PUBLICYSTYKA
Listy w ruchu
„To jest porządny kiosk Ruchu, ja tu mięso mam!” – krzyczała ekspedientka w jednej ze scen kultowego filmu „Miś”. Dzisiaj co prawda mięsa w kiosku nie kupimy, ale odebrać ważną przesyłkę sądową już możemy. A nawet musimy, bo taką nowość zafundował nam minister sprawiedliwości. Co bardziej złośliwi twierdzą, że tego to nawet Bareja by nie wymyślił...
Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Sprawiedliwości ogłosiło przetarg na dostarczanie przesyłek sądowych i prokuratorskich. Wygrała go Polska Grupa Pocztowa, bo jej oferta okazała się tańsza od propozycji Poczty Polskiej o około 80 mln zł. PGP, aby obsłużyć dwuletni kontrakt na kwotę pół miliarda, podpisała umowę z Ruchem oraz InPostem. Dzięki temu spółka mogła wykazać się współpracą z 7543 placówkami, z których ponad połowa jest otwarta w soboty, a część także w niedziele. I nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego, gdyby nie fakt, jak... wyglądają te placówki.
Wezwania na bazarach
Większość z nich to kioski, agencje finansowe oraz osiedlowe sklepiki spożywcze – zazwyczaj takie, w których głównym towarem jest alkohol. Odbiór w schludnym saloniku prasowym to jednak nic strasznego. Niestety, znane są przypadki, gdy zdezorientowani odbiorcy swoje przesyłki znajdowali w... budzie na bazarze. W wykazie punktów są też prawdziwe rodzynki. Polacy od stycznia po swoje przesyłki muszą zgłaszać się m.in. do... sklepu rybnego lub zoologicznego. W dodatku często jest to punkt znacznie oddalony od ich miejsca zamieszkania.
- Mamy poważne zastrzeżenia do realizacji tej usługi – podkreśla mecenas Edward Rzepka, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Kielcach. – To bardzo ważna korespondencja, której bezpieczeństwo stało się teraz mocno wątpliwe. Przesyłki są przyjmowane przez niedoświadczonych i niewyszkolonych sprzedawców, którzy nie gwarantują zachowania tajemnicy. Wyobraźmy sobie, że Jan Kowalski dostaje wezwanie na rozprawę z sądu rodzinnego lub karnego. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że zaraz dowie się o tym cała okolica, w której mieszka…
Brak zaufania
W Kielcach funkcjonuje obecnie około 50 punktów, w których można odebrać przesyłki sądowe. Na szczęście u nas żadne sklepy rybne nie zostały wdrożone do projektu – najliczniejszą grupę stanowią kioski Ruchu, ale funkcjonują też punkty z ubezpieczeniami, kredytami oraz poborem opłat. Dokładny wykaz miejsc znajdziemy na stronie PGP - www.pgpsa.pl, choć oczywiście w pierwszej kolejności musimy kierować się informacjami podanymi na awizie.
Problem mają odbiorcy, ale sytuacja nie jest też łatwa dla sprzedawców. – Zwłaszcza wtedy, gdy musimy wylegitymować odbiorcę przesyłki. Ludzie złoszczą się, pytają dlaczego mają nam pokazywać swoje dowody tożsamości. Twierdzą - zresztą słusznie - że nie jesteśmy pracownikami państwowymi. Tymczasem my mamy obowiązek weryfikacji. Inaczej nie możemy wydać korespondencji – mówi pracownica jednego z kieleckich kiosków. Oczywiście anonimowo, bo choć dla sprzedawców to utrapienie, to jednak przynoszące korzyści finansowe. Za każdy przekazany list otrzymują złotówkę.
Ale to nie wszystko. W trakcie zbierania materiałów do tego artykułu, odwiedziliśmy kilka takich punktów. Co ciekawe, dwa z nich były zamknięte na cztery spusty. Na drzwiach znaleźliśmy kartkę z informacją o kilkudniowej przerwie w pracy oraz wskazówki, gdzie klienci mogą odebrać prenumeratę lub zakupić bilety parkingowe. O sądowych przesyłkach – ani słowa. Co zatem ma zrobić zdesperowany adresat w przypadku choroby właściciela kiosku, często jedynego pracownika, która automatycznie skutkuje zamknięciem punktu? Cierpliwie czekać...
Nie nadążają
- Z tym wiąże się kolejny problem. Wcześniej poczta awizowała wezwanie dwukrotnie. Pierwszy raz, gdy adresata nie było w domu, a potem po siedmiu dniach, gdy nie odebrał jej w placówce. Teraz awizo pojawia się tylko raz. Zawodzi również forma doręczania. W naszym mieście zdarzyły się już niedopuszczalne sytuacje. W miejscu, w którym znajduje się kilka kancelarii prawnych, pracownicy dosłownie na wycieraczce znajdowali kilkanaście awiz bez wskazania dokładnego adresu. Na blankietach było tylko napisane: „kancelaria adwokacka Kielce”. Dostrzegamy zatem całą masę patologii, a obawiamy się, że to dopiero początek – mówi Edward Rzepka.
Te zresztą dostrzegają też inni nasi rozmówcy. Adwokaci żalą się, że pocztę dostają niepełną, a do tego niezbyt często. Gdy jeden z prawników zadzwonił z pretensjami do biura obsługi klienta, usłyszał, że kurierzy nie mogą pojawiać się u niego codziennie. Dlatego przyjeżdżają rzadko, dostarczając od razu dużą liczbę przesyłek. A te trzeba przeczytać, przeanalizować i odpisać. To wymaga czasu, a w przypadku sądowych listów, nie ma go dużo. Złoszczą się również pracownicy sądów, którzy tzw. „zwrotki” (informacje o doręczeniu) otrzymują też bardzo rzadko, ale za to hurtowo.
– Jesteśmy otwarci na dialog i wszelkie usprawnienia, nie możemy jednak odnosić się do zarzutów niepotwierdzonych szczegółowymi danymi – tłumaczy Leszek Żebrowski, prezes PGP. I dodaje, że zgodnie ze statystykami dotyczącymi awizacji przesyłek nadanych od 2 do 10 stycznia, aż 85 proc. z nich zostało skutecznie doręczonych – dla pozostałych nie zakończył się proces awizacji. Żebrowski poinformował również, że od początku roku PGP dostarcza dziennie średnio od 300 do 400 tys. listów na rzecz sądów i prokuratur. W tym czasie klienci złożyli tylko 306 reklamacji.
I co dalej?
To jednak nie koniec problemów spółki. W ostatnim tygodniu Prokuratura Okręgowa w Krakowie, na wniosek Poczty Polskiej, wszczęła śledztwo w sprawie przetargu. Prokuratorzy sprawdzają, czy jego zwycięzca dysponuje odpowiednią infrastrukturą i liczbą pracowników. Chodzi przede wszystkim o posiadanie placówek w każdej gminie. Zdaniem Poczty Polskiej, jest ona jedyną firmą, która może w bezpieczny sposób obsługiwać korespondencję z sądów i prokuratur, bo ma doświadczenie oraz sieć okienek pocztowych w kraju.
- Tego typu zarzuty Poczty Polskiej to całkowita desperacja. Sprawa przetargu została wnikliwie zbadana przez Centrum Zakupów dla Sądownictwa oraz Krajową Izbę Odwoławczą. Nie było żadnych zastrzeżeń, ale oczywiście zgłaszamy gotowość do współpracy. Udzielimy śledczym wszelkich potrzebnych informacji – podkreśla Żebrowski.
Tomasz Porębski