PUBLICYSTYKA
Pasuję do Korony
- W pierwszym meczu w Koronie zagrałem jedną połowę, potem cztery kolejne spotkania odpoczywałem… Musiałem dojść do siebie, zacisnąć zęby i pokazać, co potrafię. To były dla mnie jedyne ciężkie chwile w Kielcach – wspomina pomocnik złocisto-krwistych, Michał Janota.
Spodziewałeś się, że „złocisto-krwiści” wiosenne rozgrywki rozpoczną od przekonującego zwycięstwa nad Legią Warszawa i remisu ze Śląskiem Wrocław?
Michał Janota: – Szczerze mówiąc, liczyłem na sześć punktów. Ciężko pracowaliśmy na obozach i dobrze prezentowaliśmy się podczas sparingów. Chcieliśmy wygrać te dwa mecze. O ile po Legii byliśmy z siebie dumni, z „Wojskowymi” zagraliśmy już gorzej. Nie wykorzystaliśmy dużej liczby stałych fragmentów gry, a samo spotkanie nie ułożyło się po naszej myśli. Byliśmy gotowi na komplet punktów, ale nie udało się.
Korona, która zagrała z liderem ekstraklasy i mistrzem Polski w niczym nie przypominała tej, jaką pamiętamy z rundy jesiennej. Dla kibiców znów jesteście „wściekło-krwiści”.
– Chyba każdy z nas przemyślał sobie postawę zespołu w pierwszej części rozgrywek. Nie była ona dla nas najlepsza. Zgrupowania w Kleszczowie i na Cyprze dały nam bardzo wiele. Czujemy się dużo lepiej przygotowani fizycznie i technicznie. Trenowaliśmy fragmenty gry ofensywnej i przede wszystkim defensywnej. Poprzednio traciliśmy za dużo bramek. Myślę, że grając z tyłu na „zero”, można jedna akcją wygrać mecz. Co prawda, z Legią straciliśmy aż dwie, ale nie poddaliśmy. Wiedzieliśmy, że jesteśmy mocni i udało się.
Ty natomiast chyba na dobre wkomponowałeś się w ekipę Leszka Ojrzyńskiego.
– (śmiech) Jeżeli trener mnie tu ściągnął i daje szansę gry, myślę że pasuję tutaj. Początki miałem trudne, ale dawałem sobie czas na aklimatyzację w ekstraklasie. Udało się. Teraz będę robił wszystko, żeby utrzymać dobry poziom gry.
Na czym polegała twoja największa trudność związana z powrotem po sześciu latach do polskiej ligi?
– Na pewno nie miałem problemów z aklimatyzacją w zespole. Miałem za to moment zawahania, bo nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem wracając do kraju. W pierwszym meczu zagrałem jedną połowę, potem cztery kolejne spotkania odpoczywałem… Musiałem dojść do siebie, zacisnąć zęby i pokazać, co potrafię. To były dla mnie jedyne ciężkie chwile w Kielcach. Nie ma co ukrywać, w Holandii gra się zupełnie inaczej. Dostosowałem się do stylu gry Korony. Przy tym, na pewno będę chciał grać swoją piłkę.
Czyli nie było sytuacji, że piłkarz wychowany w zachodnim klubie z miejsca otrzymuje miejsce w podstawowym składzie drużyny w polskiej lidze.
– Nie. Myślę nawet, że trener pomógł mi w ten sposób. Wielu myślało, że od razu będę grał tylko dlatego, że grałem w Holandii… A może wtedy nie zasłużyłem sobie na grę, dlatego szkoleniowiec pokazał mi, że nie ma tak łatwo. Albo zaczniesz grać tak, jak potrafisz, albo nie będziesz brany pod uwagę. Wyciągnąłem z tego wnioski, zabrałem się za siebie.
Czego efekty widać na boisku.
– Muszę jeszcze zacząć zdobywać asysty i bramki. Przyjdzie na to czas, na razie się tym za bardzo nie przejmuję. Z drugiej strony nie chcę mieć zerowego konta.
Najbliższa okazja ku poprawieniu statystyk już w poniedziałek. Korona tego dnia zagra na wyjeździe z Lechią Gdańsk. Daleko, wymagający rywal – może być ciężko.
– Wyjazd na drugi koniec Polski nie ułatwia nam sprawy, ale najważniejsze rzeczy będą dziać się na boisku i właśnie tam trzeba pokazać się z jak najlepszej strony. Jeżeli zagramy z nimi jak z Legią, możemy liczyć na trzy punkty. Musimy utrzymać ten dobry początek wiosny i dążyć do jeszcze lepszych wyników.
Rozmawiał Maciej Urban.