PUBLICYSTYKA
Pakiet błędów
Ministerstwo Zdrowia uważa pakiet onkologiczny za swój sukces. Tabele pokazują przecież, że założenia zostały spełnione. Ten optymizm nie zawsze jednak podzielają środowiska lekarskie oraz, co najważniejsze, pacjenci.
Głównym celem stworzenia pakietu miało być wczesne wykrywanie nowotworów i zmniejszenie czasu oczekiwania chorych na raka na wizytę u specjalisty. Przyczynić się do tego miało przede wszystkim zniesienie limitowania świadczeń dla pacjentów onkologicznych. Te założenia w dużej mierze udało się spełnić. Jak podkreśla minister zdrowia, Bartosz Arłukowicz, 11 tygodni funkcjonowania systemu przyniosło już efekty. Czas oczekiwania na pogłębioną diagnostykę wśród pacjentów z tzw. Zieloną Kartą ograniczył się do maksymalnie 9 tygodni. Jednak zdaniem lekarzy, ten system jest w wielu kwestiach niedoskonały i prowadzi do patologicznych zjawisk.
Równi i równiejsi
- Doceniamy szczytne cele, jakie zakładano podczas tworzenia pakietu onkologicznego – mówi dr nauk medycznych Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. - Niestety, razem z pacjentami zauważamy, że nastąpiło utrzymanie limitów finansowania przy wielu chorobach nowotworowych lub wystąpiły utrudnienia tam, gdzie dotąd ich nie było – dodaje. Prezes NRL zwraca uwagę również na to, że nowy system doprowadza do nierównego traktowania chorych. - Nie da się ukryć, że uprzywilejowanie jednej grupy pacjentów oznacza ograniczenia dla innych, równie potrzebujących pomocy – mówi Hamankiewicz. Dodaje, że pakiet nie obejmuje również leczenia wielu często spotykanych nowotworów.
Kolejnym poważnym błędem, jaki wytyka się autorom zmian jest to, że w przypadku podejrzenia choroby nowotworowej Kartę Pacjenta Onkologicznego może wystawić jedynie lekarz Podstawowej Opieki Zdrowotnej. W poradni Ambulatoryjnej Opieki Specjalistycznej można tę kartę uzyskać tylko wówczas, gdy choroba zostaje przez specjalistę potwierdzona. W praktyce oznacza to, że jeśli lekarz AOS nie jest pewny diagnozy, a jedynie podejrzewa, że ma do czynienia z nowotworem, to musi pacjenta odesłać z powrotem do poradni POZ. - Uniemożliwienie lekarzowi AOS wystawienia zielonej karty w przypadku podejrzenia nowotworu jest absurdalnym ograniczeniem i niepotrzebnie wydłuża czas podjęcia leczenia – ocenia Hamankiewicz.
Gra w odbijanego
Pacjenci są poirytowani zamieszaniem, jakie tworzy się wokół Zielonych Kart. - Byłam na wizycie u lekarza pierwszego kontaktu. Opisałam mu dokładnie swoje dolegliwości, po czym on wystawił mi skierowanie do specjalisty. Nie stać mnie na leczenie prywatne, więc na wizytę w poradni czekałam kilka tygodni. Gdy już udało mi się dostać do lekarza, powiedział, że właściwie powinien mnie przebadać inny specjalista, ale po skierowanie muszę wrócić do swojej przychodni – relacjonuje pani Maria, mieszkanka Kielc. – Minęło kilka kolejnych tygodni, zanim doczekałam się na wizytę. Onkolog stwierdził, że podejrzewa u mnie nowotwór, ale żeby to potwierdzić, muszę wykonać szereg innych badań. Dodał, że aby wszystko potrwało krócej, powinnam znów wrócić do lekarza rodzinnego po Zieloną Kartę. Przecież to jest paranoja. Dlaczego specjalista ma mniejsze uprawnienia niż lekarz z przychodni rejonowej? Być może teraz, kiedy już udało mi się dostać tę cudowną kartę, badania będą przeprowadzone szybko i w statystykach wszystko się zgodzi. Tylko czy ktoś policzy w nich czas, jaki straciłam, podczas gdy kolejni lekarze odbijali mnie między sobą jak piłeczkę? – żali się pani Maria.
Uzdrowić leczenie
Pacjenci gubią się w nowych realiach i czują, że są nierówno traktowani. Twórcy pakietu podzielili ich bowiem na tych, którzy dostali „Zieloną Kartę” i mogą liczyć na to, że ich leczenie będzie się odbywało sprawnie, oraz na tych, którzy mieli nieszczęście zachorować na raka przed wprowadzeniem zmian. Lekarze chcieliby po prostu móc leczyć, ale w wielu kwestiach mają związane ręce. O ile lekarz POZ może wystawić choremu Kartę Pacjenta Onkologicznego, o tyle nie ma prawa zlecić wykonania wielu przydatnych badań, które również znacznie przyspieszyłyby proces leczenia.
Są jednak tacy, których funkcjonowanie pakietu onkologicznego satysfakcjonuje w zupełności. To przedstawiciele rządu, którzy nic sobie nie robią z ostrzegawczych sygnałów, jakie napływają z różnych stron. - Ministerstwo Zdrowia zignorowało ponad osiemset z prawie tysiąca uwag do projektów ustaw dotyczących pakietu, w tym uwagę Rządowego Centrum Legislacji dotyczącą konstytucyjności proponowanych projektów ustaw – mówi prezes NRL.
Co należałoby więc zrobić, aby uzdrowić kulejący system? Lekarze widzą tylko jedną możliwość. Uważają, że pakiet onkologiczny należy napisać od początku. Potrzeba przy tym pokory, która umożliwi wysłuchanie sugestii płynących zarówno od pacjentów, jak i środowisk lekarskich. Jedną z nich mógłby być chociażby tzw. Cancer Plan na lata 2015-2024, który został opracowany przez Polskie Towarzystwo Onkologiczne. Stanowi on wypadkową prac i konsultacji całego środowiska onkologicznego w Polsce i wskazuje, co należy zrobić, aby móc skutecznie walczyć z rakiem.
Piotr Wójcik