PUBLICYSTYKA
No to jazda!
Ostatni mroźny tydzień znacznie przybliżył nam sezon narciarsko-snowboardowy. Mieszkańcy Świętokrzyskiego mają ten komfort, że nie muszą wyjeżdżać w Tatry czy za granicę, żeby oddać się zimowemu szaleństwu. Sprawdźmy, gdzie w tym roku warto pojeździć i jak przygotować się do wyprawy na stok narciarski.
Choć Góry Świętokrzyskie nie imponują wysokością, a większość tras usytuowana jest na łagodnych wzniesieniach, to przyciągają coraz większe rzesze narciarzy i snowboardzistów z całej Polski. Trudno się dziwić, skoro w ostatnich latach infrastruktura obiektów zimowych w naszym województwie została znacznie dofinansowana. Do dyspozycji miłośników „białego szaleństwa” jest siedem ośrodków narciarskich oraz ponad 20 wyciągów orczykowych i krzesełkowych.
Kluczowe najbliższe dni
Jeżeli tylko utrzymają się minusowe temperatury, to część tras powinna zostać otwarta już w najbliższy weekend. Pierwsze armatki śnieżne ruszyły w Bałtowie i Niestachowie. Szwajcaria Bałtowska to jeden z najlepszych, ale też najbardziej oddalonych od Kielc ośrodków narciarskich. Warto się jednak wybrać w blisko 80 - kilometrową podróż, bo na miejscu czeka sześć tras o łącznej długości 2500 metrów. Na jedną z nich wjedziemy kolejką krzesełkową. Oprócz szkółki narciarskiej i wypożyczalni sprzętu, amatorzy sportów ekstremalnych i freestyle'u mogą skorzystać z powstałego w 2014 roku snowparku. – Uruchomiliśmy armatki w zeszłym tygodniu. Jeśli pogoda pozwoli, to zainaugurujemy sezon 10 grudnia. Potrzebujemy pięć dni mrozu, żeby naśnieżyć odpowiednio stoki – mówi Monika Lichota, dyrektor do spraw marketingu Bałtowskiego Kompleksu Turystycznego.
Podobnie sytuacja wygląda w Niestachowie. Tu czeka na gości pięć wyciągów (najdłuższy ma 450 metrów). Kompleks jest idealną propozycją dla rodzin, bo oprócz dwóch głównych tras są też przeznaczone dla najmłodszych. Dodatkowe atrakcje to przedszkole narciarskie oraz zimowy plac zabaw. Jeśli aura będzie sprzyjać, uruchomione zostaną też trasy biegowe.
10 grudnia chcą też uruchomić stację narciarską w Krajnie jej właściciele. Do dyspozycji gości oddadzą najdłuższą trasę w regionie, która ma prawie kilometr. Można też będzie spróbować swoich sił w snowparku. – Jeśli prognozy się potwierdzą, to zaczniemy śnieżyć w weekend. W tym roku dokupiliśmy trochę sprzętu do naśnieżania, a oprócz tego na jednym z wyciągów wymienimy talerzyki – informuje Daniel Kozioł z kompleksu Sabat Krajno.
Na większe mrozy czekają też w Kielcach na Stadionie i Telegrafie. Stok na tej drugiej górze ruszy prawdopodobnie trochę później niż w pozostałych miejscach. Warto jednak poczekać, bo choć trasa ma zaledwie 500 metrów, to jest najbardziej wymagająca w regionie. Natomiast Stadion to idealne miejsce dla początkujących narciarzy i snowboardzistów.
Ceny niższe niż w górach
A gdzie pojeździmy najtaniej? Za jeden zjazd na wymienionych stokach zapłacimy tyle samo – 3 zł. Na Stadionie jednak w dni powszednie zaoszczędzimy 50 groszy. Naturalnie, wszystkie ośrodki oferują nam karty godzinne, jednak wszędzie ceny są praktycznie takie same i wahają się od 45 do 50 zł za trzygodzinną jazdę. Różnica wynika z tego, czy jeździmy w weekend czy dzień roboczy. Dla porównania: 4-godzinny karnet w jednym z największych ośrodków w Polsce – Kotelnicy Białczańskiej – kosztuje 65 zł w sezonie, natomiast w Jaworzynie Krynickiej to wydatek aż 90 zł.
Warto się przygotować
Choć nie jest to obowiązkiem, to warto zadbać o swoje narty bądź snowboard przed sezonem. - Jeśli ktoś chce jeździć bezpiecznie i w miarę komfortowych warunkach, to oddanie sprzętu do serwisu jest niezbędne. Wszystko naturalnie zależy od tego, w jakim stanie mamy narty bądź deskę. Trzeba zobaczyć czy ślizg ma jakieś dziury i czy krawędzie są ostre. To są dwie podstawowe rzeczy – tłumaczy Kamil Czarnecki ze sklepu Wsół Sport.
Sprzęt wprawdzie możemy nasmarować i naostrzyć w domu, ale lepiej oddać go do profesjonalnego serwisu. - Smary czy ostrzałki są ogólnodostępne i nie ma problemu, żeby je kupić i samemu wykonać te czynności. Tyle, że zazwyczaj nie są one przygotowane w optymalny sposób. Często wynika to z braku wiedzy albo umiejętności. Kompleksowe przygotowanie kosztuje maksymalnie sto złotych i trwa dzień lub dwa. Dużo zależy od stanu deski czy nart. Zdarza nam się, że klienci przechowywali sprzęt po sezonie w wilgotnym miejscu i na przykład rdzewieją krawędzie – dodaje Czarnecki.
A jak już wszystko przygotujemy i sprawdzimy, to przypnijmy narty bądź deskę i… Jazda!
Piotr Natkaniec