PUBLICYSTYKA
Pięć kłamstw, w które wierzymy – cz. I
Żyjemy w świecie, w którym wszechwładne media i politycy cierpiący na śmiertelną chorobę poprawności politycznej są w stanie skutecznie skolonizować nasz zdrowy rozsądek. Czynią to za pomocą sprawdzonego narzędzia, którego działanie celnie opisał Joseph Goebbels: kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. Metoda ta jest szczególnie groźna w odniesieniu do zjawiska galopującej islamizacji Europy Zachodniej i związanego z nią exodusu tak zwanych uchodźców. Codziennie jesteśmy karmieni mnóstwem łgarstw na ten temat. A ponieważ najlepszą odtrutką na nie są fakty, w cyklu pięciu tekstów przytoczę te obalające pięć największych manipulacji.
Oto pierwsza: mieszkający w Europie muzułmanie w lwiej części odcinają się od zamachowców i nie pochwalają metod islamskich terrorystów. Przeczą temu twarde dane, opublikowane jesienią ubiegłego roku przez brytyjski „The Sun”. Wynika z nich, że co piąty muzułmanin z Europy odnosi się co najmniej przychylnie do dżihadystów. Co czwarty pochwala wstępowanie w ich szeregi. Jedna trzecia badanych była zdania, że nie należy potępiać zamachów terrorystycznych dokonywanych w imię islamu. To niemal pokrywa się z sondażem BBC, który dowiódł, że co czwarty muzułmanin wyraził solidarność ze sprawcami masakry w siedzibie tygodnika „Charlie Hebdo”. Po zamachach w Brukseli Reuters donosił, że mieszkańcy dzielnicy Moelenbeck, czyli tamtejszej strefy „no-go”, wiwatowali na ulicach uradowani, że udało się zabić tylu niewiernych. Potwierdził to minister spraw wewnętrznych Belgii Jan Jambon, oświadczając, że „znaczna część środowiska muzułmańskiego imprezowała z okazji zamachów”. Głośny stał się tweet pewnego belgijskiego nauczyciela, który z przerażeniem pisał, że mali muzułmanie z jego szkoły skakali z radości po ławkach, dowiedziawszy się o tragedii. Zajmująca się śledzeniem aktywności grup ekstremistycznych agencja TerrorMonitor opublikowała kilka grafik, które pojawiły się w mediach społecznościowych na kontach związanych z ISIS. Pokazały one, jak fetowano tragedię w Nicei. Dorzućmy do tego analizy Nicolai Sennelsa, duńskiego psychologa, badającego środowiska islamskie. Pisze on, że 32 procent muzułmańskich studentów w Anglii uważa zabójstwo religijne, w tym zamach, za usprawiedliwione. Łatwiej wówczas zrozumieć, dlaczego po aktach terrorystycznych w Wielkiej Brytanii zdjęcia i wideo z miejsc zamachów były opatrywane niespotykaną liczbą „lajków”, co musi szokować rdzennego Europejczyka.
Na początku tygodnia media na całym świecie obiegła informacja o „ustawce”, jakiej dokonała ekipa CNN w Londynie. Pokazała ona kilka muzułmanskich kobiet rzekomo protestujących przeciwko dżihadystom z ISIS po atakach na London Bridge. Okazało się jednak, że reporterzy całą akcję sprawnie wyreżyserowali. Co nie dziwi, bo choć akty terroru zdarzają się w europejskich miastach z przerażającą regularnością, nie uświadczysz na tamtejszych ulicach demonstracji sprzeciwu muzułmańskiej społeczności. Wyznawcy islamu nie organizują marszów milczenia i nie wyrażają masowo współczucia dla ofiar terrorystów. Zostawiają to Europejczykom, cierpliwie czekającym na ich integrację, która – wbrew łgarstwom mediów i polityków – nigdy nie nastąpi. Ale o tym w następnym tekście.
Tomasz Natkaniec