PUBLICYSTYKA
Nadzieja w cierpieniu
Ktoś powie: - Łatwo Ci mówić, by się nie poddawać, kiedy jesteś zdrowa. To prawda, dlatego o nadziei w cierpieniu będą w tym materiale opowiadać osoby doświadczone chorobą i bólem, a także ci, którzy z chorymi są na co dzień. A takich, jak się okazuje, jest wielu.
Ból i cierpienie nigdy nie są łatwe do zaakceptowania. Dlatego kiedy się pojawią, warto mieć coś lub kogoś, kto pomoże nam je przetrwać. Tego swoim życiem nauczyła nas między innymi Marta Robin, słynna francuska mistyczka i stygmatyczka. Kiedy miała 16 lat, zdiagnozowano u niej paraliż kończyn dolnych i górnych, a także zanik odruchu przełykania. Straciła władzę w rękach i nogach, nie mogła jeść ani pić, ale nigdy się nie załamała. Rozpoczęła swoją drogę do świętości. Przez 52 lata leżała przykuta do łóżka. Choć trudno w to uwierzyć, jej jedynym pokarmem była konsekrowana hostia. Głęboka wiara pozwoliła jej znieść cierpienie, mało tego: uczyniła ją pocieszycielką innych chorych. Niezwykłe jest to, że Marta - chora i ogromnie cierpiąca - dawała siły innym. Zjeżdżali się do niej ludzie z różnych zakątków świata, powierzając jej swoje problemy i prosząc o modlitwę.
Przykładem Marta Robin
W naszym mieście też mamy swoje Marty Robin. Jedną z nich jest pani Helena (nazwisko do wiadomości redakcji), która od półtora roku przebywa w Hospicjum św. Matki Teresy z Kalkuty w Kielcach. Kobiecie doskwiera wiele chorób: ma problemy z jelitami, oczami, sercem i poruszaniem się.
- Mam ponad osiemdziesiąt lat. Choć tak wiele mi dolega, nie skarżę się. Swoje cierpienie ofiarowuję Bogu. Dziękuję Mu za każdy dzień życia i modlę się o siły dla innych – mówi kobieta.
Właśnie to daje pani Helenie siłę do pokonywania wszystkich przeszkód. A co jest jej marzeniem? - Chciałabym dożyć końca swoich dni tu, w tym hospicjum - zdradza. Dlaczego nie przy rodzinie? - Mam córki, które bardzo kocham. One się o mnie troszczą i wiem, że też mnie bardzo kochają. Ale moją rodziną jest również hospicjum: pielęgniarki, siostry zakonne, księża i pozostali pacjenci. Tu czuję się jak w domu. Nie brakuje mi niczego. Wzajemnie się wspieramy - wyjaśnia pani Helena.
Nadzieja w innych ludziach
Pacjentka zwraca uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestię: pomoc i zaangażowanie wolontariuszy. - To wspaniali ludzie, którzy robią wszystko, żebyśmy nie myśleli o chorobie i bólu - zapewnia.
Wśród nich jest grupa uczniów z Zespołu Szkół Mechanicznych w Kielcach. Skąd czerpią siły, żeby być przy chorych? – Marzyłam o opiece nad starszymi ludźmi. Oczywiście nie jest łatwo, bo można przywiązać się do drugiej osoby i jej strata sprawia potem ból. Ale każdy z nas wie, że to, co robimy, ma sens. Widzimy bowiem, jak bardzo ci ludzie się cieszą, kiedy nas widzą, jak wyczekują każdej kolejnej wizyty - to daje mnóstwo sił i motywacji do działania - mówi Wiktoria Daleszak.
Bartek Pietrzyk dodaje, że tak naprawdę to oni uczą się od chorych. I to bardzo wiele. - Cierpiący udowadniają nam, że niezależnie od wieku i tego, czy jesteśmy zdrowi, czy chorzy, powinniśmy cieszyć się życiem. Przykładem niech będzie jedna z pacjentek, która mając około osiemdziesięciu lat poznała mężczyznę. Jest z nim teraz, on ją odwiedza. To piękne, że miłość może pojawić się w każdym wieku - mówi chłopak.
Młodzież co czwartek prowadzi dla pacjentów hospicjum spotkania zatytułowane „Podniebne Cuda”. - Staramy się, aby każde spotkanie było inne, zapraszamy gości, znane osoby, prowadzimy zabawy, rozmawiamy i robimy wiele ciekawych rzeczy. Wszystko po to, by dać tym ludziom radość i poczucie, że nie są sami - opowiada Daniel Piotrowski.
Miłość mimo wszystko
O tym, jak wiele sił i nadziei może dać wiara i drugi człowiek, przekonali się także państwo Adachowie, rodzice Kacperka, który cierpi na mózgowe porażenie dziecięce, niedosłuch obustronny i dysplazję oskrzelowo-płucną. Boryka się także z wadą wzroku. Życie tej rodziny to nieustanna walka o lepsze jutro dla dziecka. I choć to niełatwa droga, to dają radę.
- Źródłem naszej nadziei jest przede wszystkim Pan Bóg i osoby, jakie nam posyła. Wielokrotnie podkreślałam, że Kacper to szczęściarz, bo przyciąga ogromne dobro i niesamowitych ludzi, którzy pomagają nam zupełnie bezinteresownie - podkreśla pani Maria, mama chłopca.
Państwo Adachowie zaznaczają jednocześnie, że siłę i nadzieję daje im też sam Kacper. - Nasz syn, mimo ciężkiej drogi, którą przeszedł, jest niesamowicie pogodnym i radosnym dzieckiem. Ma w sobie ogromną siłę. Patrząc na niego, trudno się nie uśmiechać. Nie zna ograniczeń, mimo niepełnosprawności ruchowej jest bardzo aktywny, wytrwały i wszędzie go pełno. To dzięki niemu odkryliśmy, jak wiele dobra jest w świecie. On też uwrażliwił nas na krzywdę i cierpienie innych. Mimo, że jest taki mały, uczy nas prawdziwej miłości i tego, by nigdy się nie poddawać - mówią rodzice Kacperka.
Siła w jedności
Choroba dziecka dała bardzo wiele sił i wiary w drugiego człowieka także Państwu Nowek, rodzicom Oliwki, o której mogli Państwo przeczytać w poprzednich numerach naszego Tygodnika.
- Oliwka nas zjednoczyła. Wspieramy się i dajemy sobie siłę nawzajem. Dzięki naszej córeczce przekonaliśmy się, że życie z chorym dzieckiem to nie wyrok. Jest tak pocieszna, że wystarczy na nią spojrzeć i zapomina się o złych dniach, zmartwieniach, kłopotach. Kochamy ją z całych sił, a ona nas – uśmiecha się pani Paulina, mama dziewczynki. - Wiele sił dali nam też obcy ludzie, którzy zbierają nakrętki, by nasza córka mogła być rehabilitowana. Nieustannie też pytają nas o to, jak się czuje. To piękne, że wokół jest tylu dobrych ludzi - mówią państwo Nowek.
Te, oraz wiele innych przykładów, których nie jesteśmy w stanie przedstawić w jednym artykule pokazują, że nigdy nie wolno się poddawać i tak, jak chociażby Marta Robin, nawet w cierpieniu próbować odnaleźć źródło sił i nadziei.
Iwona Gajewska-Wrona