PUBLICYSTYKA
Na własny rachunek
Województwo świętokrzyskie ma jeden z najniższych w kraju wskaźników przedsiębiorczości oraz jedną z najniższych w kraju liczbę małych i średnich przedsiębiorstw w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. Drobni przedsiębiorcy jednak próbują sobie radzić. Jak im idzie?
Ze wydanego w czerwcu 2018 roku przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości „Raportu o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce” wynika, że poziom przedsiębiorczości w województwie świętokrzyskim wynosi według wskaźnika syntetycznego 26,9. To trzeci od końca wynik w Polsce.
Biała plama na mapie
Za nami uplasowały się jedynie województwa: warmińsko-mazurskie i lubelskie. Dla porównania, na czele rankingu są województwa: mazowieckie, pomorskie i wielkopolskie, ze wskaźnikiem na poziomie od 75,6 do 84,6. Wskaźnik ten obliczany jest jako wypadkowa cech takich, jak poziom przychodów w przedsiębiorstwach, nakłady inwestycyjne i wysokość wynagrodzeń. Nasz region ma też bardzo niski wskaźnik liczby małych i średnich przedsiębiorstw w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. To zaledwie 41 punktów (wynik czwarty od końca), podczas gdy w województwie mazowieckim sięga on aż 70 punktów, a w sąsiadującym z nami łódzkim 50,7 punktów.
– Na wysokość wskaźnika przedsiębiorczości wpływa wiele czynników, głównie ekonomicznych i rynkowych. Chłonność rynku w naszym regionie jest relatywnie niska. Wynika to z niższych dochodów gospodarstw. A są one niewysokie, ponieważ nasze społeczeństwo starzeje się, co oznacza, że wiele osób utrzymuje się ze świadczeń emerytalnych lub rentowych – mówi profesor Marek Leszczyński, ekonomista z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.
Drugi czynnik to struktura naszej gospodarki. Ma ona wciąż charakter zdecydowanie rolniczy. Brakuje dużych zakładów przemysłowych i rozwiniętego sektora usług.
Przetrwać pierwsze lata
Choć w Świętokrzyskiem przedsiębiorczość nie stoi na wysokim poziomie w porównaniu z innymi, wiele osób decyduje się na własny biznes i w udany sposób go rozwija. Drukarnia Zaproszeń, działająca w Kielcach przy ulicy Zagórskiej, to jeden z przykładów na to, że w naszym regionie również można sobie poradzić, pracując na swoim.
– Oboje z mężem pochodzimy z przedsiębiorczych rodzin i już na studiach wiedzieliśmy, że nie chcemy pracować u kogoś, tylko założymy własną firmę. Kiedy pojawiła się możliwość odkupienia starej drukarni, postanowiliśmy zaryzykować – wspomina Marzena Czechowicz, która od 11 lat prowadzi biznes wraz z mężem.
Jak mówi, początki działalności były trudne: – Musieliśmy zaciągnąć kredyty i ciągle inwestować w rozwój. Przez kilka pierwszych lat pracowaliśmy na 120 procent możliwości. Nie jeździliśmy na wczasy, a całą energię wkładaliśmy w firmę.
Dziś drukarnia zatrudnia dziewięć osób, a jej działalność podzielona jest na dwa sektory: ksero, wydruki, wizytówki i ulotki oraz zaproszenia ślubne. – Zaproszenia ślubne to działalność sezonowa. Są miesiące lepsze i gorsze, trzeba więc planować budżet tak, by słabsze miesiące zrekompensować nadwyżkami z lepszych – tłumaczy pani Marzena.
Osobom, które chciałyby spróbować swoich sił we własnym biznesie, radzi przede wszystkim uzbroić się w cierpliwość i wytrwale dążyć do celu: – Pierwsze dwa lata to najczęściej dokładanie do interesu. Dopiero potem wychodzi się na prostą i można wreszcie liczyć na zyski oraz rozważać zatrudnienie kogoś do pomocy.
Współwłaścicielka drukarni dodaje, że dobrym rozwiązaniem wspierającym przedsiębiorczość są obniżone składki ZUS w początkowym okresie działalności: – Ubezpieczenia i podatki należą do największych kosztów. Przedsiębiorcy liczą więc jeszcze na podniesienie kwoty wolnej od podatku. Dużo się o tym mówi i czekamy na zmiany.
Z dala od korporacji
Powodem, dla którego zdecydował się otworzyć własną działalność gospodarczą ekspert finansowy Jacek Józefik, partner Lendi, pośredniczący w uzyskiwaniu kredytów, było zmęczenie pracą w korporacji. – Przepracowałem tam 17 lat. Z prowadzeniem własnej firmy wiąże się ryzyko finansowe, ale nie doświadcza się odgórnych nacisków na realizację celów za wszelką cenę – mówi przedsiębiorca. Podobnie jak Marzena Czechowicz uważa on, że początki biznesu nigdy nie są łatwe. – Trzeba zrobić biznesplan i nie zakładać hurraoptymistycznych celów, bo można się mocno rozczarować. Tak naprawdę celem po pierwszym roku działalności jest wyjście na zero. Wiele firm niestety nie osiąga go – uważa Józefik. Do najwyższych obciążeń przedsiębiorca zalicza koszty pracownicze. – Zatrudnienie osoby, której chcemy zapłacić 1600 zł netto kosztuje tak naprawdę około 2800 złotych. Dużym ułatwieniem jest natomiast obniżona składka ZUS przez pierwsze dwa lata. Później trzeba już się mierzyć z dużym jej kosztem – mówi pośrednik kredytowy.
Recepta w fuzji
W regionie nie brakuje jednak firm, które nie przetrwały na trudnym rynku i musiały zakończyć działalność. Jak mówi prof. Marek Leszczyński, aby wzmocnić sektor MSP i ułatwić jego działanie w naszym regionie, powinien napłynąć do nas kapitał zewnętrzny, a małe przedsiębiorstwa muszą zacząć wchodzić w kooperację z większymi podmiotami. W przeciwnym razie nadal będą się borykać z barierą małego popytu. Zmiany mogłyby nastąpić również na poziomie regulacji.
– Przedsiębiorcy potrzebują rozwiązań, które obniżą ich koszty i zmniejszą obciążenia wynikające ze sprawozdawczości. Potrzebne są także regulacje, które ułatwią lokalnym firmom wchodzenie na rynki zewnętrzne, również zagraniczne. Być może dobrze byłoby utworzyć centra outsourcingowe, zarządzane przez samorządy, z których usług korzystałyby duże przedsiębiorstwa – sugeruje profesor Leszczyński.
Piotr Wójcik