PUBLICYSTYKA
Marzą o łazience...
W tym domu nie ma łazienki, więc gdy jedna z córek chce się wykąpać, to cała rodzina musi wyjść na dwór lub zamyka się w drugim pokoju. Tam jednak brakuje drzwi – na futrynie wiesza się tylko kotarę, której strzeże matka. Nikt w tym czasie nie ma prawa zajrzeć do drugiego pomieszczenia. Potem wszyscy idą spać, w niewielkim pokoju nawet dziesięć osób jednocześnie. A stoją tylko dwa łóżka...
Sytuacja rodziny Małgorzaty i Piotra Dudów jest trudna. W niewielkim, dwupokojowym domu w Radlinie mieszka dwanaście osób – rodzice oraz ich dziesięcioro pociech. Najstarsza córka ma 15 lat, najmłodszy syn raptem półtora roku. Są też bliźniaki. – Dopiero na sali porodowej dowiedziałam się, że nosiłam w brzuchu dwójkę. Nie wykryli tego nawet podczas USG – wspomina pani Małgorzata. – Powiem panu szczerze. Przy trzech ostatnich dzieciakach zastanawiałam się, czy po porodzie ich komuś nie oddać. Ale wtedy do głowy przychodziła myśl, co będzie, jeśli po czasie przyjdą do mnie i zapytają, dlaczego nie chciałam ich wychować. Nie mogłam na to pozwolić...
Dzieci – mimo ich liczby, mimo trudnych warunków– są wspaniałe: ładne, mądre, życzliwe i pomocne. Do tego domu wchodzi się z przyjemnością, bo już po kilku minutach widać, jak mocno rodzeństwo się kocha. Pupilkiem i oczkiem w głowie jest oczywiście najmniejszy Kubuś, ale tu każdy wspiera każdego. – Codziennie dziękuję Bogu za to, że urodziłam zdrowe dzieci – mówi szczęśliwa kobieta. Nawet dzisiaj, mimo że zima daje o sobie chwilami mocno znać, pociechy chorują bardzo rzadko. Mama częściej, ostatnio musiała wziąć serię zastrzyków z powodu przemrożenia rąk. – Człowiek po praniu wychodzi z mokrymi dłońmi na mróz i tak się wtedy dzieje. Nie mam wyjścia, ale wcale nie zamierzam narzekać – podkreśla.
Gorzej jest ze zdrowiem ojca, Piotra, który miał wypadek na budowie. Spadł z rusztowania, a deski przygniotły mu stopę. Lekarze wkręcili w nią kilka śrub, do tego doszły problemy z ubezpieczeniem, a rekonwalescencja się przedłużała. Dziś pan Piotr nadal nie może pracować, medycy mu tego póki co stanowczo zabraniają.
Wcześniej, gdy chodził codziennie do pracy, sytuacja rodziny była dużo lepsza. Teraz potrzebują wsparcia – zresztą otrzymują je od gminy oraz Caritasu. Pomagają też ludzie dobrej woli. Miesięcznie jednak dochody rodziny z zasiłku wynoszą zaledwie 1900 zł. – Ale ja jestem w stanie za to utrzymać rodzinę. Dzieci nie chodzą głodne – zapewnia Małgorzata. Pieniędzy brakuje jednak na inwestycje, a te są bardzo potrzebne.
Przede wszystkim konieczna jest budowa łazienki. Tu kluczowe jest wykopanie rowu i doprowadzenie wodociągu, a to spory, blisko 400–metrowy odcinek. Rodzina chciałaby również dostawić nowy pokój. – To nie jest kwestia tylko snu, ale przede wszystkim codziennego życia, żeby dzieci miały lepsze warunki do nauki, do odrabiania lekcji. Teraz nie mogą się skupić, bo zawsze te młodsze im przeszkadzają. A to odbija się na ocenach – tłumaczy mama.
Potrzeb jest oczywiście więcej – przydałyby się meble, fotele, dywany, ubrania, wózek spacerowy, pościel i koce. Ale też zabawki. – Marzeniem mojego syna jest samochód na akumulator. Bardzo chciałabym móc mu to podarować, ale mnie na to nie stać... Każda zabawka wywołuje na twarzach dzieciaków ogromną radość, a tej wszyscy tak bardzo potrzebujemy – mówi pani Małgorzata.
Mimo różnych kłopotów, w tym domu nikt nie traci wiary. Religia jest bardzo ważna – rodzina regularnie chodzi do kościoła, na ścianach wiszą święte obrazy, jest również zegar z Jasnej Góry. – To pamiątka z wycieczki. Zawsze musimy kupić jakiś drobiazg, gdy gdzieś jesteśmy. Niebawem młodsza córka jedzie z klasą do Łagiewnik. Ubłagam ich, żebym mogła jechać razem z nimi. Chcę tam bardzo pomodlić się za moją rodzinę – mówi mama. – Czasami gdy dzieci śpią, spoglądam na nie, potem zamykam oczy i mówię Bogu, jak bardzo jestem mu za nie wszystkie wdzięczna.
Jeżeli ktoś chciałby pomóc rodzinie z Radlina, proszony jest o kontakt z panią Małgorzatą pod numerem telefonu 724 311 588.
Tomasz Porębski