PUBLICYSTYKA
Lek bezcenny jak życie
Rdzeniowy zanik mięśni (SMA) jeszcze niedawno był traktowany jak wyrok. Ta choroba odbiera siły, możliwość poruszania się, oddychania. Jakiś czas temu pojawiło się światełko w tunelu – lek o nazwie nusinersen, hamujący jej postęp. Niestety, nie jest jeszcze zarejestrowany w Polsce.
Wszyscy chorzy na SMA walczą, by to się zmieniło. Wśród nich jest Marta Słomka, cierpiąca od dziecka na tak zwaną postać drugą rdzeniowego zaniku mięśni.
Grunt to się nie poddawać
– Kiedy moi rodzice usłyszeli diagnozę, przeżyli szok. To był dla nich prawdziwy horror, ale nie poddali się. Cały czas walczyli o mnie i razem ze mną. To dzięki ich staraniom jestem tu, gdzie jestem, choć statystycznie powinnam już nie żyć – opowiada.
Marta ma 27 lat i choć choroba z roku na rok odbiera jej coraz więcej sił, ona się nie poddaje. Skończyła studia prawnicze i przygotowanie pedagogiczne. Jest wykładowcą, pomaga innym chorym, ale to nie wszystko – cały czas szkoli się i wyznacza sobie nowe cele.
– Nie skupiam się na chorobie. Chociaż nie mogę biegać i robić wielu innych rzeczy, to jednak staram się korzystać z życia jak najwięcej. Robię wszystko, by kiedyś, kiedy będę żegnać się z tym światem, być zadowoloną z tego, co przeżyłam. Myślę, że każdy powinien tak żyć, bo jedyną niepełnosprawnością człowieka jest złe nastawienie – wyznaje.
Jest nadzieja
Marta taka właśnie jest: choć bardzo cierpi, w ogóle tego nie okazuje. Zaraża uśmiechem wszystkich dookoła. Trudno nie podziwiać jej za wielką siłę. Jeszcze więcej energii dodała Marcie świadomość, że SMA można zahamować: – Do ubiegłego roku żyłam w przekonaniu, że nie ma dla mnie ratunku. Jedyne, co mogłam, to nie załamywać się i ćwiczyć każdego dnia, by niwelować skutki choroby. Nagle pojawiła się informacja o leku, który może to wszystko zmienić. To jest nadzieja.
Póki co jednak lek nie jest oficjalnie zarejestrowany w Polsce. W tej chwili korzysta z niego jedynie kilkoro dzieci w ramach programu wczesnego dostępu.
– Nusinersen podawany jest dzieciom cierpiącym na najcięższą postać choroby, czyli SMA 1. Leczenie odbywa się w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i jest możliwe dzięki firmie Biogen oraz decyzji ministra zdrowia, dopuszczającej preparat do stosowania w Polsce przed jego oficjalnym zarejestrowaniem – opowiada Marta. I choć ona z tej szansy na razie skorzystać nie może, to jednak ma nadzieję, że to się zmieni. – My, dorośli, musimy cierpliwie czekać. Oczywiście bardzo się cieszę, że dzieci otrzymały taką szansę, bo są najbardziej zagrożone, ale myślę, że każdy na nią zasługuje niezależnie od wieku i postaci choroby. Wszyscy chcemy żyć.
Będą walczyć
Marta Słomka wraz z grupą przyjaciół robi wszystko, by informacja o tej szansie dotarła do jak największej grupy osób. Razem chcą walczyć o to, by lek nie tylko został dopuszczony do obrotu w Polsce, ale też był refundowany. Zorganizowali już koncert „Tak dla dorosłych z SMA w Polsce”. Zebrane pieniądze zostaną przeznaczone na kolejne tego typu wydarzenia.
– Walczę w imieniu wszystkich dotkniętych tą chorobą. Chcę rozpropagować akcję w całej Polsce. Nie zależy nam na pieniądzach. Pragniemy jedynie, by wszyscy, którzy cierpią na rdzeniowy zanik mięśni, mieli dostęp do leczenia – mówi.
Martę wspiera wiele osób: samorządowcy, biznesmeni, politycy. Potrzeba jednak znacznie więcej. – Podejmujący w tej sprawie decyzje muszą zobaczyć, jak wielką wolę walki mają chorzy. Musimy trzymać się razem, bo tylko tak coś osiągniemy – podkreśla.
Marta Słomka walczy, choć nikt nie daje jej stuprocentowej gwarancji, że skorzysta z Nusinersenu, nawet jeśli lek będzie dostępny w Polsce. – Nie wiadomo, czy ten lek będą mogły przyjmować osoby, które mają w kręgosłup wszczepiony pręt. A wielu chorych go ma, ja również. Póki co jednak o tym nie myślę. Nie walczę tylko dla siebie. Musi być dobrze – mówi Marta.
A Ministerstwo?
Wysłaliśmy do Ministerstwa Zdrowia pytanie, czy jest szansa, że ten lek będzie dostępny w Polsce dla wszystkich chorych na SMA, niezależnie od wieku i stopnia choroby. Oto odpowiedź:
„Obecnie – w celu zapewnienia leczenia większej grupy pacjentów – możliwe jest sprowadzenie z zagranicy tego produktu leczniczego (nie posiada on pozwolenia na dopuszczenie do obrotu na terytorium Polski) w ramach procedury tzw. importu docelowego. Stanowią o tym przepisy art. 4 ustawy Prawo farmaceutyczne. Jeśli lekarz prowadzący leczenie podejmie decyzję o wprowadzeniu do leczenia leku, który nie jest dopuszczony do obrotu w Polsce, należy wypełnić zapotrzebowanie na sprowadzenie produktu leczniczego z zagranicy, a jego zasadność potwierdza konsultant krajowy bądź konsultant wojewódzki w danej dziedzinie medycyny. Potwierdzone przez konsultanta zapotrzebowanie wraz z informacją dotyczącą choroby pacjenta należy przesłać do Ministerstwa Zdrowia w terminie nie dłuższym niż 60 dni od dnia wystawienia” – napisała Milena Kruszewska, rzecznik prasowy Ministra Zdrowia.
Czyli – nadal nic nie wiadomo.
Iwona Gajewska