PUBLICYSTYKA
Mądrość błazna
Istniał przed wiekami pewien elitarny zawód. Uprawiający go musiał mieć poczucie humoru i sporą dozę bezczelności – bez niej nigdy nie był dobry w swym fachu. Kłopot polegał na tym, że bezczelność mogła go łatwo zaprowadzić na szafot, więc przydawały się intuicja i wyczucie sytuacji. No i stalowe nerwy, bo w profesję było wpisane przyjmowanie na klatę najgorszych zniewag. Zawód nie przynosił kokosów, ale miał jedną bezcenną cechę – swemu szefowi można było wygarnąć prawdę w oczy. Dlatego ta praca miała głęboki sens. I dlatego niejeden błazen – bo o nim mowa – przeszedł do historii.
Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – mawiał lord Acton. Mądry władca zna to niebezpieczeństwo i stara się go unikać. Zatrudnienie błazna jest na to całkiem niezłym sposobem. Oczywiście, powinien to być mistrz w swym fachu, bo inaczej cała zabawa nie ma sensu. To musi być ktoś, kto pokaże, gdzie władca popełnia błędy; ktoś, kto nie będzie się bał go skrytykować, a nawet – jeśli zajdzie potrzeba – nieźle opieprzyć. Ktoś, kto będzie bezstronny i wolny od układów. Jak dziecko z bajki Andersena, które jako jedyne miało odwagę krzyknąć: „Król jest nagi!”.
Tak więc błazen się naprawdę przydaje. Nawet dziś, choć oczywiście teraz inaczej się nazywa i pracuje na innych zasadach. Dziś mówimy na niego satyryk. Z tym, że jego robota ma współcześnie sens wyłącznie wtedy, gdy skupia się na rządzących, nie na tych, którzy z nimi przegrali, co w przypadku naszych satyryków jest zjawiskiem dość częstym. Nasi wesołkowie przez całe lata wyśmiewali się z opozycji, czyli Jarosława Kaczyńskiego i PiS, co było dość żałosne, bo to żadna sztuka ani przejaw odwagi.
I tylko jeden Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju robił odwrotnie – w swej „Radzie Ministrów” wziął na widelec rząd Donalda Tuska i bezlitośnie go punktował. Władza się zmieniła, rządzi PiS, więc i Górski zmienił program. Teraz robi „Ucho Prezesa”, z którego śmieje się pół Polski, nie wyłączając samego bohatera, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Pan prezes twierdzi zresztą, że audycja bardzo mu się podoba i z niecierpliwością czeka na kolejne odcinki. Pozostaje wierzyć, że mówi szczerze i wyciąga z satyry Górskiego wnioski, bo ten bezlitośnie obnaża niedoskonałości obecnej władzy i dba o to, by nie popadła w samozadowolenie. Wszak nie ma przecież władzy doskonałej. Każda czasem błądzi, choć bywa, że jej sympatycy z oporami przyjmują to do wiadomości, przeświadczeni widać, że rządzą nami anioły nie ludzie. Robert Górski pomaga zejść na ziemię i podziękujmy mu za to.
Przecież nie każdy ma mądrość błazna…
Tomasz Natkaniec