PUBLICYSTYKA
Mamy młodą ekipę
Rozmowa z Dariuszem Daszkiewiczem, trenerem Effectora Kielce.
- Już wkrótce długo wyczekiwany przez kibiców siatkówki dzień: 12 października, czyli oficjalna inauguracja PlusLigi. Czego tym razem możemy się spodziewać po zawodnikach Effectora Kielce?
– Wciąż intensywnie przygotowujemy się do rozpoczęcia rozgrywek. Trenujemy od sierpnia, w tej chwili jesteśmy na etapie gier kontrolnych i turniejów. Trzeba pamiętać, że z poprzedniego sezonu zostało nam zaledwie trzech zawodników. Mamy zupełnie nową ekipę, dużo młodszą. Jej budowę rozpoczęliśmy od podstaw.
- W wielu przypadkach są to siatkarze, którzy karierę mają dopiero przed sobą.
– Znanym zawodnikiem jest Piotrek Lipiński. Grał w wielu klubach, ma na koncie mistrzostwa Polski między innymi z niegdysiejszym Mostostalem Kędzierzyn-Koźle. Jednak do tej pory Piotrek nie dostawał zbyt wielu szans, z reguły był drugim rozgrywającym. U nas będzie numerem jeden. Mam nadzieję, że dobrze poprowadzi grę. Nasi Argentyńczycy też nie należą do znanych. Bruno Romanutti dobrą grą w rodzimej lidze dał się zauważyć trenerowi reprezentacji. Podobnie było w przypadku Cristiana Poglajena. Pozostali to zawodnicy najmłodszego pokolenia, tak jak Piotr Orczyk, który jest z nami od roku. Tkwi w nich potencjał, ale minie trochę czasu, zanim zaczną grać na najwyższym poziomie.
- Sezon jeszcze się nie rozpoczął, a już zanotowaliśmy pierwsze rozstanie...
– Mówi pan oczywiście o Denisie Nelsonie? Rozmawialiśmy z jego menadżerem, który też nie był pewien, na co go stać. Grzechem byłoby jednak Nelsona nie sprawdzić. Po miesiącu przekonaliśmy się, że nie jest on zawodnikiem, który poradziłby sobie w PlusLidze. Do jego motoryki nie można mieć zastrzeżeń, niestety brakuje mu techniki. Jeżeli będzie miał odpowiedni trening, jest w stanie grać na poziomie naszej I ligi, ale na najwyższy szczebel to wciąż za mało.
- Kiedy doczekamy się monolitu w Effectorze?
– Długa droga przed nami. Nowy rozgrywający musi poznać swoich partnerów. Siatkówka to bardzo szybka gra, w której centymetry decydują o skutecznym skończeniu ataków. Niemniej jednak widać już pierwsze owoce naszej pracy.
- Jak wygląda współpraca pomiędzy nowymi graczami, tymi doświadczonymi oraz starą gwardią kieleckiej drużyny, czyli Adrianem Staszewskim i Sławomirem Jungiewiczem?
– U nas różnice wiekowe są niewielkie. Mamy mocno odmłodzony skład – chyba najmłodszy w lidze, jeśli wyłączymy 34-letniego Lipińskiego. Ale problemów z komunikacją nie ma. Chłopaki dobrze się rozumieją, co widać na parkiecie. Wiadomo, błędy w grze zawsze będą. Grunt to rozmowa z trenerem i siatkarzami, jak je wyeliminować. Również Piotrek udziela pozostałym chłopakom wielu rad. Cieszę się, że przy tak doświadczonym rozgrywającym nie odpuszcza inny nasz gracz na tej pozycji, Nikodem Wolański. Chłopak walczy o swoje miejsce w zespole. Rywalizacja między rozgrywającymi wszystkim wyjdzie na dobre.
- Kontrowersje budzi Sławomir Jungiewicz, który między występami w PlusLidze zaliczył aż półtoraroczną roczną przerwę.
– Fizycznie wygląda jednak bardzo dobrze, nawet grama nadwagi, w jednym z meczów kontrolnych został nawet zawodnikiem meczu. Myślę, że pod tym względem Sławek jest przygotowany do rozgrywek. Ja się cieszę, że mamy dwóch siatkarzy, którzy będą walczyć o pozycję pierwszego atakującego. Bruno w drużynie argentyńskiej wygrał tę rywalizację. To są gracze o zupełnie innej charakterystyce ataku: Sławek skacze bardzo wysoko, Bruno skupia się na grze technicznej z niższego pułapu.
- Czego panu życzyć przed inauguracją rozgrywek?
– Zdrowia zawodników i odrobiny szczęścia.
Maciej Urban.