PUBLICYSTYKA
O rzece, która przegrała z amerykańskim kapitałem
Na początku maja gruchnęło, że woda w Silnicy przybrała sinoburą barwę i pewnie płyną nią jakieś trujące substancje. Jaka tam Silnica: – pomyślałam, i przypomniałam sobie niechlubną historię prawdziwej Silnicy, która przez wieki niosła przez miasto niewyobrażalny odór i epidemie, a nie siłę i moc. A ta sinobura woda płynę Dąbrówką.
Pamiętacie tę legendę o Mieszku, synu Bolesława Śmiałego, który zabłądził podczas polowania w tutejszej puszczy? Zdrożony zasnął na polanie i przyśnił mu się św. Wojciech. Pastorałem skreślił na ziemi znak i w tym miejscu popłynęła rzeka. Książę, po obudzeniu napił się wody, a ta dodała mu sił. Rzekę nazwano wobec tego Silnicą. W miejscu objawienia się świętego powstał najstarszy w Kielcach kościół pod wezwaniem św. Wojciecha.
Z legendami bywa różnie, powiedzmy sobie szczerze, nie wszystkie są prawdziwe. Ale w tej wszystko się zgadza. Mamy kościół, którego powstanie datuje się na koniec XI wieku, i rzekę płynącą w jego pobliżu zwaną Silnicą. Pewnie powiecie, że tam nie ma żadnej rzeki. Jest… ale jej nie widać, dlatego, że Silnica od końca lat 20. XX wieku płynie sobie spokojnie kanałem pod ziemią, a my, nie wiedzieć z jakiego powodu, przywykliśmy Silnicą nazywać Dąbrówkę. Rzekę, która tworzy zalew na Szydłówku i płynie przez całe Kielce w kierunku Białogona.
Tyfus plamisty
Może stąd ta pomyłka, że od zawsze wiadomo iż Kielce leżą nad Silnicą, a skoro jedyną widoczną rzeką jest Dąbrówka, to z niewiedzy zamieniono ją na Silnicę? A może dlatego, że ta prawdziwa Silnica zasłużyła sobie na zapomnienie przez całe wieki niosąc przez miasto kloaczne nieczystości z okolicznych domów i smród nie do opisania, a nie siłę i orzeźwienie.
Po raz pierwszy się z nią rozprawiono w 1871 roku. Koryto Silnicy wyprostowano i wybrukowano (wtedy wzdłuż jego lewego brzegu powstał zarys dzisiejszej ulicy Staszica). Na niewiele się to jednak zdało, kielczanie nadal traktowali tę swoją legendarną rzekę jak ściek. Nie było kanalizacji w mieście a domów ciągle przybywało. W pierwszych latach XX wieku Silnica zanieczyszczona również przez odchody zbierane przez kanały ściekowe między innymi z hoteli „Bristol” i „Polski”, stawała się coraz uciążliwsza. Dowództwo 6 pułku strzelców, kwaterującego między innymi przy ulicach Chęcińskiej i Karczówkowskiej, przypisywało większą zachorowalność w tej jednostce niewiarygodnemu odorowi, jaki ział w stronę koszar od Silnicy. Wstydzili się też mieszczanie. W 1908 roku wystąpili do prezydenta miasta aby im pozwolił na własny koszt nakryć koryto rzeki. Problem w tym, że wiązało się to z jej uporządkowaniem. Zawiązał się komitet, 80 osób pod przewodnictwem Bolesława Markowskiego, i... na tym się skończyło.
Kolejne plany ujęcia Silnicy w kanał powstały w 1917 roku, po trwającej rok epidemii tyfusu plamistego. W jej cuchnącej, brudnej wodzie, nie bez przyczyny, upatrywano siedliska chorób i epidemii. Magistrat przestraszył się jednak wtedy, że nakrycie rzeki zachęci kielczan do jeszcze większego jej zanieczyszczenia i zakażenia drogą infiltracji przylegających do niej gruntów. Wzięto się ostro za właścicieli posesji nakazując im budowę szamb i zapowiadając odcięcie dopływów z dołów kloacznych do Silnicy.
Znikająca rzeka
Ale tak naprawdę to Silnica zniknęła pod ziemią z powodu amerykańskiego kapitału, firmy „Ulen and Comp”. To nie żart. Firma za zrobienie kanalizacji w Kielcach żądała tak wysokich opłat, że dla oszczędności postanowiono z legendarnej rzeki zrobić podziemny kanał ściekowy. Bomba wybuchła w 1927 roku, kiedy to dla obniżenia kosztów trzeba było zrezygnować z kanałów burzowych od ulicy Bodzentyńskiej, wzdłuż Silnicznej i od Rynku. Nie wybudowano też oczyszczalni ścieków uważając, że uniesie je Silnica. Wtedy to ostatecznie rzekę wpuszczono w kanał, w latach 50. XX wieku uzupełniając jej odkryte fragmenty.
Zniknęła z krajobrazu Kielc i z naszej pamięci Silnica płynąca przez wieki przez Bodzentyńską, Silniczną, by w okolicach mostku na rzece przy dzisiejszej alei IX wieków Kielc wpaść do Dąbrówki. A raczej ukryła się pod ziemią.
Tak kończą się legendy...
Dorota Kosierkiewicz