PUBLICYSTYKA
Nie ma Solidarności bez miłości
Mija 40 lat od powstania „Solidarności” – wielkiego ruchu, który dał Polakom nadzieję na odzyskanie wolności. To również czterdziesta rocznica od rozpoczęcia działalności związku w naszym regionie. Okazuje się jednak, że „Solidarność” to nie tylko epizod w polskiej historii, ale również ważna część naszej codzienności.
„Solidarność otworzyła bramy wolności w krajach zniewolonych systemem totalitarnym, zburzyła mur berliński i przyczyniła się do zjednoczenia Europy rozdzielonej od czasów drugiej wojny światowej na dwa bloki. Nie wolno nam tego nigdy zatrzeć w naszej pamięci. To wydarzenie należy do naszego dziedzictwa narodowego. Słyszałem wtedy w Gdańsku od was: „nie ma wolności bez solidarności”. Dzisiaj trzeba powiedzieć: „nie ma solidarności bez miłości”. Więcej, nie ma szczęścia, nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości” – mówił w 1999 roku św. Jan Paweł II. Słowa Ojca Świętego były prorocze, bo dziś prawdziwa solidarność to nie tylko obchodzenie wielkich rocznic, ale również codzienna praca dla społeczeństwa i najbardziej potrzebujących.
Jak to się zaczęło
Po to, żeby mówić o genezie „Solidarności” trzeba się cofnąć do roku 1945. Wówczas Polska trafiła pod sowiecką strefę wpływów, a władzę zagarnęli komuniści. Nierówną walkę prowadzili Żołnierze Wyklęci – pierwsi, którzy sprzeciwili się nowemu okupantowi. W kolejnych latach opór Polaków miał różne wymiary. Najczęściej jego przyczyną były jednak kwestie ekonomiczne, czego przykładem był poznański czerwiec z 1956 roku, czy radomski czerwiec z 1976 roku. O początkach „Solidarnośći” mówi historyk z Instytutu Pamięci Narodowej dr Ryszard Śmietanka Kruszelnicki. – Musimy wrócić do epoki Edwarda Gierka. Zaczęło się to nadzieją po jego przyjściu do władzy, a skończyło wielkim rozczarowanie w 1976 roku, kiedy wybuchły strajki zamieszki związane z podwyżkami cen żywności oraz degrengoladą ustroju. Mieliśmy do czynienia z rozkładem gospodarki centralnie planowanej. Ważny jest też element działalności społeczeństwa które od 1945 roku opierało się komunistom. Mamy podziemie antykomunistyczne, później rok 1956 i kolejne daty. Wtedy społeczeństwo organizowało się w niezależną sieć społeczną. Możemy wymienić tutaj chociaż Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Komitet Obrony Robotników, czy Konfederację Polski Niepodległej. To przygotowało bazę pod wielki ruch Solidarności – tłumaczył. Ważna była także sytuacja poza granicami naszego kraju. – W relacjach międzynarodowych to był czas trudny, bo mieliśmy interwencję radziecką w Afganistanie, która spotkała się z reakcją Zachodu. Prezydentem Stanów Zjednoczonych zostaje Ronald Reagan, który w relacjach ze Związkiem Sowieckim stawia na ostry kurs. Mamy szereg organizacji w innych krajach. Dużo ruchów powstaje w krajach bałtyckich i na Ukrainie. Stosunkowo mało prężnie działa opozycja w NRD. Apogeum tego okresu był bojkot Igrzysk Olimpijskich w Moskwie. Blok wschodni jednak jest zjednoczony wokół Związku Radzieckiego – przypomniał.
W połowie sierpnia 1980 roku zaczęły się strajki na Wybrzeżu. Głównymi przyczynami sprzeciwu były kwestie ekonomiczne oraz zwolnienie z pracy Anny Walentynowicz. Zakończyły się zawarciem czterech porozumień sierpniowych, które umożliwiły powstanie niezależnego od władz związku. To dało zielone światło do tworzenia struktur także w innych regionach Polski.
U nas
Tak również było w Kielcach. Już czwartego września w „Elektroprojekcie” zorganizowano Wolne Związki Zawodowe i już trzeciego października doszło do pierwszego, jednogodzinnego strajku wspierającego gdańską „Solidarność”. Jego przywódcą został Marian Jaworski, który stanął na czele Komitetu Założycielskiego i później został wybrany przewodniczącym Komisji Zakładowej. – Sprawy ekonomiczne nas nie dotyczyły, bo zarabialiśmy dobre pieniądze w biurze projektowym. Potrzebowaliśmy wolności, bo system dusił człowieka i jego niezależność. – mówi o początkach kieleckiej „Solidarnośći” Marian Jaworski i podkreśla, że działalność w związku wiązała się z ryzykiem. – Na początku nie mieliśmy wielkich obaw, ale w następnym roku kiedy wyjeżdżałem go Gdańska na posiedzenia Komisji Krajowe żona pytała mnie, czy jeszcze wrócę. Wiedzieliśmy, że za walkę trzeba zapłacić pewną cenę – dodaje.
Współczesna „Solidarność”
Mówiąc o „Solidarność” warto jednak nie tylko patrzeć wstecz, ale również na teraźniejszość. Kultywowanie idei tego wielkiego ruchu nie może ograniczać się analizowania poszczególnych wydarzeń z historii. To również realne współcześnie działania. Wspomniany w tekście Marian Jaworski założył i prowadzi obecnie Fundację św. Brata Alberta wspierającą ludzi ubogich i bezdomnych. – Po transformacji ustrojowej trzeba było tym ludziom jakoś pomóc. O kierunku, w którym poszedłem zadecydowało ideały „Solidarności”. Porzuciłem zawód, który kochałem, bo uważałem, że to bardzo potrzebne – przyznaje.
Ostatnie przedsięwzięcie fundacji to Hospicjum dla nieuleczalnie chorych w Busku-Zdroju. Budynek mający ponad trzy tysiące metrów kwadratowych został już oddany do użytku. – Chcemy wyposażyć obiekt w 94 łóżka hospicyjne. Nie mamy jednak na to środków, dlatego apelujemy o wsparcie – dodaje Marian Jaworski.
Historia „Solidarności” pokazuje jak wielką wartość ma zjednoczenie się wokół wspólnej idei i walki o wartości. Nie powinniśmy poprzestawać jednak na wspomnieniach, ale już dziś zacząć organizować się i działać na rzecz najbardziej potrzebujących. To będzie najlepszym „pomnikiem” tego wielkiego ruchu. Najlepszym, bo wciąż żywym.