdziwie ciężka praca zaczyna się dopiero, kiedy przyjmujemy dziecko do domu. Zostać rodziną zastępczą jest łatwiej niż nią być! – podkreśla pani Elżbieta. – Wszystkie trudności możemy jednak pokonać, jeśli mamy świadomość, dlaczego podjęliśmy ten trud. Są też takie chwile, kiedy słyszymy od dziecka, jak bardzo się cieszy, że może u nas być... Trudno cokolwiek z nimi porównać…
Okno na miarę życia
Dla dwojga dzieci szansą na życie stało się otwarte trzy lata temu w Kielcach Okno Życia. Zaalarmowane dzwonkiem siostry nazaretanki znalazły na posłaniu malutką dziewczynkę, a rok później chłopczyka. – To alternatywa dla matek, które nie znajdują wsparcia w rodzinie i nie są w stanie poradzić sobie z wychowaniem dziecka. Tutaj mogą je anonimowo oddać – mówi ks. Stanisław Słowik, dyrektor kieleckiej Caritas.
Finał tych historii jest szczęśliwy: po dziewczynkę wróciła młoda matka, chłopczyk trafił do rodziny adopcyjnej. Chociaż za decyzjami obydwu kobiet musiał kryć się osobisty dramat, to pozostawienie noworodka w Oknie Życia lub szpitalu jest dla niego ogromną szansą na normalne życie, ponieważ chętnych do adoptowania maleństw nie brakuje. Trudniej mają dzieci starsze, z ukształtowanymi już charakterami i nierzadko obciążone balastem przykrych doświadczeń, z którymi radzą sobie agresją lub lękami. – Wszystkim rodzinom zastanawiającym się nad rodzicielstwem zastępczym możemy powiedzieć, że nie jest łatwo... Przeżyją kryzysy, załamania i trudności. Ale po ich pokonaniu będzie można spojrzeć w lustro i powiedzieć – było warto! A trud włożony w pracę z dziećmi uczy nas, że robimy coś dobrego dla kogoś, kto bez naszej pomocy nie jest w stanie normalnie żyć – przekonuje pani Elżbieta.
Trud i wstyd
Alkoholizm rodziców, przemoc fizyczna i psychiczna w domu, choroby, wyjazdy opiekunów za granicę, niezaradność życiowa lub śmierć rodziców. Oto powody, dla których dzieci umieszczane są w rodzinach zastępczych. Jest ich w Świętokrzyskiem ponad tysiąc. W nich ponad półtora tysiąca podopiecznych. Kolejne pół tysiąca – w publicznych placówkach. Do tego dodajmy kilkadziesiąt realizowanych w regionie procedur adopcyjnych.
Można się spierać, ale to jednak szczęśliwe zakończenia wielu rodzinnych dramatów. Niestety, doświadczenie podpowiada, że pełnego zakresu patologicznych zjawisk nie znamy i wiele problemów pozostaje zamkniętych w czterech ścianach. Trud rodzicielstwa zastępczego na pewno nie jest dla wszystkich. Ale na swój sposób pomagają też ci, którzy nie lekceważą notorycznie dochodzącego zza ściany płaczu dziecka, reagują, gdy młoda matka niecierpliwie szarpie pociechę na chodniku. Powody do wstydu znajdą się, jeśli reagować nie będziemy.
Magdalena Włodarska