Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

Medialny huk i dym

sobota, 14 listopada 2015 07:35 / Autor: Dariusz Skrzyniarz
Medialny huk i dym
Medialny huk i dym
Dariusz Skrzyniarz
Dariusz Skrzyniarz

Rozmowa z profesorem Kazimierzem Wolnym-Zmorzyńskim z Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego.

– Internet spowodował, że każdy może informować o zdarzeniach i je komentować. Czy to jest dziennikarstwo?

– Do tego zawodu trzeba być dobrze przygotowanym. Trzeba mieć wiedzę, doświadczenie, odpowiedni warsztat oraz ukształtowaną osobowość, aby móc brać odpowiedzialność za to, co się mówi, pisze i pokazuje. Dziennikarz musi bardzo dobrze mówić po polsku, ma wiedzieć, co i jak nazywać, bo później inni naśladują jego mowa i zachowanie. Z przykrością stwierdzam, że media coraz bardziej obniżają poziom. Na przykład współczesny idol młodzieży, Kuba Wojewódzki, używa przekleństw, zachowuje się na wizji karygodnie, a później naśladują go młodzi ludzie. To nie są standardy, o które nam chodzi. Podam też pozytywny przykład. Jako ekspert Państwowej Komisji Akredytacyjnej byłem w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Bardzo miło się z tamtą młodzieżą rozmawia, bo oni są uczeni przestrzegania zasad etyki. Zachowanie tych ludzi pokazuje, że aspirują do elity, że zdają sobie sprawę, gdzie i co wolno powiedzieć.

– Czy Internet zmienił społeczeństwo?

– W pewnym sensie tak. Media społecznościowe wpłynęły na nasze relacje z drugim człowiekiem. Wszystko możemy załatwić za pomocą  komputera czy telefonu. To szalenie zubaża więzi między ludźmi. Nie mając ze sobą bezpośredniego kontaktu, nie widzimy reakcji, mimiki twarzy, emocji, spojrzenia, gestów drugiego człowieka. Gdy rozmawiamy za pośrednictwem urządzeń, wydaje nam się, że wszystko można powiedzieć bez ogródek, nie zważając na uczucia innych. Ponadto ludzie coraz bardziej wystawiają w Internecie swą prywatność na widok publiczny.

– Być może w ten sposób zaspokajają potrzebę dowartościowania się i zwrócenia na siebie uwagi?

– Internet spowodował, że można sprzedawać nie tylko produkty, ale również swoje uczucia, zarówno te pozytywne, jak i negatywne: frustracje, złości. Często ludzie nawet nie zastanawiają się nad skutkami narażenia na śmieszność tego, co powinno być dla nich najcenniejsze. Niestety, politycy i inne osoby publiczne też nie dają nam dobrych wzorców. Czasami wydaje mi się, że kierują się zasadą: "Nieważne co, byle by o mnie mówiono". Stąd to skakanie sobie do oczu, napięcia, nerwy. Pamiętajmy, że media wychowują odbiorców przez spiętrzanie emocji, bo dzięki temu są chętniej czytane, słuchane, oglądane i klikane, a im więcej kliknięć, tym większe zainteresowanie reklamodawców. Stąd na przykład w Internecie takie znaczenie ma podchwytliwy tytuł. Jego sformułowanie to sztuka, on zachęca do kliknięcia. Dlatego często tytuły posługują się skrótami myślowymi, prowadzącymi do insynuacji. Jeśli ktoś nie doczyta, o czym jest artykuł, może powstać plotka, która dotyczy nie tylko naszych bliskich czy znajomych, ale również ludzi znanych z mediów.

– Dawniej plotka nie była tak szkodliwa, bo rozpowszechniano ją w mniejszym gronie. Dziś o tej opublikowanej na portalach internetowych wie cały świat.

– Plotka to taki wirus, zaszczepienie czegoś, co chwyci i będzie rozpowszechniane. Nieważne, czy jest to prawda, czy nieprawda, byleby się sprzedawało.

– Jak Internet wpływa na jakość dziennikarstwa, na język, zachowania, kształtowanie opinii?

– Wolność słowa jest zdobyczą demokracji, ale musi być właściwie pojmowana. Ona nie oznacza, że wszystko wolno. Patrząc na dziennikarstwo i media społecznościowe widzę, że jest ona źle pojmowana. Dziennikarze za wszelką cenę chcą zwrócić na siebie uwagę i szukają sensacyjnych tematów. Kierując się takimi zasadami, poruszają problemy mało ważne społecznie, ale przyciągające uwagę pospolitego odbiorcy. Przepraszam za dosadność, ale dziennikarze chcą się przypodobać motłochowi. Motłoch nie jest wykształcony i nie potrzebuje głębszych treści, analiz, komentarzy, namysłu. Powierzchowne wiadomości przeczyta w Internecie. Niestety, to oczekiwania motłochu narzucają standardy. Dla takiego niewymagającego odbiorcy dziennikarz nie musi pogłębiać swojej wiedzy, nie musi się przygotowywać do rozmowy, nie musi dbać o rzetelność przygotowanych tekstów, audycji lub programów, nie musi badać i weryfikować informacji w różnych źródłach. Po co ma to robić, skoro i tak odbiorca nie potrzebuje tych treści, bo poprzestanie na ciekawostkach, plotkach, sensacjach. Wszystko dzieje się na zasadzie jednego strzału, w którym nie ma pocisku, ale jest dużo huku i dymu.

– Dochodzimy do problemu kształtowania elit, które będą tworzyły i odbierały ambitne treści.

– Dawniej dbano o to, aby każdy przestrzegał pewnych zasad, ważnych dla jego środowiska. Dziś, wstyd powiedzieć, nawet wśród naukowców ich się nie przestrzega. Wszędzie obniżane są standardy. Być może jest to wpływ mediów. Wykształceni odbiorcy jeszcze filtrują i przyjmują z dystansem treści serwowane przez prasę, radio, telewizję, ale inni odbierają wszystko dosłownie.

– Kształci pan przyszłych dziennikarzy. Jakimi wskazówkami powinni się kierować, chcąc rzetelnie wykonywać ten zawód?

– Dziennikarz musi być dobrym człowiekiem, to znaczy umieć wczuwać się w to, co przeżywają inni. Trzeba rozumieć bliźniego, jeśli chce się w jego imieniu występować. Ryszard Kapuściński powiedział, że to nie jest zawód dla cyników. Dziennikarstwo jest nie tylko relacjonowaniem tego, co się dzieje. To także misja, pomoc słabszym, występowanie w ich imieniu, nagłaśnianie patologii, które nie służą dobru wspólnemu. Kandydaci na dziennikarzy muszą sobie także odpowiedzieć na pytanie, czy dla nich ważna jest otaczająca ich rzeczywistość i czy będą odpowiedzialnie o niej mówić? Powinni też kierować się zasadą: "Mówić – nie szkodząc; pokazywać – nie szokując; dawać świadectwo – nie oceniając".

– W jaki sposób mądrze korzystać z mediów?

– Pamiętam koniec 1989 roku i początek lat 90. Moje pokolenie było zafascynowane tym, że nareszcie w mediach można wszystko mówić, że nie są one takie nudne i siermiężne. Dziś widzimy, że wszystko poszło w drugą stronę. Stawia się na sensację i tanią rozrywkę, które przyciągają masowych odbiorców. Ponadto żadne media nie są obiektywne, bo mają tak zwaną linię programową i nią się kierują. Dlatego do publikacji medialnych trzeba podchodzić z dużym krytycyzmem. Kiedyś w Polsacie Mariusz Szczygieł prowadził program "Na każdy temat”, w którym podejmował różne sprawy społeczne. Jedną z nich była historia działającej w pewnym mieście agencji towarzyskiej. Jej właściciele byli piętnowani przez lokalną społeczność. Jednak kiedy zostali pokazani w tym programie, sąsiedzi zmienili do nich stosunek. Już ich nie piętnowali, ale patrzyli niemal z podziwem, bo oni wystąpili w telewizji. Rozminęło się to kompletnie z intencjami redaktora, który właśnie chciał ośmieszyć tę działalność. Rozmawiałem o tym z Mariuszem Szczygłem. Uważał, że wpadł w pułapkę, bo wypromował coś, czego nie powinien. Ten przykład pokazuje, jak media mogą oddziaływać na sposób odbierania świata przez odbiorców i relatywizowanie wartości. Dlatego uważam, że powinniśmy już od najmłodszych lat uczyć dzieci mądrego i roztropnego korzystania z mediów.

– Dziękuję za rozmowę.

Katarzyna Bernat

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO